Zadłużeni po uszy: Jak jedna pożyczka rozbiła moją rodzinę
– Znowu dzwoniła twoja mama – powiedziałam, nie patrząc na Marcina. Stał w kuchni, opierając się o blat, z kubkiem kawy w ręku. W powietrzu wisiała cisza, gęsta jak śmietana, którą kiedyś razem ubijaliśmy do niedzielnych deserów. Teraz nawet kawa smakowała gorzko.
– I co chciała? – zapytał, choć dobrze wiedział. Od tygodni rozmowy z jego matką były jak powtarzający się refren: „Petra, kochanie, jeszcze chwilkę, już prawie mam te pieniądze…”.
– Pytała, czy możemy poczekać jeszcze miesiąc. Podobno ZUS znowu się spóźnia z przelewem – odpowiedziałam, starając się ukryć drżenie głosu.
Marcin westchnął ciężko i odwrócił wzrok. Widziałam, jak zaciska szczękę. Odkąd pożyczyliśmy jego matce trzydzieści tysięcy złotych, wszystko się zmieniło. Mieliśmy wtedy oszczędności na remont mieszkania i wakacje nad morzem. Teraz nie mieliśmy ani pieniędzy, ani spokoju.
Początkowo byłam pewna, że to tylko przejściowe. Teściowa, pani Halina, zawsze była dla mnie serdeczna. „Petra, ty to masz szczęście do mojego syna!” – śmiała się na rodzinnych obiadach. Ale kiedy przyszła do nas z zapłakanymi oczami i prośbą o pomoc, nie potrafiłam odmówić. Marcin też nie. „Mama nigdy nas nie zawiodła” – powtarzał. A ja chciałam wierzyć, że rodzina jest najważniejsza.
Pierwsze tygodnie po pożyczce były pełne nadziei. Teściowa dziękowała nam niemal codziennie. Ale potem zaczęły się wymówki: „Lekarz, leki, rachunki…”. Z czasem przestała odbierać telefony. Marcin tłumaczył ją przed sobą i mną: „Ma trudny czas”, „Nie chce nas martwić”.
Ale ja czułam się coraz bardziej oszukana. Każda rozmowa o pieniądzach kończyła się kłótnią.
– To twoja matka! – wybuchłam pewnego wieczoru. – A my? My nie jesteśmy ważni?
– Nie przesadzaj! – krzyknął Marcin. – To tylko pieniądze! Rodzina jest ważniejsza!
– Ale to NASZE pieniądze! Nasze plany! – łzy napłynęły mi do oczu.
Zaczęliśmy spać osobno. On zamykał się w salonie z laptopem, ja przewracałam się z boku na bok w sypialni. Cisza między nami bolała bardziej niż najgorsze słowa.
Pewnego dnia zadzwoniła moja mama.
– Petra, co się dzieje? Słyszałam od cioci Krysi, że nie pojechaliście na wakacje…
Nie potrafiłam jej powiedzieć prawdy. Wstydziłam się. Wstydziłam się tego, że pozwoliłam komuś wejść z butami w nasze życie. Że nie umiałam postawić granic.
W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szefowa patrzyła na mnie z niepokojem.
– Wszystko w porządku? – zapytała któregoś dnia.
– Tak… – skłamałam.
Ale nic nie było w porządku.
W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do teściowej.
– Pani Halino… – zaczęłam niepewnie. – Czy może nam pani oddać chociaż część pieniędzy? Potrzebujemy ich na remont…
Spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Petra, przecież wiesz, że gdybym mogła… Ale wy młodzi macie jeszcze całe życie przed sobą! Ja już niczego nie potrzebuję…
Wyszłam stamtąd z poczuciem winy i żalu. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Marcin coraz częściej wracał późno do domu. Unikał rozmów. Kiedy próbowałam poruszyć temat pieniędzy, zamykał się w sobie.
– Może powinniśmy pójść na terapię? – zaproponowałam pewnego wieczoru.
– Nie jestem wariatem! – rzucił przez zaciśnięte zęby.
Zaczęłam rozważać rozwód. Myśl o tym bolała mnie bardziej niż wszystko inne. Przecież przysięgaliśmy sobie miłość i wsparcie na dobre i złe…
Któregoś dnia znalazłam w skrzynce list od komornika adresowany do teściowej. Zrozumiałam wtedy, że jej problemy są dużo większe niż sądziliśmy. Ale czy to usprawiedliwiało jej kłamstwa?
Wieczorem usiedliśmy z Marcinem przy stole.
– Musimy coś zrobić – powiedziałam cicho. – Nie możemy tak żyć.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Nie wiem już, co robić…
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Potem położył dłoń na mojej ręce.
– Przepraszam – wyszeptał.
Nie wiem, czy to wystarczyło, by naprawić wszystko, co się między nami popsuło. Ale wiedziałam jedno: już nigdy nie pozwolę, by pieniądze tak bardzo zniszczyły moje życie.
Czasem zastanawiam się: czy można wybaczyć zdradę ze strony najbliższych? Czy miłość jest silniejsza niż pieniądze? Co wy byście zrobili na moim miejscu?