Synowa zamieniła nasz dom w wieczną imprezę, a mój syn milczy!

– Mamo, czy mogę przyjechać na kilka dni? – głos Michała drżał, jakby zaraz miał się rozpłakać. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na parującą filiżankę herbaty. Było już po dwudziestej, a ja czułam, jak serce ściska mi się z niepokoju. – Oczywiście, synku. Co się stało? – zapytałam, choć przeczuwałam odpowiedź.

Michał przez chwilę milczał. Słyszałam w słuchawce jakieś śmiechy i głośną muzykę w tle. – Marta znowu zaprosiła koleżanki. Mówiłem jej, że mam ważny projekt do skończenia, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Nie mogę się skupić, mamo. Nie mam już siły.

Zamknęłam oczy. Przed oczami stanęła mi scena sprzed kilku miesięcy, kiedy Marta po raz pierwszy urządziła w ich mieszkaniu imprezę. Wtedy myślałam, że to tylko wyjątkowa okazja, że młodzi muszą się wyszaleć. Ale od tamtej pory ich mieszkanie zamieniło się w wieczny klub towarzyski.

Michał zawsze był spokojny, cichy, trochę zamknięty w sobie. Informatyk z pasją do książek i gier planszowych. Marta była jego przeciwieństwem – żywiołowa, przebojowa, zawsze otoczona ludźmi. Kiedy się poznali, cieszyłam się, że ktoś taki jak ona wniesie do jego życia trochę światła. Teraz widziałam, że to światło zaczyna go wypalać.

– Synku, przyjedź jutro rano. Tata cię odbierze ze stacji – powiedziałam stanowczo.

Po rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, co poszło nie tak. Czy to moja wina? Czy powinnam była wcześniej zareagować?

Następnego dnia Michał zjawił się u nas z jedną torbą i laptopem pod pachą. Był blady, podkrążone oczy zdradzały bezsenne noce.

– Dziękuję, mamo – wyszeptał i mocno mnie przytulił.

Przez kilka dni siedział zamknięty w swoim dawnym pokoju. Pracował po kilkanaście godzin dziennie. Wieczorami wychodził tylko na kolację i wtedy rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Unikał tematu Marty.

W końcu nie wytrzymałam.

– Michał, musisz coś z tym zrobić – powiedziałam pewnego wieczoru. – Nie możesz pozwolić, żeby ktoś inny decydował o twoim życiu.

Wzruszył ramionami.

– Mamo, ja ją kocham… Ale ona mnie nie słucha. Dla niej liczą się tylko jej koleżanki i te wieczne spotkania. Próbowałem rozmawiać, prosić… Ona mówi, że przesadzam i że jestem nudziarzem.

Zrobiło mi się go żal jak nigdy dotąd. Mój dorosły syn siedział przede mną bezradny jak dziecko.

– A co będzie dalej? – zapytałam cicho.

– Nie wiem… Może powinienem się wyprowadzić? Ale wtedy wszystko się rozpadnie…

W tym momencie do kuchni wszedł mój mąż, Andrzej. Spojrzał na nas uważnie i usiadł obok Michała.

– Synu, czasem trzeba postawić granice – powiedział spokojnie. – Jeśli Marta nie szanuje twoich potrzeb, to nie jest partnerstwo.

Michał spuścił głowę. Wiedziałam, że te słowa go bolą, ale może właśnie tego potrzebował – konfrontacji z prawdą.

Wieczorem zadzwoniła Marta.

– Michał? Gdzie jesteś? – jej głos był rozdrażniony.

– U rodziców – odpowiedział cicho.

– Przesadzasz! To tylko kilka spotkań ze znajomymi! Musisz się nauczyć luzu! – krzyczała przez telefon tak głośno, że słyszałam ją nawet ja.

Michał milczał długo.

– Potrzebuję spokoju do pracy. Prosiłem cię o to wiele razy…

– To wracaj do domu i przestań się mazać! – rzuciła i rozłączyła się bez pożegnania.

Patrzyłam na syna i czułam narastającą złość na Martę. Jak można być tak ślepym na potrzeby drugiego człowieka?

Minęły kolejne dni. Michał coraz częściej mówił o powrocie do domu. Bałam się tego momentu. Bałam się, że wróci do tej samej rzeczywistości i znów zacznie gasnąć.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole.

– Mamo… Tato… Co byście zrobili na moim miejscu?

Spojrzeliśmy na siebie z Andrzejem.

– Michał – zaczęłam ostrożnie – życie nie jest czarno-białe. Ale jeśli czujesz się nieszczęśliwy we własnym domu, to musisz coś zmienić. Nie możesz pozwolić, żeby ktoś inny decydował za ciebie.

Andrzej dodał:

– Czasem trzeba zawalczyć o siebie nawet kosztem bólu drugiej osoby. Bo jeśli ty będziesz cierpiał w milczeniu, nikt tego za ciebie nie zrobi.

Michał długo milczał. W końcu westchnął ciężko i powiedział:

– Spróbuję jeszcze raz z nią porozmawiać… Ale jeśli nic się nie zmieni… wrócę tutaj na dłużej.

Przytuliłam go mocno. W moim sercu walczyły nadzieja i strach.

Kilka dni później Michał wrócił do Poznania. Wieczorem zadzwonił do mnie:

– Mamo… Rozmawialiśmy długo. Marta obiecała ograniczyć imprezy… Ale nie wiem, czy to wytrzyma.

Siedzę teraz przy tej samej filiżance herbaty i patrzę przez okno na szare poznańskie ulice. Zastanawiam się: czy można uratować miłość bez kompromisów? Czy warto poświęcać siebie dla kogoś innego? Czy matka powinna ingerować w życie dorosłego syna?

Czasem myślę: może gdybyśmy wcześniej rozmawiali szczerze o swoich potrzebach… Może gdybym ja była odważniejsza jako matka…

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy powinnam była bardziej stanowczo wesprzeć syna? Czy każda rodzina musi przejść przez taki kryzys?