Ostatni Oddech Mamy – Historia Poświęcenia i Zdrady
– Znowu nie przyszedł – wyszeptałam, patrząc na mamę, która leżała nieruchomo na łóżku. Jej oczy były zamknięte, a oddech ledwo słyszalny. W pokoju unosił się zapach leków i starego drewna. – Może jutro, Aniu – odpowiedziała cicho, jakby chciała mnie pocieszyć. Ale obie wiedziałyśmy, że mój brat Paweł nie pojawi się ani jutro, ani za tydzień. Od lat przyjeżdżał tylko na święta, czasem nawet nie dzwonił na urodziny mamy.
Każdy dzień wyglądał tak samo. Budziłam się o szóstej rano, zanim jeszcze słońce zdążyło rozświetlić nasze małe mieszkanie na warszawskiej Pradze. Najpierw sprawdzałam, czy mama oddycha spokojnie. Potem przygotowywałam jej śniadanie – owsiankę z jabłkiem, taką jaką lubiła najbardziej. Karmiłam ją powoli, uważając, żeby się nie zakrztusiła. Czasem patrzyła na mnie z wdzięcznością, a czasem z wyrzutem – jakby chciała powiedzieć: „To nie twoje życie, Aniu. Nie powinnaś tu być”.
Ale byłam. Byłam zawsze. Od kiedy tata odszedł do innej kobiety, miałam zaledwie siedemnaście lat. Paweł wyjechał na studia do Poznania i wracał tylko wtedy, gdy musiał. Ja zostałam – najpierw z poczucia obowiązku, potem z przyzwyczajenia, a w końcu z miłości i strachu przed samotnością.
– Aniu, nie myślałaś nigdy o sobie? – zapytała kiedyś sąsiadka, pani Zosia, gdy spotkałyśmy się na klatce schodowej.
– Myślałam… Ale zawsze coś było ważniejsze – odpowiedziałam i uciekłam wzrokiem.
Czasami śniłam o innym życiu. O pracy w teatrze – kiedyś marzyłam, żeby zostać aktorką. O podróżach po Europie. O własnym mieszkaniu, gdzie nikt nie woła mnie w środku nocy po lekarstwa. Ale potem budziłam się i słyszałam cichy głos mamy:
– Aniu, możesz mi podać wodę?
I wszystko wracało do normy.
Z Pawłem kontakt był coraz rzadszy. Gdy przyjeżdżał raz w roku, zawsze miał dla mamy drogi prezent: perfumy z lotniska albo kaszmirowy szal. Siadał przy jej łóżku i rozmawiał o polityce albo o swoich sukcesach w pracy.
– Pawełek to ma szczęście – mówiła potem mama z dumą w głosie. – Taki zdolny chłopak.
A ja? Ja byłam tą „od wszystkiego”.
Pewnego wieczoru usiadłam przy oknie i zaczęłam pisać list do siebie samej:
„Aniu,
Czy jeszcze pamiętasz, kim jesteś? Czy wiesz, czego pragniesz? Czy potrafisz być szczęśliwa bez poczucia winy?”
Nie dokończyłam tego listu. Mama zaczęła kaszleć i musiałam pobiec do niej z inhalatorem.
Ostatnie miesiące były najtrudniejsze. Mama coraz częściej traciła przytomność. Lekarze mówili: „To już kwestia czasu”. Paweł zadzwonił wtedy dwa razy – raz zapytał o stan mamy, drugi raz poprosił, żebym dała mu znać „jak już będzie po wszystkim”.
W noc jej śmierci siedziałam przy łóżku i trzymałam ją za rękę. Szeptała coś przez sen – imię taty, jakieś niezrozumiałe słowa. Gdy odeszła, poczułam ulgę i przerażającą pustkę jednocześnie.
Pogrzeb był skromny. Paweł przyjechał prosto z lotniska, w garniturze za kilka tysięcy złotych. Stał obok mnie przy grobie i nawet nie płakał. Po wszystkim zaprosił mnie na kawę.
– Musimy pogadać o spadku – powiedział bez ogródek.
– O czym? – zapytałam zdziwiona.
– Mama zostawiła testament. Wszystko przepisała na mnie.
Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że to żart.
– Jak to…? Przecież ja…
– Wiem, Aniu. Ale mama uznała, że ty sobie poradzisz. Że jesteś silna.
Nie pamiętam drogi do domu. Przez kilka dni chodziłam jak we śnie. Próbowałam znaleźć sens w tym wszystkim – w tych latach poświęcenia, w każdej nieprzespanej nocy.
Przyszedł list od notariusza. Potwierdził słowa Pawła: mieszkanie, oszczędności i działka pod Warszawą – wszystko dla niego.
Zadzwoniłam do pani Zosi:
– Pani Zosiu… czy ja naprawdę nic nie znaczę?
– Aniu… czasem ludzie robią rzeczy niezrozumiałe dla innych. Ale to nie znaczy, że twoje życie było bez wartości.
Nie mogłam spać przez wiele nocy. W głowie miałam tylko jedno pytanie: dlaczego? Dlaczego mama wybrała jego?
Zaczęły się kłótnie z Pawłem przez telefon:
– Przecież możesz tu mieszkać jeszcze przez jakiś czas – rzucił obojętnie.
– To już nie jest mój dom – odpowiedziałam cicho.
Próbowałam znaleźć pracę – miałam czterdzieści dwa lata i żadnego doświadczenia poza opieką nad chorą osobą. Wszędzie słyszałam: „Za mało kwalifikacji”, „Za stara”, „Nie pasuje pani do naszego zespołu”.
Czułam się coraz bardziej niewidzialna. Nawet sąsiedzi zaczęli mnie unikać – jakby bali się zarazić moją samotnością.
Któregoś dnia spotkałam w sklepie starą znajomą ze szkoły:
– Anka! Co u ciebie? Słyszałam o twojej mamie…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Uśmiechnęłam się tylko smutno.
Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Myślałam o tym wszystkim, co straciłam: młodość, marzenia, miłość…
Paweł sprzedał mieszkanie po kilku miesiącach. Dostałam tydzień na wyprowadzkę.
Pakowałam rzeczy mamy do kartonów i płakałam nad każdą pamiątką: starym szalem, zdjęciem z wakacji nad morzem, listami od taty sprzed lat.
Znalazłam pokój do wynajęcia na obrzeżach miasta. Mały, zimny i obcy.
Czasem dzwoni do mnie Paweł:
– Wszystko w porządku?
– Tak… – kłamię za każdym razem.
Zaczęłam pisać pamiętnik. Każda strona to krzyk rozpaczy i próba odnalezienia siebie na nowo.
Czy żałuję? Nie wiem. Może gdybym mogła cofnąć czas…
Może powinnam była walczyć o siebie wcześniej?
Może miłość naprawdę jest ślepa?
A wy? Czy poświęcilibyście wszystko dla rodziny?
Czy warto oddać całe życie komuś innemu?