Mój ojciec porzucił mnie jako dziecko. Teraz chce zamieszkać ze mną.

– Michał, musimy porozmawiać – usłyszałem głos mamy, gdy wróciłem z pracy. Była już późna jesień, a w powietrzu czuć było wilgoć i chłód. W kuchni paliło się światło, a mama siedziała przy stole z kubkiem herbaty. Jej dłonie lekko drżały.

Wiedziałem, że coś się stało. Mama nigdy nie dramatyzowała bez powodu. Usiadłem naprzeciwko niej, próbując ukryć zmęczenie po długim dniu w biurze.

– Twój ojciec dzwonił – powiedziała cicho. Te dwa słowa uderzyły mnie mocniej niż jakikolwiek krzyk. Przez chwilę miałem wrażenie, że czas się zatrzymał.

Mój ojciec. Człowiek, którego nie widziałem od ponad dwudziestu lat. Odszedł, kiedy miałem sześć lat. Pamiętam tylko jego cień na progu i cichy płacz mamy w nocy. Potem już go nie było – ani na urodzinach, ani na zakończeniu szkoły, ani wtedy, gdy pierwszy raz złamałem rękę i bałem się szpitala.

– Po co dzwonił? – zapytałem, starając się brzmieć obojętnie.

Mama spuściła wzrok.

– Jest chory. Stracił mieszkanie. Nie ma dokąd pójść… Pytał, czy mógłby zamieszkać u ciebie na jakiś czas.

Poczułem, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przez chwilę nie mogłem wydobyć z siebie głosu.

– U mnie? – powtórzyłem głucho. – Po tylu latach?

Mama wzruszyła ramionami. W jej oczach zobaczyłem zmęczenie i smutek, ale też coś jeszcze – może cień nadziei?

W nocy długo nie mogłem zasnąć. Wpatrywałem się w sufit swojego mieszkania na warszawskim Mokotowie i próbowałem uporządkować myśli. Przez lata nauczyłem się żyć bez ojca. Mama była wszystkim: opiekunką, przyjaciółką, powierniczką sekretów. Nigdy nie narzekała, choć wiem, że było jej ciężko. Pracowała na dwa etaty, żebym mógł mieć nowe buty do szkoły i wyjechać na kolonie.

Nigdy nie pytała o alimenty. Nigdy nie mówiła źle o ojcu – choć miała do tego pełne prawo.

A teraz on wraca. Chce wejść do mojego życia jak gdyby nigdy nic? Czy mam prawo odmówić mu pomocy? Czy jestem złym człowiekiem, jeśli nie potrafię wybaczyć?

Następnego dnia zadzwoniłem do mamy.

– Daj mi jego numer – powiedziałem krótko.

Nie wiedziałem, co powiem ojcu. Może po prostu chciałem usłyszeć jego głos i przekonać się, czy naprawdę istnieje.

Gdy zadzwoniłem, odebrał niemal natychmiast.

– Michał? To ty? – Jego głos był zachrypnięty i słaby.

Przez chwilę milczałem.

– Tak. Słyszałem, że masz kłopoty.

– Synu… – zaczął, ale przerwałem mu.

– Nie jestem twoim synem – powiedziałem ostro. – Przez dwadzieścia lat nie byłeś obecny w moim życiu.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Wiem… Nie mam prawa cię o nic prosić – wyszeptał w końcu. – Ale nie mam nikogo innego…

Słuchałem tego głosu i czułem narastającą złość pomieszaną z litością. Chciałem go nienawidzić, ale nie potrafiłem. Było mi go żal – starego człowieka, który przegrał swoje życie.

Zgodziłem się spotkać z nim w kawiarni niedaleko mojego mieszkania. Przyszedł punktualnie, ubrany w znoszoną kurtkę i z siwymi włosami sterczącymi na wszystkie strony. Wyglądał na dużo starszego niż wskazywałby jego wiek.

– Michał… Dziękuję, że przyszedłeś – powiedział cicho.

Patrzyłem na niego i próbowałem odnaleźć w nim ojca z dzieciństwa. Nie potrafiłem.

– Dlaczego odszedłeś? – zapytałem bez ogródek.

Spuścił wzrok.

– Byłem tchórzem. Bałem się odpowiedzialności… Twoja mama była silniejsza ode mnie. Zawsze była silniejsza…

Siedzieliśmy długo w milczeniu. W końcu powiedział:

– Nie proszę cię o wybaczenie. Proszę tylko o dach nad głową na kilka tygodni…

Nie wiem dlaczego, ale zgodziłem się. Może chciałem dać mu szansę? Może chciałem zobaczyć, czy potrafię być lepszy niż on?

Pierwsze dni były niezręczne. Ojciec spał na rozkładanej kanapie w salonie. Rano parzył sobie herbatę i wychodził na długie spacery po parku. Unikaliśmy rozmów o przeszłości.

Pewnego wieczoru usiadł obok mnie z albumem ze zdjęciami, który znalazł na półce.

– Mogę? – zapytał nieśmiało.

Wzruszyłem ramionami.

Przeglądaliśmy zdjęcia z mojego dzieciństwa: pierwsze kroki, rowerek, szkolne przedstawienia… Na żadnym z nich go nie było.

– Przegapiłem wszystko… – powiedział cicho.

Nie odpowiedziałem. W moim sercu wciąż była rana, która nie chciała się zabliźnić.

Z czasem zaczęliśmy rozmawiać coraz więcej: o książkach, muzyce, polityce… Ojciec okazał się inteligentnym człowiekiem z poczuciem humoru. Ale za każdym razem, gdy próbował wspomnieć o przeszłości, zamykałem się w sobie.

Pewnego dnia zachorował mocniej. Musiałem zawieźć go do szpitala na Banacha. Siedziałem przy jego łóżku i patrzyłem na niego – tak słabego i bezbronnego jak dziecko.

– Michał… Przepraszam cię za wszystko – wyszeptał nagle. – Gdybym mógł cofnąć czas…

Łzy napłynęły mi do oczu. Po raz pierwszy poczułem, że naprawdę mu współczuję.

Ojciec został w szpitalu kilka tygodni. Odwiedzałem go codziennie, choć nie zawsze miałem ochotę rozmawiać. Kiedy wrócił do zdrowia, zaproponowałem mu wynajęcie małego pokoju niedaleko mnie.

Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy rodziną taką jak dawniej – a może nigdy nią nie byliśmy? Ale wiem jedno: czasem trzeba dać drugą szansę nawet tym, którzy najbardziej nas zawiedli.

Czy potrafię mu wybaczyć? Czy to ja jestem teraz odpowiedzialny za jego los? A może każdy z nas nosi w sobie winy i żale, których nigdy nie uda się do końca wymazać?