Gdy głos mojej córki boli bardziej niż cisza: Historia matki między miłością, rozczarowaniem a nadzieją
– Mamo, nie mam teraz czasu, oddzwonię później – słyszę w słuchawce głos mojej córki, Zuzanny. Słowa te, wypowiedziane w pośpiechu, bolą bardziej niż gdyby nie odezwała się wcale. Odkładam telefon na stół i przez chwilę wpatruję się w ścianę, jakby tam miała pojawić się odpowiedź na wszystkie moje pytania. W mieszkaniu panuje cisza, którą przerywa tylko tykanie zegara i szum samochodów za oknem.
Zawsze myślałam, że będziemy z Zuzą blisko. Kiedy była mała, tuliła się do mnie wieczorami, opowiadała o swoich marzeniach i lękach. Teraz mam wrażenie, że jestem dla niej tylko numerem na wyświetlaczu telefonu – numerem, który można zignorować lub oddzwonić wtedy, gdy czegoś potrzebuje.
Pamiętam dzień, kiedy wszystko zaczęło się psuć. Była wtedy w liceum, a ja – jak każda matka – chciałam dla niej jak najlepiej. Może za bardzo naciskałam na naukę, może za często pytałam o jej znajomych. „Nie rozumiesz mnie!” – krzyczała wtedy, trzaskając drzwiami swojego pokoju. Potem przyszły studia w Warszawie i coraz rzadsze wizyty w domu. Z czasem nasze rozmowy ograniczyły się do krótkich telefonów: „Mamo, przelejesz mi coś na czynsz?”, „Mamo, mogłabyś wysłać mi paczkę z jedzeniem?”.
Czułam się potrzebna tylko wtedy, gdy mogłam coś dać. Ale czy to nie jest właśnie rola matki? Dawać bez oczekiwania wdzięczności? Próbowałam tłumaczyć sobie jej zachowanie – młodość, nowe życie, presja studiów. Ale z każdym kolejnym rokiem czułam się coraz bardziej przezroczysta.
Ostatnie święta spędziłam sama. Zuzanna zadzwoniła rano: „Mamo, nie dam rady przyjechać. Mam tyle pracy na uczelni… Może spotkamy się po Nowym Roku?”. Usiadłam wtedy przy stole nakrytym dla dwóch osób i patrzyłam na pusty talerz naprzeciwko siebie. Przez chwilę miałam ochotę zadzwonić do siostry albo sąsiadki, ale wstydziłam się przyznać do samotności.
Czasem zastanawiam się, czy to ja zawiodłam jako matka. Może byłam zbyt wymagająca? Może za mało mówiłam jej, że ją kocham? Kiedyś próbowałam z nią o tym porozmawiać.
– Zuzia, tęsknię za tobą. Chciałabym, żebyśmy częściej rozmawiały – powiedziałam cicho podczas jednej z naszych rozmów.
– Mamo, przecież rozmawiamy! Po prostu mam teraz dużo na głowie… – odpowiedziała zirytowana.
Nie chciałam jej obciążać swoimi uczuciami. Wiem, że młodzi ludzie mają swoje życie, swoje sprawy. Ale czy to znaczy, że matka przestaje być ważna?
Ostatnio zaczęłam chodzić na spacery po parku Szczytnickim. Obserwuję tam matki z dziećmi – śmieją się razem, rozmawiają o błahostkach. Czasem podchodzę do ławki i siadam obok starszych kobiet. Rozmawiamy o pogodzie, o cenach w sklepach, o zdrowiu. Ale żadna z nich nie mówi głośno o tym, co naprawdę boli – o tęsknocie za bliskością własnych dzieci.
Kilka dni temu zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Halina.
– Gabrysiu, czemu tak rzadko cię widuję? Wszystko w porządku?
– Tak, wszystko dobrze – skłamałam odruchowo.
– Wiesz… moja Basia też rzadko dzwoni. Ale jak już zadzwoni, to przynajmniej zapyta, co u mnie słychać – powiedziała z westchnieniem.
Zazdrościłam jej tej jednej rozmowy tygodniowo z córką. U mnie każda rozmowa to walka z własną dumą i strachem przed kolejnym odrzuceniem.
Wczoraj zebrałam się na odwagę i napisałam do Zuzi dłuższą wiadomość:
„Córeczko, wiem, że masz dużo spraw na głowie. Chciałabym tylko wiedzieć, co u Ciebie słychać i czy jesteś szczęśliwa. Tęsknię za Tobą.”
Odpisała po kilku godzinach:
„Mamo, wszystko ok. Dam znać jak będę miała więcej czasu.”
Znowu poczułam ten znajomy ucisk w gardle. Czy naprawdę tak trudno znaleźć chwilę dla matki? Czy to ja jestem zbyt wymagająca?
Wieczorem zadzwonił mój brat Marek.
– Gabryśka, musisz dać jej trochę luzu. Młodzi teraz są inni…
– Ale ja nie chcę być tylko bankomatem albo kucharką na odległość! – wybuchłam nagle.
– Wiem… Ale może jak przestaniesz czekać na jej telefon, sama zatęskni?
Łatwo powiedzieć… Każdego dnia czekam na ten jeden sygnał – wiadomość albo telefon – który przywróci mi nadzieję.
Dziś rano usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na ludzi spieszących się do pracy. Pomyślałam o wszystkich matkach w Polsce – tych samotnych w swoich mieszkaniach, czekających na znak od dzieci. Czy one też czują ten ból? Czy też boją się zadzwonić pierwszy raz po długim czasie ciszy?
Czasem wydaje mi się, że łatwiej byłoby zaakceptować ciszę niż słuchać chłodnego głosu własnego dziecka. Ale potem przypominam sobie te wszystkie chwile bliskości i wierzę, że jeszcze kiedyś wrócą.
Może powinnam nauczyć się żyć dla siebie? Może powinnam znaleźć nową pasję albo przyjaciółkę do wspólnych spacerów? Ale czy można naprawdę przestać tęsknić za własnym dzieckiem?
Czy jestem jedyną matką w Polsce, która czuje się tak bardzo samotna mimo tego, że ma dziecko? Czy Wy też czasem boicie się odezwać pierwsi?