Serce matki rozdarte: Historia Bogumiły z Poznania
— Jak mogłeś to zrobić, Krzysztofie? — mój głos drżał, a dłonie ściskały filiżankę tak mocno, że aż bałam się, że ją roztrzaskam. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w mojej kuchni w Poznaniu, tej samej, w której uczyłam go jeść zupę pomidorową, tej samej, w której płakał po pierwszej szkolnej kłótni. Teraz patrzył na mnie obcym wzrokiem, jakbyśmy byli dwojgiem nieznajomych.
— Mamo, to nie jest takie proste… — zaczął, ale przerwałam mu ruchem ręki.
— Nie jest proste? Kinga nie spała nocami przez dzieci! Ty w tym czasie… — głos mi się załamał. — Ty w tym czasie budowałeś sobie nowe życie z inną kobietą?
Cisza. Tylko zegar na ścianie tykał bezlitośnie, odmierzając sekundy mojego bólu. Przez okno widziałam szare niebo nad Poznaniem, jakby nawet pogoda żałowała razem ze mną.
Pięć lat temu wszystko się rozpadło. Krzysztof był moją dumą — skończył politechnikę, znalazł dobrą pracę w IT, ożenił się z Kingą, dziewczyną z sąsiedztwa. Była cicha, skromna, ale miała serce ze złota. Gdy urodziły się bliźniaki — Antek i Lena — wszyscy byliśmy szczęśliwi. Pomagałam Kindze, gotowałam obiady, przewijałam dzieci. Krzysztof wracał późno z pracy, ale tłumaczył się projektami.
Pewnego dnia Kinga zadzwoniła do mnie zapłakana. „Bogumiło, on mnie zostawił. Powiedział, że się zakochał w innej. Nie wróci już do domu.” Nie mogłam uwierzyć. Pojechałam do nich natychmiast. Kinga siedziała na podłodze w kuchni, tuliła dzieci i płakała tak cicho, że aż serce mi pękało. Krzysztofa nie było. Zostawił tylko kartkę: „Przepraszam. Muszę odejść.”
Przez pierwsze tygodnie żyłam jak we śnie. Pomagałam Kindze jak mogłam — gotowałam, sprzątałam, chodziłam z nią do urzędu załatwiać sprawy rozwodowe. Krzysztof nie odbierał ode mnie telefonów. Kiedy w końcu się odezwał, powiedział tylko: „Mamo, nie mieszaj się. To moja decyzja.”
Wstydziłam się przed sąsiadami. W sklepie spożywczym ludzie szeptali za moimi plecami: „To ta matka Krzysztofa…” Czułam się winna za jego czyny, jakby to była moja porażka wychowawcza.
Minęły miesiące. Kinga powoli stawała na nogi. Znalazła pracę w przedszkolu, dzieci rosły jak na drożdżach. Ja byłam przy nich zawsze — na przedstawieniach, u lekarza, na urodzinach. Krzysztof pojawiał się rzadko, przynosił drogie zabawki i znikał po godzinie.
Pewnego dnia spotkałam go przypadkiem na Starym Rynku. Szedł z nową partnerką — Magdą. Była młodsza od Kingi, głośna i pewna siebie. Krzysztof wyglądał przy niej jak ktoś inny — ubrany modnie, uśmiechnięty, jakby nic złego się nie stało.
— Mamo! — zawołał i podszedł do mnie z Magdą pod rękę.
— Dzień dobry pani — powiedziała Magda z wymuszonym uśmiechem.
Nie mogłam wydusić słowa. Czułam tylko narastającą złość i żal.
— Jak możesz tak po prostu żyć dalej? — zapytałam cicho.
Krzysztof spuścił wzrok.
— Mamo… ja też cierpiałem. To nie było łatwe.
— Ale to ty wybrałeś! Ty zostawiłeś rodzinę!
Magda pociągnęła go za rękaw.
— Chodźmy już — szepnęła.
Patrzyłam za nimi długo, aż zniknęli w tłumie turystów.
Wieczorami leżałam w łóżku i rozmawiałam sama ze sobą: „Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy to moja wina?” Przeglądałam stare zdjęcia — Krzysztof jako mały chłopiec na rowerku, Krzysztof z Kingą na ślubie, Krzysztof trzymający nowo narodzone bliźniaki na rękach. Gdzie popełniłam błąd?
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Kinga zaprosiła mnie do siebie na Wigilię razem z dziećmi. Krzysztof miał przyjść tylko na chwilę — tak ustalili dla dobra dzieci. Atmosfera była napięta jak struna. Antek i Lena cieszyli się prezentami, Kinga starała się być uprzejma, ale widziałam łzy w jej oczach.
Krzysztof przyszedł z Magdą. Przyniósł dzieciom drogie tablety i perfumy dla Kingi.
— To nie jest konkurs na najlepszy prezent — powiedziałam mu cicho przy stole.
Spojrzał na mnie bezradnie.
— Mamo… ja naprawdę chcę być częścią ich życia.
— Bycie ojcem to nie tylko prezenty — odpowiedziałam ostro.
Po kolacji wyszedł pierwszy. Magda nawet nie pożegnała się z Kingą.
Po świętach zadzwoniła do mnie moja siostra z Gdańska.
— Bogumiło, musisz mu wybaczyć. To twój syn.
Ale jak wybaczyć komuś, kto złamał serce tylu ludziom? Jak patrzeć mu w oczy bez poczucia żalu i rozczarowania?
Minęły kolejne lata. Dzieci dorastały, Kinga spotkała kogoś nowego — spokojnego nauczyciela historii z ich szkoły. Widziałam, jak powoli odzyskuje radość życia. Krzysztof coraz rzadziej dzwonił do mnie. Czasem wpadał na kawę, ale rozmowy były powierzchowne.
Ostatnio przyszedł sam. Usiadł naprzeciwko mnie i długo milczał.
— Mamo… czy kiedyś mi wybaczysz?
Patrzyłam na niego długo. Widziałam w nim tego małego chłopca sprzed lat i dorosłego mężczyznę, który zawiódł wszystkich wokół siebie.
— Nie wiem, Krzysztofie — odpowiedziałam szczerze. — Może kiedyś… Ale dziś moje serce nadal pęka z bólu i wstydu.
Czasem zastanawiam się: czy matka powinna zawsze wybaczać swojemu dziecku? Czy są granice miłości rodzicielskiej? Może nigdy nie znajdę odpowiedzi… Ale wiem jedno: ból po zdradzie własnego dziecka jest najgorszym bólem świata.