Obcy w moim domu: Jak wyrzuciłam własnego brata i przestałam się wstydzić swoich granic
— Zuzka, otwórz, wiem, że tam jesteś! — głos Pawła dudnił w drzwiach jak młot. Stałam w kuchni, ściskając kubek z zimną już herbatą, a serce waliło mi jak oszalałe. To był trzeci raz w tym tygodniu. Trzeci raz, kiedy brat wracał pijany, domagał się wejścia i pieniędzy. Mój mąż, Michał, siedział w salonie z naszym synem Antkiem, udając, że nie słyszy. Ale ja słyszałam wszystko. Każde słowo, każdy stukot pięści Pawła o drzwi.
— Zuzanna, proszę cię, on znowu tu jest — Michał spojrzał na mnie z rezygnacją. — Musisz coś z tym zrobić.
Wiedziałam, że muszę. Ale jak wyrzucić własnego brata? Przecież to Paweł był tym starszym, który kiedyś nosił mnie na barana po podwórku w Radomiu, bronił przed chłopakami z sąsiedztwa i podsuwał mi czekoladę pod ławką w szkole. Ale tamten Paweł zniknął dawno temu. Został tylko cień — roztrzęsiony, agresywny, wiecznie zadłużony.
Otworzyłam drzwi. Paweł stał na klatce schodowej, czerwony na twarzy, z rozpiętą kurtką i oczami błyszczącymi od alkoholu.
— Znowu nie dasz mi wejść? — rzucił z wyrzutem. — Siostra, ty naprawdę masz serce z kamienia.
— Paweł, proszę cię… Antek jest w domu. Nie chcę awantur — próbowałam mówić spokojnie.
— Awantur? Ja? To ty robisz awantury! Ja tylko chcę pogadać! — podniósł głos.
Za moimi plecami pojawił się Michał.
— Paweł, idź do siebie. Zuzanna nie może ci pomóc — powiedział stanowczo.
Paweł spojrzał na niego z nienawiścią.
— Ty zawsze byłeś przeciwko mnie! Wszyscy jesteście przeciwko mnie! Nawet własna siostra!
Zatrzasnęłam drzwi. Oparłam się o nie plecami i poczułam łzy napływające do oczu. Antek patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
— Mamo, dlaczego wujek krzyczy?
Nie umiałam odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć dziecku, że rodzina może być źródłem bólu?
Wieczorem zadzwoniła mama.
— Zuzia, Paweł mówił mi, że go nie wpuściłaś. On nie ma nikogo poza tobą. Przecież to twój brat…
— Mamo, on jest pijany. Nie mogę pozwolić mu tu przychodzić.
— Ale on się pogubił… Ty zawsze byłaś ta silna. Pomóż mu jeszcze raz.
Zacisnęłam zęby. Ile razy jeszcze? Ile razy mam być silna dla wszystkich?
Następnego dnia Paweł przyszedł znowu. Tym razem miał ze sobą torbę.
— Zuzka, nie mam gdzie spać. Wpuść mnie chociaż na noc — błagał.
Patrzyłam na niego i widziałam już nie brata, ale obcego człowieka. Bałam się go. Bałam się o Antka. Bałam się o siebie.
— Nie mogę ci pomóc — powiedziałam cicho.
— To już koniec? Tak po prostu mnie zostawiasz? — jego głos załamał się.
— Paweł… Potrzebujesz pomocy specjalisty. Ja nie jestem w stanie ci pomóc.
Odwrócił się i odszedł bez słowa. Zamknęłam drzwi i osunęłam się na podłogę. Michał przytulił mnie mocno.
— Zrobiłaś to, co musiałaś — powiedział cicho.
Ale ja czułam się jak potwór.
Przez kolejne dni telefon dzwonił bez przerwy. Mama płakała do słuchawki, tata milczał z wyrzutem. Ciotka napisała mi wiadomość: „Rodzina to świętość”.
A ja siedziałam wieczorami w kuchni i patrzyłam na zdjęcia z dzieciństwa. Na jednym Paweł trzyma mnie za rękę na plaży w Ustce. Na innym śmiejemy się razem na sankach pod blokiem. Gdzie się podziało to wszystko?
Pewnej nocy obudził mnie hałas pod oknem. Paweł stał na podwórku i krzyczał moje imię. Policja przyjechała po piętnastu minutach. Sąsiedzi patrzyli na mnie rano z litością albo pogardą.
W pracy nie mogłam się skupić. Szefowa zapytała:
— Wszystko w porządku?
Uśmiechnęłam się blado:
— Tak, po prostu trochę problemów rodzinnych.
W końcu zadzwoniła do mnie terapeutka, do której chodziłam kilka lat temu po śmierci taty Michała.
— Zuzanno, pamiętaj: masz prawo do swoich granic. Masz prawo zadbać o siebie i swoją rodzinę.
Ale czy naprawdę mam? Czy jestem złą siostrą?
Minęły tygodnie. Paweł przestał przychodzić. Mama przestała dzwonić tak często. W domu zrobiło się cicho… może nawet za cicho.
Czasem łapię się na tym, że tęsknię za dawnym Pawłem — tym dobrym bratem sprzed lat. Ale wiem też, że musiałam wybrać siebie i swoją rodzinę.
Czy można być złym człowiekiem tylko dlatego, że chce się chronić własny spokój? Czy naprawdę rodzina powinna być ponad wszystko? A może czasem trzeba pozwolić komuś odejść — nawet jeśli boli to bardziej niż cokolwiek innego?