„Nie wrócę już do ciebie, Piotrze” – Historia ucieczki z własnego życia

– Gdzie byłaś?! – Piotr znowu podnosi głos, a ja czuję, jak serce mi wali. Wiem, że zaraz zacznie się awantura. Znowu.

– Byłam tylko w sklepie, po mleko dla Julki – odpowiadam cicho, starając się nie patrzeć mu w oczy. Wiem, że to go jeszcze bardziej rozzłości.

– Zawsze masz jakieś wymówki! – krzyczy. – Myślisz, że nie wiem, co robisz za moimi plecami?

Czuję, jak łzy napływają mi do oczu. Julka siedzi w kącie pokoju i tuli swoją pluszową żabkę. Ma dopiero cztery lata, a już nauczyła się być cicho, kiedy tata krzyczy. Nie chcę, żeby dorastała w takim domu. Nie chcę, żeby myślała, że to jest normalne.

W nocy nie mogę spać. Leżę obok Piotra, który chrapie głośno i bezwstydnie, jakby nic się nie stało. Myślę o tym, jak bardzo się zmienił przez te wszystkie lata. Kiedyś był czuły, troskliwy. Potrafił mnie rozśmieszyć nawet w najgorszy dzień. Teraz widzę w nim tylko cień tamtego chłopaka ze studiów.

Pamiętam naszą pierwszą randkę na Plantach w Krakowie. Siedzieliśmy na ławce i jedliśmy lody z jednej gałki. Śmialiśmy się z przechodniów i planowaliśmy wspólne życie. Wtedy wydawało mi się, że wszystko jest możliwe.

A teraz? Teraz boję się wracać do domu. Boję się każdego jego spojrzenia, każdego słowa. Boję się o Julkę.

Mama dzwoni codziennie. Pyta, czy wszystko w porządku. Odpowiadam jej zawsze to samo:

– Tak, mamo, wszystko dobrze.

Ale ona wie. Matki zawsze wiedzą.

Pewnego dnia Piotr wychodzi z Julką na plac zabaw. Zostaję sama w mieszkaniu. Siadam na kanapie i patrzę na ścianę pełną zdjęć z naszego ślubu, z chrztu Julki, z wakacji nad morzem. Na każdym zdjęciu uśmiecham się szeroko. Ale to tylko maska.

Nagle czuję impuls. Wstaję i zaczynam pakować rzeczy do walizki. Najpierw ubrania Julki – jej ulubione sukienki, piżamkę z kotkiem, pluszową żabkę. Potem swoje rzeczy: kilka bluzek, spodnie, kosmetyki. Wszystko robię szybko, jakby ktoś miał zaraz wejść i mnie powstrzymać.

Telefon dzwoni. To Piotr.

– Gdzie jesteś? – pyta podejrzliwie.

– W domu – odpowiadam spokojnie.

– Dobrze. Za godzinę wracamy.

Rozłączam się i czuję, jak serce mi zamiera. Muszę zdążyć przed jego powrotem.

Pakuję jeszcze dokumenty – dowód osobisty, paszport Julki, książeczkę zdrowia. Wrzucam wszystko do torby i wybiegam z mieszkania. Na klatce mijam sąsiadkę.

– Dzień dobry, pani Kasiu – mówi z uśmiechem.

– Dzień dobry – odpowiadam drżącym głosem.

Na przystanku autobusowym dzwonię do mamy.

– Mamo… Mogę przyjechać?

– Oczywiście! Co się stało?

– Nie mogę już tak żyć…

Mama nie pyta więcej. Wie wszystko bez słów.

W autobusie trzymam Julkę za rękę i patrzę przez okno na mijane bloki. Każdy z nich wygląda tak samo – szary, smutny, obojętny na ludzkie dramaty. Zastanawiam się, ile kobiet przeżywa to samo co ja? Ile z nich ma odwagę odejść?

Kiedy docieram do mamy, ona już czeka w drzwiach. Przytula mnie mocno i płaczemy razem przez długą chwilę.

– Już dobrze – szepcze mi do ucha. – Jesteś bezpieczna.

Przez pierwsze dni nie wychodzę z pokoju dzieciństwa. Leżę na łóżku i patrzę w sufit. Mama przynosi mi herbatę z cytryną i kanapki z serem żółtym – tak jak kiedyś, gdy byłam mała i chora.

