Nie mogę już dłużej wytrzymać z mamą pod jednym dachem
– Znowu nie zamknęłaś drzwi do łazienki! – głos mojej mamy rozbrzmiał w całym mieszkaniu, zanim jeszcze zdążyłam odłożyć ręcznik. – W tym domu nikt nie szanuje prywatności!
Zacisnęłam zęby. Była ósma rano, a ja już czułam, jak narasta we mnie frustracja. Mój mąż, Piotr, udawał, że nie słyszy, chowając się za gazetą przy kuchennym stole. Dzieci – Ania i Kuba – siedziały w swoich pokojach, udając, że uczą się do szkoły. Wszyscy wiedzieliśmy, że to nieprawda. Każdy z nas próbował uciec przed napięciem, które od miesięcy wisiało w powietrzu.
Moja mama, Danuta, zamieszkała z nami pół roku temu, po tym jak złamała biodro. Lekarze powiedzieli, że przez kilka miesięcy będzie potrzebowała pomocy. Wtedy wydawało mi się to oczywiste – przecież to moja mama. Ale nikt nie uprzedził mnie, jak bardzo ta decyzja zmieni nasze życie.
– Muszę mieć własny pokój! – powtarzała niemal codziennie. – Nie mogę spać na kanapie w salonie jak jakaś bezdomna!
Wiedziałam, że ma rację. Ale nasz trzypokojowy blok na warszawskim Ursynowie nie był z gumy. Ania i Kuba są już nastolatkami i potrzebują prywatności. Piotr pracuje zdalnie i jego biurko zajmuje połowę naszej sypialni. Próbowałam tłumaczyć mamie, że nie mamy innego wyjścia, ale ona nie chciała słuchać.
– Gdybyś naprawdę się starała, znalazłabyś rozwiązanie – mówiła z wyrzutem. – Ja całe życie poświęciłam dla ciebie.
Te słowa bolały najbardziej. Bo przecież wiem, ile dla mnie zrobiła. Ale czy to znaczy, że teraz muszę poświęcić własną rodzinę?
Pewnego wieczoru Piotr podszedł do mnie, gdy zmywałam naczynia.
– Musimy coś zrobić – powiedział cicho. – Dzieci są coraz bardziej nerwowe. Ja też… Nie chcę cię stawiać pod ścianą, ale…
Odwróciłam się do niego ze łzami w oczach.
– Myślisz, że nie wiem? Ale co mam zrobić? Wyrzucić ją na ulicę?
Piotr westchnął i objął mnie ramieniem.
– Nie o to mi chodzi. Może porozmawiajmy z nią jeszcze raz? Może da się znaleźć jakieś rozwiązanie…
Ale każda rozmowa kończyła się tak samo. Mama płakała i mówiła, że nikt jej nie chce. Dzieci zamykały się w swoich pokojach, a ja czułam się coraz bardziej rozdarta.
Pewnego dnia Ania przyszła do mnie wieczorem.
– Mamo… Czy babcia będzie z nami mieszkać już zawsze?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zamiast tego przytuliłam ją mocno.
– Nie wiem, kochanie. Naprawdę nie wiem.
Z czasem zaczęliśmy się kłócić o najdrobniejsze rzeczy: kto pierwszy korzysta z łazienki, kto gotuje obiad, gdzie postawić suszarkę z praniem. Mama narzekała na hałas i bałagan, dzieci na brak swobody. Piotr coraz częściej wychodził na długie spacery albo zamykał się w pracy.
W końcu przyszedł dzień, kiedy wybuchłam.
– Mamo! – krzyknęłam pewnego ranka, gdy po raz kolejny skrytykowała sposób, w jaki ścielę łóżko. – To jest mój dom! Proszę cię… Próbuję pogodzić wszystkich, ale już nie daję rady!
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Myślisz tylko o sobie! Zawsze tak było!
Wybiegłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Płakałam długo, aż w końcu usłyszałam ciche pukanie.
– Przepraszam… – usłyszałam jej głos po drugiej stronie drzwi. – Ja też nie chcę być ciężarem.
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam ją naprawdę bezbronną. Zrozumiałam, że ona też cierpi. Że boi się samotności tak samo jak ja boję się utraty rodziny.
Wieczorem usiedliśmy razem przy stole: ja, Piotr, dzieci i mama.
– Musimy znaleźć jakieś rozwiązanie – zaczęłam drżącym głosem. – Może poszukamy dla ciebie mieszkania blisko nas? Albo domu opieki?
Mama spuściła wzrok.
– Jeśli tak będzie lepiej dla was…
Ania zaczęła płakać.
– Nie chcę, żeby babcia była sama!
Wszyscy płakaliśmy tego wieczoru. Ale po raz pierwszy od miesięcy poczułam ulgę. Bo wreszcie powiedzieliśmy sobie prawdę.
Dziś mama mieszka w małym mieszkaniu dwa przystanki dalej. Odwiedzamy ją często, a ona powoli odzyskuje radość życia. Nasza rodzina znów oddycha pełną piersią.
Czasem zastanawiam się: czy można być dobrą córką i jednocześnie nie zatracić siebie? Czy każda decyzja musi boleć? Może najważniejsze to nauczyć się rozmawiać o tym, co naprawdę czujemy…