Zaproszenie, które zmieniło wszystko: Historia o zdradzie, przebaczeniu i sile kobiety

…piersi, jakby chciało wyrwać się z klatki. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz zemdleję.

– Mamo, co się stało? – zapytała Zosia, moja córka, która właśnie wróciła ze szkoły. Stała w progu kuchni z plecakiem na jednym ramieniu, patrząc na mnie z niepokojem.

Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Pokazałam jej tylko kopertę. Przeczytała nazwiska i zmarszczyła brwi.

– To jakiś żart? – spytała cicho.

Pokręciłam głową. Nie, to nie był żart. To była rzeczywistość, która właśnie roztrzaskała się o moją twarz z całą siłą.

Pawła poznałam na studiach w Krakowie. Był wtedy najprzystojniejszym chłopakiem na roku – przynajmniej dla mnie. Miał ten uśmiech, który rozbrajał każdą moją złość i sprawiał, że czułam się wyjątkowa. Anna była moją przyjaciółką od podstawówki. Razem przeżywałyśmy pierwsze miłości, pierwsze rozczarowania, razem płakałyśmy po niezdanych egzaminach i śmiałyśmy się do łez na szkolnych wycieczkach. Byłyśmy nierozłączne.

Kiedy Paweł pojawił się w moim życiu, Anna była pierwszą osobą, której o nim opowiedziałam. Pamiętam jej szeroki uśmiech i to, jak ściskała mnie za rękę.

– W końcu! – śmiała się wtedy. – Zasługujesz na kogoś takiego!

Nie wiedziałam wtedy, że kilka lat później to ona będzie trzymać go za rękę na swoim ślubie.

Zosia usiadła naprzeciwko mnie. Miała dopiero szesnaście lat, ale jej oczy były poważne i pełne troski.

– Nie musisz tam iść – powiedziała stanowczo.

– Wiem – odpowiedziałam cicho. – Ale…

Nie dokończyłam. Bo co miałam powiedzieć? Że czuję się upokorzona? Że nie rozumiem, jak można być tak bezdusznym? Że wciąż boli mnie to rozstanie, choć minęły już dwa lata?

Wróciłam myślami do tamtego dnia. Paweł wrócił późno z pracy. Był dziwnie milczący. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole i długo patrzył w swoje dłonie.

– Muszę ci coś powiedzieć – zaczął wtedy. – To nie jest twoja wina…

Wiedziałam już, co powie. Czułam to od miesięcy. Oddalaliśmy się od siebie, coraz częściej milczeliśmy przy kolacji, coraz rzadziej dotykaliśmy się przypadkiem w kuchni. Ale nigdy nie przypuszczałam, że powodem będzie Anna.

– Zakochałem się w kimś innym – powiedział w końcu. – W Ance.

Pamiętam ten moment jak przez mgłę. Krzyk w głowie, łzy spływające po policzkach i ciszę, która zapadła po jego słowach. Potem były tygodnie bólu, rozmów z mamą przez telefon i nieprzespane noce.

Mama była wściekła.

– Jak on mógł ci to zrobić?! – krzyczała do słuchawki. – A ta twoja Anka… Nigdy jej nie ufałam!

Ale ja ufałam. I to bolało najbardziej.

Przez dwa lata próbowałam poukładać swoje życie na nowo. Skupiłam się na pracy w bibliotece miejskiej, na Zosi i na sobie. Czasem spotykałam Pawła na ulicy – zawsze z Anką. Oboje spuszczali wzrok.

A teraz dostałam zaproszenie na ich ślub.

Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy koleżanki pytały:

– Coś się stało?

– Nic takiego – odpowiadałam wymijająco.

Ale wieczorami płakałam w poduszkę jak nastolatka po pierwszym zawodzie miłosnym.

W końcu zadzwoniła do mnie mama.

– Słyszałam od ciotki Basi, że Paweł i Anna biorą ślub – zaczęła bez ogródek. – Dostałaś zaproszenie?

– Tak…

– I co zamierzasz?

– Nie wiem…

– Ja bym im napluła w twarz! – syknęła mama. – Ale ty zawsze byłaś za dobra dla ludzi.

Zastanawiałam się nad tym długo. Czy powinnam pójść? Pokazać im, że jestem ponad to? A może to tylko kolejny cios w moje serce?

Zosia obserwowała mnie uważnie przez cały tydzień.

– Mamo… Może powinnaś tam pójść? Zamknąć ten rozdział? – zapytała pewnego wieczoru.

Spojrzałam na nią zdziwiona.

– Po co miałabym to robić?

– Żeby pokazać sobie samej, że już cię to nie rani…

Nie byłam tego taka pewna.

W dzień ślubu obudziłam się wcześnie rano. Przez chwilę leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit. W końcu podjęłam decyzję: pójdę tam. Nie dla nich – dla siebie.

Wyciągnęłam z szafy granatową sukienkę, którą kupiłam rok temu na wesele kuzynki. Uczesałam włosy w prosty kok i zrobiłam delikatny makijaż. Zosia patrzyła na mnie z dumą.

– Wyglądasz pięknie – powiedziała cicho.

Pojechałyśmy razem tramwajem do kościoła św. Floriana. Kraków był tego dnia upalny i duszny; powietrze drżało nad brukiem Rynku.

W kościele było już mnóstwo ludzi. Rodzina Pawła patrzyła na mnie z mieszaniną współczucia i ciekawości. Anna stała przed ołtarzem w białej sukni, promieniała szczęściem. Paweł wyglądał na spiętego.

Kiedy mnie zobaczyli, Anna spuściła wzrok, a Paweł lekko skinął głową. Przez chwilę poczułam się jak intruz we własnym życiu.

Msza ciągnęła się w nieskończoność. Siedziałam obok Zosi i walczyłam ze łzami. W głowie miałam tysiące wspomnień: nasze wspólne wakacje nad Bałtykiem, śmiech przy grillu u teściów, wieczory spędzone na rozmowach z Anką o wszystkim i o niczym.

Po ceremonii podeszłam do nich z wymuszonym uśmiechem.

– Gratuluję – powiedziałam cicho.

Anna spojrzała mi prosto w oczy po raz pierwszy od dwóch lat.

– Przepraszam… – wyszeptała drżącym głosem.

Paweł milczał.

Nie odpowiedziałam nic więcej. Odwróciłam się i wyszłam z kościoła na rozgrzany krakowski bruk. Zosia dogoniła mnie po chwili.

– Jesteś dzielna – powiedziała cicho i mocno mnie przytuliła.

W domu długo siedziałam przy oknie, patrząc na zachodzące słońce nad dachami kamienic. Czułam ulgę i smutek jednocześnie. Ale wiedziałam już jedno: przeszłość nie ma nade mną władzy. To ja decyduję o swoim życiu.

Czy można wybaczyć zdradę? Czy warto próbować zamykać stare rany? A może czasem trzeba po prostu pozwolić sobie odejść dalej? Co wy byście zrobili na moim miejscu?