„Wstań i zrób mi kawę!” – Jak szwagier zrujnował nasz rodzinny weekend i dlaczego nie potrafię wybaczyć mężowi
– Wstań i zrób mi kawę! – usłyszałam głos Pawła, mojego szwagra, zanim jeszcze zdążyłam otworzyć oczy. Była sobota, godzina 7:15. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko sen, ale niestety – Paweł stał w drzwiach naszej sypialni, oparty o framugę, z miną obrażonego księcia.
– Paulina, słyszysz mnie? – powtórzył głośniej.
Obok mnie Andrzej, mój mąż, przewrócił się na drugi bok i udawał, że śpi. Poczułam narastającą złość. To miał być nasz spokojny weekend – pierwszy od miesięcy bez pracy, bez dzieci (u babci), tylko my dwoje. Ale dwa dni wcześniej Andrzej zadzwonił do mnie z pracy: „Słuchaj, Paweł ma problemy w domu. Może przenocować u nas kilka dni?”
Nie miałam serca odmówić. Paweł to brat Andrzeja, zawsze był trochę nieporadny, ale nigdy nie sprawiał większych problemów. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Już pierwszego wieczoru poczułam, że coś jest nie tak. Paweł rozsiadł się na kanapie, włączył telewizor i poprosił o kolację. „Może zrobić ci kanapki?” – zapytałam grzecznie. „Nie lubię kanapek. Zrób mi jajecznicę.”
Andrzej spojrzał na mnie przepraszająco, ale nie powiedział ani słowa. Zrobiłam jajecznicę. Potem Paweł poprosił o piwo. Potem o herbatę. Potem o koc, bo „tu zawsze jest zimno”.
W sobotę rano byłam już zmęczona. Wstałam i poszłam do kuchni zrobić kawę – dla siebie i dla Pawła. Andrzej wciąż spał. Paweł usiadł przy stole i zaczął przeglądać mój telefon.
– Paweł, możesz nie dotykać moich rzeczy? – powiedziałam ostro.
– Spokojnie, tylko sprawdzam pogodę – odpowiedział z uśmiechem.
Przez kolejne dni było tylko gorzej. Paweł nie sprzątał po sobie, zostawiał brudne talerze wszędzie, narzekał na jedzenie, a wieczorami głośno rozmawiał przez telefon z kimś, kogo nazywał „Anetką”. Kiedy próbowałam porozmawiać z Andrzejem, słyszałam tylko: „Daj mu czas. On przechodzi trudny okres.”
W niedzielę wieczorem wybuchłam.
– Andrzej, ile to jeszcze potrwa? Ja nie jestem służącą twojego brata! – krzyknęłam.
Andrzej spuścił wzrok.
– Paulina… On nie ma gdzie pójść. To tylko kilka dni.
– Już minął tydzień! – odpowiedziałam drżącym głosem.
Paweł wszedł do kuchni akurat w momencie, gdy płakałam przy zlewie.
– Co się dzieje? – zapytał z udawaną troską.
– Nic – syknęłam przez łzy.
W nocy nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, jak bardzo czuję się niewidzialna we własnym domu. Kiedy rano zobaczyłam Pawła w moim szlafroku i z moją ulubioną filiżanką kawy, coś we mnie pękło.
– Wyjdź z mojej kuchni! – krzyknęłam.
Paweł spojrzał na mnie jak na wariatkę.
– O co ci chodzi? Przecież to tylko kawa!
Andrzej wbiegł do kuchni i próbował mnie uspokoić.
– Paulina, proszę cię…
– Nie! Mam dość! Albo on się wyprowadza, albo ja!
Zapadła cisza. Paweł wyszedł trzaskając drzwiami. Andrzej patrzył na mnie z wyrzutem.
– Przesadzasz…
– Przesadzam? Od dwóch tygodni jestem służącą we własnym domu! Ty nawet raz nie stanąłeś po mojej stronie!
Andrzej milczał długo. W końcu wyszedł do Pawła i po godzinie wrócił sam.
– Paweł pojedzie do mamy – powiedział cicho.
Zostałam sama w kuchni. Czułam ulgę i jednocześnie pustkę. Wiedziałam, że coś się między nami zmieniło. Że Andrzej nie potrafił postawić granic swojemu bratu – ani ochronić mnie przed jego roszczeniami.
Od tamtej pory nasze relacje są napięte. Andrzej unika rozmów o Pawle. Ja czuję żal i rozczarowanie. Zastanawiam się: czy naprawdę muszę wybierać między lojalnością wobec rodziny a szacunkiem do samej siebie? Czy można kochać kogoś i jednocześnie nie zgadzać się na bycie niewidzialną?
Czasem patrzę na Andrzeja i pytam siebie: czy on kiedykolwiek zrozumie, jak bardzo mnie zawiódł? Czy ja kiedykolwiek będę umiała mu wybaczyć?