Zostałam z ojcem, gdy brat układał sobie życie. Ale testament ojca złamał mi serce…

— Znowu się spóźniłaś, Anka. — Ojciec nawet nie spojrzał na mnie, kiedy weszłam do kuchni z siatkami pełnymi zakupów. — Twój brat już by dawno wszystko załatwił.

Zacisnęłam zęby, czując znajome ukłucie w żołądku. Michał, mój młodszy brat, zawsze był tym lepszym. Ojciec powtarzał to od lat, jakby chciał, żebym w końcu uwierzyła, że jestem gorsza. A przecież to ja tu zostałam, kiedy mama odeszła, to ja gotowałam obiady, sprzątałam, prałam, dbałam o dom, kiedy Michał wyjechał na studia do Warszawy i wracał tylko na święta.

— Przepraszam, tato, autobus się spóźnił — odpowiedziałam cicho, rozpakowując zakupy. W głowie dudniły mi słowa, których nie miałam odwagi wypowiedzieć na głos: „To ja tu jestem, to ja się tobą opiekuję, to ja rezygnuję z własnego życia”.

Michał zadzwonił wieczorem. Słyszałam, jak ojciec śmieje się do słuchawki, jakby nagle odmłodniał o dwadzieścia lat. — Tak, synku, oczywiście, że przyjedziesz na Wielkanoc. Anka wszystko przygotuje. — Nawet nie zapytał, czy mam czas, czy dam radę. Po prostu założył, że będę.

Kiedyś próbowałam z nim o tym rozmawiać. — Tato, czemu zawsze stajesz po stronie Michała? — zapytałam, mając dwadzieścia dwa lata i złamane serce po pierwszym poważnym rozczarowaniu miłosnym. — Przecież to ja tu jestem, to ja ci pomagam.

Ojciec spojrzał na mnie z chłodnym dystansem. — Michał jest młodszy, musi sobie radzić. Ty jesteś starsza, powinnaś być odpowiedzialna.

Odpowiedzialna. To słowo ciążyło mi na barkach jak kamień. Przez lata nie miałam własnego życia. Nie wyjechałam na studia, choć marzyłam o filologii polskiej w Krakowie. Zostałam, bo ojciec nie potrafił sam ogarnąć codzienności po śmierci mamy. Michał wyfrunął z gniazda, a ja zostałam w nim zamknięta.

Czasem, kiedy patrzyłam na siebie w lustrze, widziałam zmęczoną kobietę z cieniami pod oczami i rękami popękanymi od mycia podłóg. Michał przyjeżdżał w drogich ubraniach, z nowym telefonem, opowiadał o pracy w korporacji i planach na wakacje w Hiszpanii. Ojciec słuchał go z zachwytem, a ja czułam się przezroczysta.

Wszystko zmieniło się, gdy ojciec zachorował. Z dnia na dzień stał się słabszy, coraz częściej potrzebował pomocy. Michał przyjechał tylko raz, na dwa dni. — Anka, nie mogę rzucić pracy. Ty jesteś na miejscu, dasz radę — powiedział, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

Przez dwa lata opiekowałam się ojcem sama. Nocami wstawałam do niego, podawałam leki, zmieniałam pościel, gotowałam zupy, które ledwo przełykał. Czasem płakałam po cichu w łazience, żeby nie słyszał. Czułam się jak cień samej siebie, ale nie miałam wyjścia. Przecież to mój ojciec.

Kiedy zmarł, poczułam ulgę i pustkę jednocześnie. Dom był cichy, aż bolało. Michał przyjechał na pogrzeb z narzeczoną, uśmiechnięty, jakby nic się nie stało. — Trzymaj się, Anka — powiedział, obejmując mnie niezręcznie. — Teraz wszystko się ułoży.

Nie wiedziałam, co miał na myśli. Przez kilka tygodni żyłam jak w zawieszeniu, aż przyszedł list z kancelarii notarialnej. Testament ojca. Serce waliło mi jak młotem, kiedy czytałam:

„Cały majątek, w tym dom rodzinny, przekazuję mojemu synowi Michałowi.”

Nie wierzyłam własnym oczom. Przecież to ja tu mieszkałam, ja dbałam o ten dom, ja poświęciłam wszystko. Michał nawet nie wiedział, gdzie leżą klucze do piwnicy!

— Michał, jak mogłeś? — zadzwoniłam do niego z płaczem. — Przecież to niesprawiedliwe!

— Anka, to decyzja ojca. Może uznał, że tak będzie lepiej. Ty i tak nie masz pieniędzy na utrzymanie tego domu. Ja mogę go sprzedać i podzielimy się pieniędzmi — odpowiedział chłodno, jakby rozmawiał z obcą osobą.

— Ale to mój dom! — krzyknęłam, czując, jak łzy spływają mi po policzkach. — Tu jest całe moje życie!

— Anka, nie przesadzaj. Zacznij wreszcie żyć własnym życiem. — Rozłączył się.

Przez kolejne dni chodziłam po pustych pokojach, dotykałam ścian, które malowałam własnymi rękami, patrzyłam na ogród, który pielęgnowałam przez lata. Każdy kąt przypominał mi o poświęceniu, o samotnych wieczorach, o tym, jak bardzo chciałam być choć raz doceniona.

Sąsiedzi pytali, co zamierzam. — Nie wiem — odpowiadałam. — Może powinnam wyjechać, zacząć od nowa. Ale jak zostawić wszystko?

Pewnej nocy śnił mi się ojciec. Stał w kuchni, patrzył na mnie surowym wzrokiem. — Anka, życie to nie tylko poświęcenie. Trzeba umieć walczyć o swoje.

Obudziłam się z mokrą poduszką. Może miał rację? Może powinnam walczyć? Ale jak? Przecież Michał ma prawo do domu. Prawo, ale czy ma serce?

Dziś siedzę na schodach przed domem, patrzę na zachodzące słońce i myślę: czy warto było poświęcić wszystko dla rodziny, która nie potrafiła mnie docenić? Czy lojalność wobec bliskich zawsze musi oznaczać stratę siebie?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy walczylibyście o dom, czy zaczęli nowe życie gdzie indziej?