Sprzedaję mieszkanie, ale nie pomagam córce – Wina czy sprawiedliwość?
– Mama, nie możesz mi tego zrobić! – głos Darii drżał, a jej oczy błyszczały łzami. Stała w moim salonie, wśród pudeł i walizek, które już od tygodnia powoli zapełniałam. Za oknem słońce paliło niemiłosiernie, a dzieci na placu zabaw śmiały się beztrosko, jakby świat nie miał żadnych trosk. Ja jednak czułam, jakby ktoś ściskał mi serce żelazną obręczą.
Nie odpowiedziałam od razu. Przez chwilę patrzyłam na jej twarz – tak znajomą, a jednocześnie tak obcą w tej chwili. Daria zawsze była uparta, zawsze wiedziała lepiej. Teraz jednak widziałam w niej nie tylko dorosłą kobietę, ale i zagubione dziecko, które błaga o pomoc.
– Daria, to moja decyzja – powiedziałam cicho. – Mam prawo zadbać o siebie. Przez całe życie myślałam tylko o tobie.
Wiem, jak to brzmi. Egoistycznie. Ale czy naprawdę jestem winna temu, że chcę wreszcie pomyśleć o sobie? Przez trzydzieści lat byłam matką samotnie wychowującą dziecko. Ojciec Darii odszedł, zanim jeszcze zdążyła powiedzieć pierwsze słowo. Pracowałam na dwa etaty, żeby niczego jej nie brakowało. O swoich marzeniach zapomniałam dawno temu.
Kiedy Daria poszła na studia do Warszawy, byłam z niej dumna. Ale potem zaczęły się kłopoty – nieudane związki, długi, ciągłe prośby o pieniądze. Pomagałam jej zawsze, nawet wtedy, gdy sama ledwo wiązałam koniec z końcem. Teraz jednak czuję się zmęczona. Mam sześćdziesiąt osiem lat i coraz częściej budzę się w nocy z lękiem – co będzie, jeśli zachoruję? Kto się mną zajmie?
Dlatego podjęłam decyzję: sprzedaję mieszkanie i przeprowadzam się do domu spokojnej starości w Konstancinie. Za pieniądze ze sprzedaży będę mogła godnie żyć i nie martwić się o przyszłość. Ale Daria nie dostanie ani złotówki.
– Mama, ja naprawdę potrzebuję tych pieniędzy! – krzyknęła nagle. – Wiesz, ile mam długów? Nie dam sobie rady bez twojej pomocy!
Poczułam ukłucie winy. Przecież jestem jej matką. Powinnam pomagać. Ale czy zawsze?
– Daria – zaczęłam ostrożnie – musisz nauczyć się radzić sobie sama. Nie będę żyła wiecznie. Nie mogę być twoją skarbonką do końca życia.
Widziałam w jej oczach złość i rozpacz. Wiem, że czuje się zdradzona. Może nawet mnie nienawidzi w tej chwili. Ale czy to znaczy, że powinnam poświęcić resztę swojego życia dla niej?
Wieczorem siedziałam sama przy kuchennym stole. W rękach obracałam klucz do mieszkania – tego samego, w którym Daria stawiała pierwsze kroki i uczyła się czytać. Każdy kąt tego domu przypomina mi o niej: plamy po farbach na ścianie w jej dawnym pokoju, rysy na parkiecie po rowerku dziecięcym…
Zadzwonił telefon. To była moja siostra, Teresa.
– Słyszałam, że sprzedajesz mieszkanie – powiedziała bez przywitania. – I że nie chcesz dać Darii pieniędzy.
Westchnęłam ciężko.
– Teresa, ja już nie mam siły…
– Rozumiem cię – przerwała mi łagodnie. – Ale pamiętaj, że rodzina to rodzina. Daria jest twoją córką.
– A ja jestem tylko człowiekiem – odpowiedziałam cicho.
Po rozmowie długo siedziałam w ciemności. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem taka zła? Czy to możliwe, że przez całe życie byłam dobrą matką tylko po to, żeby teraz stać się egoistką?
Następnego dnia przyszła sąsiadka, pani Zofia.
– Słyszałam o twojej decyzji – powiedziała z troską. – Moja córka też ciągle coś ode mnie chce… Ale czasem trzeba postawić granicę.
Uśmiechnęłam się smutno.
– Łatwo powiedzieć…
– Trudniej zrobić – przyznała Zofia. – Ale jeśli nie zadbasz o siebie teraz, nikt tego za ciebie nie zrobi.
Przez kolejne dni Daria przestała się odzywać. Cisza bolała bardziej niż krzyk czy pretensje. Czułam się rozdarta: z jednej strony ulga, że wreszcie mogę pomyśleć o sobie; z drugiej – poczucie winy, że zostawiam ją samą z problemami.
W dniu podpisania aktu notarialnego ręce mi drżały. Notariusz spojrzał na mnie uważnie.
– To ważna decyzja – powiedział cicho.
Skinęłam głową.
– Wiem… Ale chyba jedyna słuszna.
Po wszystkim wyszłam na ulicę i poczułam dziwną lekkość. Jakby ktoś zdjął ze mnie ciężar lat poświęceń i wyrzeczeń. Ale zaraz potem przyszła fala smutku: co teraz będzie z Darią? Czy poradzi sobie bez mojej pomocy?
Wieczorem zadzwoniła do mnie po raz pierwszy od tygodnia.
– Mama… Przepraszam za wszystko – powiedziała cicho. – Może rzeczywiście muszę dorosnąć.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Kocham cię, Daria. Zawsze będę twoją matką… Ale musisz nauczyć się żyć po swojemu.
Odłożyłam słuchawkę i długo patrzyłam w okno na rozświetlone miasto. Czy zrobiłam dobrze? Czy można być dobrą matką i jednocześnie zadbać o siebie? A może egoizm jest czasem formą miłości?
Nie wiem… Ale wiem jedno: każdy z nas musi kiedyś postawić granicę między poświęceniem a własnym szczęściem. Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między sobą a rodziną?