„Wrócił do domu i od razu powiedział: chcę rozwodu” – Wtedy przypomniałam sobie radę mojej mamy

– Chcę rozwodu. – Te dwa słowa rozdarły ciszę w naszym mieszkaniu jak grom z jasnego nieba. Stałam przy kuchennym blacie, kroiłam marchewkę do zupy dla naszej córki, a Grzegorz wszedł do domu, rzucił klucze na komodę i bez żadnych wstępów wypowiedział wyrok na nasze życie. Nawet nie spojrzał mi w oczy. Przez chwilę miałam wrażenie, że to jakiś żart, że zaraz się uśmiechnie i powie: „Żartowałem, kochanie.” Ale on był śmiertelnie poważny.

– Co ty mówisz? – zapytałam cicho, czując jak nóż wypada mi z ręki i spada na podłogę. Marchewka rozsypała się po kafelkach. Moje serce waliło jak oszalałe.

– Już dłużej tak nie mogę. Przepraszam, ale to koniec. – Jego głos był zimny, obcy. Jakby mówił do mnie ktoś zupełnie inny, nie ten sam człowiek, z którym dzieliłam życie przez szesnaście lat.

Wtedy przypomniałam sobie radę mojej mamy: „Nigdy nie trać siebie, nawet jeśli wszyscy inni się od ciebie odwrócą.” Te słowa wracały do mnie w najtrudniejszych momentach życia, ale nigdy nie sądziłam, że będę musiała się nimi kierować właśnie teraz.

Grzegorz poszedł do sypialni spakować kilka rzeczy. Słyszałam szelest ubrań, trzask zamka walizki. Nasza córka, Zosia, siedziała w swoim pokoju i rysowała coś na kartce. Nie miała pojęcia, że za chwilę jej świat też się rozpadnie.

– Grzegorz, proszę cię… – zaczęłam, ale przerwał mi ruchem ręki.

– Nie rób scen. To już postanowione. – Jego twarz była kamienna.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez głowę przelatywały mi obrazy: nasz ślub w kościele św. Anny, pierwszy wspólny wynajem na Pradze, narodziny Zosi, wspólne wakacje nad Bałtykiem… Czy to wszystko naprawdę już nie ma znaczenia?

Kiedy wyszedł z mieszkania, usiadłam na podłodze w kuchni i rozpłakałam się jak dziecko. Byłam wściekła i przerażona jednocześnie. Jak mogłam tego nie zauważyć? Czy byłam aż tak ślepa? Przecież ostatnio coraz częściej wracał późno z pracy, coraz mniej rozmawialiśmy… Ale zawsze myślałam, że to tylko przejściowy kryzys.

Wieczorem musiałam powiedzieć Zosi prawdę. Miała trzynaście lat i była mądrzejsza niż większość dorosłych, ale jak powiedzieć dziecku, że tata już nie wróci do domu?

– Mamusiu, czemu płaczesz? – zapytała cicho, siadając obok mnie na kanapie.

– Zosiu… Tata musi się wyprowadzić na jakiś czas. – Głos mi się łamał.

Patrzyła na mnie wielkimi oczami pełnymi łez.

– To przeze mnie? Pokłóciliście się o mnie?

– Nie kochanie! To nie twoja wina. Po prostu… czasem dorośli przestają się dogadywać. Ale bardzo cię kochamy. Obaj.

Przytuliła się do mnie mocno i płakałyśmy razem przez długi czas.

Następne dni były jak życie pod wodą – wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Musiałam chodzić do pracy w urzędzie miasta, udawać przed koleżankami, że wszystko jest w porządku. W domu starałam się być silna dla Zosi. Ale nocami leżałam bezsennie i zastanawiałam się: co zrobiłam źle? Czy mogłam coś zmienić?

Mama zadzwoniła po kilku dniach.

– Aniu, słyszałam od sąsiadki… Grzegorz się wyprowadził?

Nie potrafiłam odpowiedzieć od razu. W końcu tylko wyszeptałam:

– Tak, mamo. Chce rozwodu.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Pamiętasz co ci zawsze mówiłam? Nigdy nie trać siebie. Nawet jeśli wszyscy inni się od ciebie odwrócą.

Te słowa były jak plaster na ranę. Wiedziałam jednak, że przede mną długa droga.

Grzegorz pojawiał się tylko po to, by zabrać Zosię na weekendy. Był uprzejmy, ale chłodny. Kiedyś próbowałam z nim rozmawiać:

– Grzegorz… czy jest ktoś inny?

Spojrzał na mnie z wyrzutem:

– To nie tak. Po prostu… już dawno przestaliśmy być szczęśliwi.

Chciałam krzyczeć: „Dlaczego nie walczyłeś? Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?” Ale zamiast tego tylko skinęłam głową.

Zosia zaczęła mieć problemy w szkole. Nauczycielka zadzwoniła do mnie:

– Pani Anno, Zosia jest ostatnio bardzo zamknięta w sobie. Może warto porozmawiać z psychologiem?

Czułam się winna za jej cierpienie. Próbowałam być dla niej wsparciem, ale sama byłam wrakiem człowieka.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem przy stole i zaczęłyśmy malować farbami. Zosia spojrzała na mnie poważnie:

– Mamusiu… czy my jeszcze będziemy szczęśliwe?

Zatkało mnie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. W końcu powiedziałam:

– Nie wiem, kochanie. Ale obiecuję ci jedno – zawsze będziemy miały siebie.

Z czasem nauczyłyśmy się żyć we dwie. Były dni lepsze i gorsze. Czasem płakałyśmy razem po nocach, czasem śmiałyśmy się do łez oglądając stare zdjęcia z wakacji.

Po kilku miesiącach zaczęłam powoli odzyskiwać równowagę. Zapisałam się na jogę, zaczęłam spotykać się z przyjaciółkami, których dawno zaniedbałam przez domowe obowiązki. Odkrywałam siebie na nowo – tę Annę sprzed lat, która miała marzenia i plany.

Grzegorz pojawił się pewnego dnia po odbiór Zosi i spojrzał na mnie inaczej niż zwykle.

– Dobrze wyglądasz – powiedział cicho.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Uczę się żyć na nowo.

Nie wiem co przyniesie przyszłość. Może kiedyś jeszcze komuś zaufam? Może znów będę szczęśliwa? Jedno wiem na pewno: nigdy więcej nie stracę siebie dla kogoś innego.

Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę zacząć wszystko od nowa po takim trzęsieniu ziemi? Czy da się odbudować siebie z kawałków? A może właśnie wtedy odkrywamy swoją prawdziwą siłę?