Po śmierci teściowej wszystko się zmieniło. Czy powinnam była słuchać mamy? – Moja walka o szacunek w domu męża

– Znowu nie posprzątałaś kuchni! – głos szwagra, Pawła, rozległ się po całym mieszkaniu. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w ciepłej wodzie, próbując zmyć tłuszcz z patelni. Miałam ochotę krzyknąć, że przecież właśnie to robię, ale wiedziałam, że nie ma sensu. Odkąd zmarła teściowa, dom w Piasecznie stał się miejscem, gdzie każdy mój ruch był oceniany, a każde niedociągnięcie – wypominane.

Mama zawsze powtarzała: „Kinga, pamiętaj, życie z rodziną męża to nie bajka. Lepiej mieć swoje cztery kąty.” Wtedy wydawało mi się, że przesadza. Przecież teściowa była dla mnie jak druga matka – ciepła, pomocna, zawsze gotowa wysłuchać. To ona łagodziła konflikty między mną a resztą rodziny męża. Kiedy jej zabrakło, wszystko się posypało.

Pamiętam dzień pogrzebu. Stałam obok męża, Michała, trzymając go za rękę. Wszyscy płakali, a ja czułam się jak intruz. Po ceremonii szwagierka, Aneta, podeszła do mnie i powiedziała cicho: „Teraz wszystko będzie inaczej.” Nie wiedziałam wtedy, jak prorocze okażą się te słowa.

Pierwsze tygodnie po śmierci teściowej były pełne ciszy i napięcia. Michał zamknął się w sobie. Przestał rozmawiać ze mną o czymkolwiek poza codziennymi sprawami. Paweł i Aneta coraz częściej komentowali moje decyzje – od tego, co gotuję na obiad, po to, jak wychowuję naszą córkę, Zosię.

– Kinga, dziecko powinno chodzić spać wcześniej – rzuciła Aneta pewnego wieczoru, kiedy Zosia bawiła się jeszcze w salonie.
– To nasza sprawa – odpowiedziałam spokojnie.
– Może i wasza, ale mieszkacie u nas – odparła z uśmiechem pełnym wyższości.

Zaciskałam zęby. Przecież to był dom Michała, jego rodzinny dom. Po ślubie zamieszkaliśmy tu razem z jego rodzicami i rodzeństwem. Było ciasno, ale teściowa dbała o atmosferę. Teraz każdy dzień przypominał pole bitwy.

Najgorsze były weekendy. Wtedy wszyscy byli w domu i każdy miał swoje zdanie na temat tego, co powinnam robić. Paweł potrafił wejść do kuchni i poprawiać po mnie ustawienie talerzy. Aneta komentowała mój wygląd: „Może byś się czasem uczesała? Tak trudno znaleźć chwilę dla siebie?”

Michał milczał. Czasem miałam wrażenie, że nie zauważa tego wszystkiego albo nie chce zauważyć. Wieczorami leżałam obok niego i czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.

Któregoś dnia zadzwoniła mama.
– Kinga, jak się trzymasz?
– Dobrze… – skłamałam.
– Słyszę po głosie, że nie jest dobrze. Może przyjedziesz na kilka dni?

Nie chciałam przyznać się do porażki. Przecież to ja wybrałam tę drogę. Chciałam być silna dla Zosi i Michała. Ale coraz częściej myślałam o tym, co powiedziała mama: „Lepiej mieć swoje cztery kąty.”

Pewnego wieczoru doszło do awantury. Paweł wrócił późno z pracy i zobaczył, że zostawiłam pranie w pralce.
– Ile razy mam ci mówić? Pralka nie jest tylko twoja!
– Przepraszam, zapomniałam…
– Ty zawsze zapominasz! Może gdybyś miała własny dom, nie musiałabyś się dzielić!

Te słowa zabolały bardziej niż wszystkie wcześniejsze docinki. Wybiegłam na dwór i usiadłam na ławce przed domem. Łzy same płynęły mi po policzkach. Po chwili dołączyła do mnie Zosia.
– Mamusiu, dlaczego płaczesz?
– Nic się nie stało, kochanie…
– Nie lubię tu mieszkać – powiedziała cicho.

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Myśli krążyły wokół jednego pytania: czy naprawdę powinnam była posłuchać mamy? Czy gdybym od razu postawiła na swoim i zamieszkała z Michałem osobno, byłoby nam lepiej?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Michałem.
– Michał… ja już tak dłużej nie mogę. Czuję się tu obco. Twoja rodzina traktuje mnie jak służącą.
– Kinga… przesadzasz. Oni po prostu są przyzwyczajeni do innego porządku.
– Nie przesadzam! Zosia też to czuje. Potrzebujemy własnego miejsca.

Michał westchnął ciężko i spuścił wzrok.
– Nie stać nas teraz na wynajem…
– To może chociaż spróbuj porozmawiać z Pawłem i Anetą? Powiedz im, żeby dali nam trochę przestrzeni.
– Spróbuję…

Ale nic się nie zmieniło. Wręcz przeciwnie – atmosfera zrobiła się jeszcze gorsza. Paweł zaczął mnie unikać, a Aneta przestała ze mną rozmawiać w ogóle. Czułam się jak powietrze.

W końcu zebrałam się na odwagę i spakowałam kilka rzeczy dla siebie i Zosi. Pojechałyśmy do mamy na weekend. Tam po raz pierwszy od miesięcy poczułam spokój.

Mama przytuliła mnie mocno.
– Widzisz? Mówiłam ci…
– Wiem… Ale kocham Michała.
– Miłość to nie wszystko, Kinga. Musisz też dbać o siebie i dziecko.

Po powrocie do domu męża czekała mnie kolejna awantura.
– Myślałem, że jesteśmy rodziną! – krzyczał Michał.
– Rodzina powinna się wspierać! – odpowiedziałam drżącym głosem.

Od tamtej pory coraz częściej myślę o wyprowadzce. O tym, żeby zacząć od nowa – nawet jeśli miałabym wynająć małe mieszkanie na obrzeżach Warszawy i żyć skromniej. Bo czy warto poświęcać własną godność dla pozornej stabilizacji?

Czasem patrzę na Zosię i zastanawiam się: czy kiedyś mi wybaczy tę walkę o lepsze życie? Czy powinnam była posłuchać mamy już na początku? A może każda z nas musi sama przekonać się o tym, ile jest warta?