Po pięćdziesiątce: Kiedy miłość boli bardziej niż kiedykolwiek

— Co to za zapach? — zapytałam, ledwo powstrzymując drżenie głosu, gdy Wiesław wrócił późnym wieczorem do domu. Jego koszula pachniała czymś słodkim, obcym, zupełnie nie naszym życiem. Przez chwilę patrzył na mnie zaskoczony, jakby nie rozumiał pytania, a potem wzruszył ramionami. — Może w pracy ktoś rozlał perfumy — rzucił niedbale i poszedł do łazienki. Zostałam sama w kuchni, z kubkiem zimnej herbaty i sercem, które zaczęło bić szybciej niż zwykle.

Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w jego spokojny oddech. Przez trzydzieści dwa lata byliśmy razem. Wychowaliśmy dwójkę dzieci, przeszliśmy przez choroby, kredyty, śmierć mojej mamy. Myślałam, że już nic nas nie zaskoczy. A jednak…

Następne tygodnie były jak życie w obcym domu. Wiesław coraz częściej wracał późno, coraz rzadziej patrzył mi w oczy. Zaczął dbać o siebie jak nigdy wcześniej — nowa fryzura, nowe koszule, nawet perfumy. Zauważyłam, że częściej sprawdza telefon, a kiedy wchodziłam do pokoju, szybko go odkładał. Czułam się jak duch we własnym życiu.

Pewnego dnia, kiedy sprzątałam salon, znalazłam pod kanapą paragon z kawiarni. Dwie kawy, dwa ciastka, data — środek tygodnia, godzina 16:30. Wiesław miał wtedy być w pracy. Przez chwilę patrzyłam na ten świstek papieru, jakby miał mi odpowiedzieć na wszystkie pytania. Wtedy zadzwonił telefon.

— Mamo, wszystko w porządku? — zapytała moja córka Agata. Jej głos był ciepły i troskliwy.
— Tak, kochanie… — skłamałam automatycznie.
— Mamo, słyszę po głosie, że coś jest nie tak.

Nie potrafiłam jej powiedzieć prawdy. Nie chciałam burzyć jej obrazu naszej rodziny. Ale w środku czułam się coraz bardziej samotna.

W końcu zebrałam się na odwagę i postanowiłam porozmawiać z Wiesławem. Wieczorem usiadłam naprzeciwko niego przy stole.

— Wiesiek… czy ty mnie zdradzasz? — zapytałam cicho.

Zamarł. Przez chwilę patrzył na mnie pustym wzrokiem, potem spuścił głowę.

— To nie tak… — zaczął, ale nie dokończył.

— Z kim? — przerwałam mu.

— Z Jolą… z pracy — wyszeptał.

Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Wszystko zaczęło wirować. Jola… znałam ją z firmowych spotkań, zawsze uśmiechnięta, młodsza ode mnie o dziesięć lat.

— Jak długo? — spytałam już bez łez.

— Kilka miesięcy…

Nie pamiętam reszty rozmowy. Pamiętam tylko pustkę i ciszę po niej. Wiesław spakował się i wyszedł tej samej nocy. Zostałam sama w naszym domu pełnym wspomnień.

Przez pierwsze dni nie wychodziłam z łóżka. Nie jadłam, nie odbierałam telefonów. Agata przyjechała bez zapowiedzi i znalazła mnie zapłakaną pod kocem.

— Mamo, musisz coś z tym zrobić! — krzyczała przez łzy. — Nie możesz się poddać!

Ale ja nie miałam siły walczyć. Czułam się stara, niepotrzebna, oszukana przez los i przez człowieka, któremu oddałam całe życie.

Dopiero po tygodniu zaczęłam powoli wracać do rzeczywistości. Zrobiłam sobie herbatę, otworzyłam okno i poczułam świeże powietrze na twarzy. Spojrzałam w lustro — zobaczyłam kobietę ze zmęczonymi oczami i siwymi włosami. Ale to byłam ja. Ja — która przeżyła tyle lat i tyle trudnych chwil.

Zaczęłam wychodzić na spacery po parku. Spotykałam sąsiadki, które pytały o Wiesława. Kłamałam — że wyjechał służbowo, że jest zajęty pracą. Wstydziłam się prawdy.

Pewnego dnia spotkałam panią Halinę z klatki obok. Usiadłyśmy razem na ławce.

— Pani Mario… życie po pięćdziesiątce dopiero się zaczyna — powiedziała z uśmiechem. — Ja też zostałam sama po trzydziestu latach małżeństwa. I wie pani co? To był początek czegoś nowego.

Jej słowa zapadły mi w pamięć. Może rzeczywiście to nie koniec?

Zaczęłam czytać książki o kobietach takich jak ja — zdradzonych, porzuconych, ale silnych. Zapisałam się na zajęcia jogi dla seniorów w domu kultury. Poznałam tam Ewę i Grażynę — obie po rozwodzie, obie z podobnymi historiami.

Z czasem zaczęłyśmy spotykać się na kawie i rozmawiać o wszystkim: o dzieciach, o samotności, o marzeniach z młodości. Po raz pierwszy od lat poczułam się częścią czegoś większego niż tylko roli żony i matki.

Wiesław dzwonił kilka razy. Chciał porozmawiać, przeprosić, wyjaśnić. Nie byłam gotowa go słuchać. Potrzebowałam czasu dla siebie.

Najtrudniejsze były święta Bożego Narodzenia. Dom był pusty bez jego obecności przy stole. Dzieci starały się mnie pocieszyć, ale widziałam w ich oczach smutek i rozczarowanie.

Minęło kilka miesięcy. Nauczyłam się żyć sama ze sobą. Odkryłam nowe pasje: zaczęłam malować akwarele, jeździć rowerem po okolicy, nawet wyjechałam na weekend do Krakowa z Ewą i Grażyną.

Czasami jeszcze budzę się w nocy z uczuciem żalu i tęsknoty za dawnym życiem. Ale coraz częściej myślę o przyszłości bez lęku.

Czy można zacząć wszystko od nowa po pięćdziesiątce? Czy zdrada musi być końcem wszystkiego? A może to szansa na odnalezienie siebie?

Nie wiem jeszcze wszystkich odpowiedzi. Ale wiem jedno: jestem silniejsza niż myślałam.