Ostatnia Chwila – Historia o Stracie, Wybaczeniu i Nadziei
Dzisiaj rano stałem przy oknie mojego mieszkania w Katowicach i patrzyłem, jak uczniowie spieszą się do szkoły. Niektórzy w puchowych kurtkach, inni w jeansach i bez skarpetek, mimo że na zewnątrz było minus piętnaście. Wiatr tłukł w szyby, ale dzieci zdawały się być niezniszczalne. Uśmiechnąłem się gorzko – niemal z zazdrością. Wziąłem łyk kawy. Zbyt gorzkiej, jak wszystko ostatnio.
– Michał, znowu nie śpisz? – głos mojej żony, Anny, rozległ się z kuchni. Była już ubrana do pracy, jej ruchy szybkie i nerwowe. Ostatnio rozmawialiśmy tylko o rachunkach i liście zakupów. Nasza córka, Zosia, od miesięcy nie wracała na noc do domu. Miała dziewiętnaście lat i własne życie, którego nie chciała ze mną dzielić.
– Spałem. – skłamałem, nie odwracając się od okna.
– Michał, musisz w końcu pogodzić się z tym, co się stało – powiedziała cicho Anna, stając za mną. Jej dłoń dotknęła mojego ramienia, ale szybko ją cofnęła. – Nie możesz wiecznie żyć przeszłością.
Nie odpowiedziałem. Jak miałem pogodzić się z czymś, co rozdarło naszą rodzinę na strzępy? Przed oczami stanęła mi tamta noc sprzed roku. Zosia wróciła wtedy późno, czuć było od niej alkohol. Pokłóciliśmy się. Krzyczałem na nią, ona na mnie. W końcu wybiegła z domu, trzaskając drzwiami. Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że była świadkiem wypadku samochodowego – jej przyjaciel zginął na miejscu. Od tamtej pory Zosia zamknęła się w sobie, a ja nie potrafiłem do niej dotrzeć.
Telefon zadzwonił gwałtownie, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem na wyświetlacz – „Mama”. Ostatnio dzwoniła coraz rzadziej.
– Michał? – usłyszałem jej drżący głos. – Tata jest w szpitalu. Zawał.
Serce mi zamarło. Ojciec był dla mnie zawsze surowy, wymagający. Nigdy nie potrafiliśmy rozmawiać o uczuciach. Ostatni raz widzieliśmy się na pogrzebie mojego brata dwa lata temu. Od tamtej pory tylko krótkie życzenia na święta.
– Zaraz będę – odpowiedziałem bez namysłu.
Anna spojrzała na mnie pytająco.
– Tata… szpital… – wydukałem.
– Jedź – powiedziała tylko i wróciła do swoich spraw.
W drodze do szpitala myślałem o wszystkim naraz: o Zosi, o ojcu, o tym, jak bardzo nie potrafię być taki jak on i jak bardzo boję się powtórzyć jego błędy. W głowie dudniły mi słowa sprzed lat: „Chłopaki nie płaczą”. A ja chciałem płakać.
Szpital pachniał środkami dezynfekującymi i strachem. Mama siedziała na plastikowym krześle pod salą intensywnej terapii. Wyglądała na starszą niż pamiętałem.
– Michał… – podniosła wzrok. – Lekarze mówią, że stan jest stabilny, ale…
Usiadłem obok niej i przez chwilę milczeliśmy.
– Wiesz… tata zawsze był z ciebie dumny – powiedziała nagle mama, patrząc gdzieś w dal.
Parsknąłem śmiechem przez łzy.
– Nigdy mi tego nie powiedział.
– On nie umie mówić o uczuciach… Ty też nie – dodała cicho.
Zamilkliśmy znowu. Wtedy drzwi się otworzyły i wyszedł lekarz.
– Pan Michał Nowak? Ojciec odzyskał przytomność. Można wejść na chwilę.
Wszedłem do sali. Ojciec leżał blady, podłączony do aparatury. Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Michał…
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.
– Przepraszam… – wyszeptałem w końcu. – Za wszystko.
Ojciec skinął głową i zamknął oczy. Może to wystarczyło?
Wróciłem do domu późnym wieczorem. Anna siedziała przy stole z kubkiem herbaty.
– Jak tata? – zapytała bez emocji.
– Przeżyje… chyba będzie dobrze – odpowiedziałem zmęczonym głosem.
Usiadłem naprzeciwko niej. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy.
– Michał… my też musimy porozmawiać – zaczęła Anna powoli. – Tak dalej być nie może. Zosia potrzebuje ojca, a ja męża, który jest obecny, a nie tylko fizycznie obecny w domu.
Poczułem narastającą panikę.
– Próbuję… naprawdę próbuję…
– Ale nie rozmawiasz ze mną ani z nią! Zamykasz się w sobie jak twój ojciec! – Anna podniosła głos.
Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zosia stała na progu, zapuchnięta od płaczu.
– Mogę wejść? – zapytała cicho.
Bez słowa przytuliłem ją mocno. Poczułem jej drżące ramiona i własne łzy spływające po policzkach.
– Przepraszam… tato… przepraszam za wszystko…
Nie wiedziałem, kto kogo bardziej przepraszał: ona mnie czy ja ją? Anna objęła nas oboje i przez chwilę byliśmy rodziną – tak po prostu, bez słów i pretensji.
Tej nocy długo rozmawialiśmy we trójkę. O bólu po stracie przyjaciela Zosi, o moim strachu przed powtórzeniem błędów ojca, o tym, jak trudno jest wybaczyć sobie nawzajem i sobie samemu. Po raz pierwszy od dawna poczułem nadzieję.
Teraz siedzę znów przy oknie i patrzę na dzieci idące do szkoły. Może jeszcze nie jest za późno? Może każdy ma swoją ostatnią chwilę na zmianę? Czy potrafimy naprawdę wybaczyć sobie nawzajem i zacząć od nowa?