Spotkanie po latach: czy naprawdę się zmieniliśmy, czy tylko udajemy?

— O matko, Magda! — usłyszałam za plecami, kiedy sięgałam po mleko z najniższej półki. Zamarłam. Ten głos znałam na pamięć, choć przez ostatnie pół roku słyszałam go tylko w krótkich wiadomościach na Messengerze: „Sorry, nie dam rady dziś. Może za tydzień?”

Odwróciłam się powoli. Ania stała przede mną z koszykiem wypchanym po brzegi, uśmiechnięta szeroko, jakby nic się nie stało. Jakby te wszystkie odwołane spotkania i moje nieodebrane telefony były tylko drobną niedogodnością, a nie czymś, co rozrywało mnie od środka.

— Cześć, Ania — odpowiedziałam cicho, próbując ukryć drżenie głosu. — Dawno się nie widziałyśmy.

— No wiem! — zaśmiała się, poprawiając włosy. — Ale wiesz, praca, dzieciaki, remont… Nie mam na nic czasu! Ty chyba też masz urwanie głowy?

Chciałam powiedzieć jej o tym, jak bardzo mi jej brakowało. O tym, jak samotnie czułam się ostatnio, kiedy świat walił mi się na głowę: mama w szpitalu po udarze, mąż coraz bardziej nieobecny, a ja próbująca ogarnąć dom i dwójkę dzieci. Ale zanim zdążyłam otworzyć usta, Ania już mówiła dalej:

— Słuchaj, muszę ci opowiedzieć! Wiesz, że dostałam awans? No i Franek zaczął chodzić na karate, a Zosia… O matko, ona to ma charakter! Wczoraj zrobiła mi taki numer w przedszkolu…

Stałam tam z tym mlekiem w ręku i słuchałam jej przez dobre dziesięć minut. O pracy, o dzieciach, o nowym samochodzie. Ani słowa o mnie. Ani jednego pytania: „A co u ciebie?”

W pewnym momencie poczułam, jak coś we mnie pęka. Przypomniały mi się nasze dawne spotkania w kawiarni przy rynku. Siedziałyśmy godzinami nad cappuccino i rozmawiałyśmy o wszystkim: o marzeniach, o strachach, o tym, jak bardzo boimy się dorosłości. Wtedy słuchałyśmy siebie nawzajem. Dziś czułam się jak statysta w jej życiu.

— A ty co tam? — zapytała nagle, ale jej wzrok już błądził po półkach z jogurtami.

— Mama miała udar — powiedziałam cicho. — Jest w szpitalu od dwóch tygodni.

Ania spojrzała na mnie przez chwilę z lekkim zaskoczeniem.

— Ojejku… Ale to pewnie wyjdzie z tego, prawda? Wiesz co, muszę lecieć, bo Zosia zaraz się obudzi z drzemki w samochodzie. Odezwę się! — rzuciła szybko i już jej nie było.

Zostałam sama między regałami. Przez chwilę patrzyłam na swoje odbicie w szybie lodówki. Czy to ja się zmieniłam? Czy może ona zawsze była taka? Może wcześniej nie zauważałam tego egoizmu, bo byłam zbyt zajęta naszymi wspólnymi żartami i planami na przyszłość?

Wróciłam do domu z ciężkimi siatkami i jeszcze cięższym sercem. Mąż siedział przed telewizorem i nawet nie zauważył, że wróciłam. Dzieci bawiły się klockami na dywanie. Usiadłam przy stole i pozwoliłam sobie na kilka łez.

Wieczorem napisałam Ani krótką wiadomość: „Dzięki za rozmowę. Dobrze było cię zobaczyć.” Odpisała dopiero następnego dnia: „Wpadnij kiedyś na kawę!”

Ale już wiedziałam, że nie pójdę. Nie chcę być tłem dla czyjegoś życia. Chcę być słyszana.

Czasem myślę: czy to ja wymagam za dużo? Czy może po prostu dorastamy do tego, by wybierać ludzi, którzy naprawdę nas widzą?

A wy? Czy mieliście kiedyś przyjaciela, który przestał was słuchać? Co wtedy zrobiliście?