Julka szybko odnajduje się w nowym miejscu. Bawi się z kotem mamy i rysuje kredkami po całym stole kuchennym. Czasem pyta:

– Kiedy wrócimy do taty?

Nie wiem, co jej odpowiedzieć.

Piotr dzwoni codziennie. Najpierw prosi:

– Kasiu, wróć do domu… Przepraszam za wszystko…

Potem grozi:

– Jeśli nie wrócisz, zabiorę ci Julkę! Zobaczysz!

Nie odbieram już telefonów. Boję się jego głosu bardziej niż kiedykolwiek.

Mama umawia mnie do psychologa w poradni rodzinnej na osiedlu. Siedzę na krześle naprzeciwko pani Magdy i nie mogę wydusić z siebie słowa.

– Proszę mówić tyle, ile pani chce – zachęca mnie łagodnie.

Zaczynam płakać. Opowiadam jej o wszystkim: o krzykach Piotra, o strachu Julki, o tym, jak bardzo czuję się winna.

– To nie pani wina – mówi stanowczo pani Magda. – Przemoc to zawsze wybór sprawcy.

Te słowa długo brzmią mi w głowie.

Wieczorami mama siada ze mną przy stole i rozmawiamy godzinami o życiu, o moim dzieciństwie, o tym, jak bardzo chciała mnie chronić przed światem.

– Wiesz… Twój ojciec też miał trudny charakter – mówi pewnego wieczoru mama. – Ale nigdy nie pozwoliłam mu cię skrzywdzić.

Patrzę na nią z wdzięcznością i żalem jednocześnie. Dlaczego ja nie potrafiłam ochronić siebie i Julki?

Po tygodniu Piotr przyjeżdża pod dom mamy. Stoi pod oknem i krzyczy:

– Kasiu! Wyjdź natychmiast! Chcę zobaczyć córkę!

Mama zamyka drzwi na klucz i dzwoni na policję.

Policjantka rozmawia ze mną spokojnie:

– Ma pani prawo czuć się bezpieczna we własnym domu. Jeśli będzie nachodził panią dalej, proszę zgłosić to na komisariacie.

Czuję ulgę i strach jednocześnie.

Julka coraz rzadziej pyta o tatę. Zaczyna mówić „babcia” z takim ciepłem w głosie, jakiego dawno nie słyszałam.

Zaczynam szukać pracy. Mama pomaga mi napisać CV i wysyła ogłoszenia z lokalnych portali. Po miesiącu dostaję pracę w sklepie spożywczym na osiedlu.

Pierwszego dnia boję się wyjść z domu. Boję się spotkać Piotra na ulicy, boję się spojrzeń sąsiadów.

Ale kiedy wracam po pracy do domu mamy i widzę Julkę bawiącą się w ogrodzie pod jabłonią, wiem, że zrobiłam dobrze.

Wieczorem siedzimy razem przy stole i jemy kolację: jajecznicę z pomidorami i świeży chleb od pana Staszka z piekarni za rogiem.

Mama patrzy na mnie z dumą:

– Jesteś silniejsza niż myślisz.

Czasem jeszcze budzę się w nocy zlękniona dźwiękiem telefonu albo stukotem kroków na klatce schodowej. Ale coraz częściej zasypiam spokojnie.

Piotr przysyła listy polecone przez adwokata – grozi sądem o opiekę nad Julką. Idziemy do prawnika społecznego w urzędzie miasta. Pani mecenas tłumaczy mi wszystko cierpliwie:

– Ma pani prawo walczyć o siebie i dziecko.

Po kilku miesiącach sąd przyznaje mi pełną opiekę nad Julką. Piotr może ją widywać tylko pod nadzorem kuratora sądowego.

Kiedy wychodzę z sądu trzymając Julkę za rękę, czuję ulgę i smutek jednocześnie. To nie jest happy end jak w filmach – to początek nowego życia pełnego lęków i nadziei.

Wieczorem siadam przy oknie w pokoju dzieciństwa i patrzę na światła miasta za szybą.

Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy kiedykolwiek będziemy naprawdę wolne od przeszłości?