Mój mąż postanowił, że jego chora matka zamieszka z nami. Gdy się sprzeciwiłam, spakował walizki i powiedział, że się rozwodzimy.

— Nie rozumiesz, Aniu! To moja matka! — krzyczał Michał, trzaskając drzwiami od sypialni. Stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. W powietrzu wisiał zapach spalonego mleka i czegoś jeszcze — czegoś ciężkiego, dusznego, jakby zapowiedzi burzy.

— Rozumiem, Michał. Ale nie dam rady. Nie po tym, co się stało ostatnio — odpowiedziałam cicho, prawie szeptem. Bałam się podnieść głos. Bałam się jego złości, ale jeszcze bardziej bałam się tego, co przyniesie przyszłość.

Wiedziałam, że nie jestem złą osobą. Przecież próbowałam. Przez ostatnie dwa miesiące nasz dom zamienił się w szpital polowy: leki, pampersy, pieluchy, nieprzespane noce. Teściowa — pani Jadwiga — coraz częściej patrzyła na mnie pustym wzrokiem. Czasem myliła mnie z własną siostrą, czasem z pielęgniarką ze szpitala. Potrafiła wyjść na klatkę schodową w środku nocy i krzyczeć do sąsiadów o „kradzieży pierzyn”.

Pamiętam tamtą noc, kiedy zadzwoniła do drzwi policja. Sąsiadka znalazła panią Jadwigę błąkającą się po osiedlu w kapciach i nocnej koszuli. Było zimno, padał deszcz. Michał wtedy spał jak zabity po dyżurze w szpitalu. To ja musiałam tłumaczyć funkcjonariuszom, że to nie alkohol, tylko choroba. Że ona nie jest niebezpieczna — tylko chora.

— Aniu, ona nie ma dokąd pójść! — Michał wrócił do kuchni, jego twarz była czerwona ze złości i bezsilności. — Dom opieki? Chcesz ją oddać do domu starców?

— Nie chcę jej oddawać nigdzie! Ale ja już nie daję rady! — głos mi się załamał. — Przecież mamy dzieci! One się boją! Zosia płacze każdej nocy, bo babcia krzyczy przez sen!

Michał spojrzał na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. Jakbym była kimś obcym.

— Ty nic nie rozumiesz — powiedział cicho i wyszedł z kuchni.

Zostałam sama. Siedziałam przy stole i patrzyłam w okno na ciemne podwórko. W głowie miałam mętlik: poczucie winy mieszało się ze złością i lękiem. Czy naprawdę jestem egoistką? Czy powinnam poświęcić wszystko dla jego matki?

Następnego dnia Michał przyszedł do domu wcześniej niż zwykle. Bez słowa zaczął pakować swoje rzeczy do walizki. Stałam w progu sypialni i patrzyłam na niego bezradnie.

— Co robisz? — zapytałam drżącym głosem.

— Skoro nie chcesz pomóc mojej matce, nie chcę tu być — odpowiedział chłodno. — Składam pozew o rozwód.

Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez chwilę miałam ochotę go zatrzymać, błagać, żeby został. Ale potem zobaczyłam Zosię stojącą za mną w drzwiach. Miała łzy w oczach.

— Mamo… czy tata nas zostawi? — zapytała cicho.

Przytuliłam ją mocno i poczułam, że muszę być silna. Dla niej. Dla siebie.

Wieczorem zadzwoniła moja mama.

— Aniu, nie możesz wszystkiego brać na siebie — powiedziała stanowczo. — Michał musi zrozumieć, że opieka nad ciężko chorą osobą to nie tylko kwestia serca, ale też zdrowia psychicznego całej rodziny.

Ale Michał nie chciał słuchać. Przez kolejne dni mieszkał u swojej siostry. Przysyłał mi tylko krótkie SMS-y: „Złożyłem papiery”, „Przyjadę po resztę rzeczy”, „Zajmij się dziećmi”.

W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanki patrzyły na mnie ze współczuciem, ale nikt nie wiedział, co powiedzieć. Tylko Basia odważyła się zapytać:

— Anka… a może on po prostu ucieka przed odpowiedzialnością? Może łatwiej mu obrazić się na ciebie niż przyznać, że sam nie daje rady?

Nie wiedziałam. Może miała rację?

Po tygodniu Michał przyszedł po swoje rzeczy. Przypadkiem spotkał Zosię na korytarzu.

— Tato… wrócisz do nas? — zapytała cicho.

Michał spojrzał na nią długo i ciężko westchnął.

— Nie wiem, kochanie…

Potem spojrzał na mnie:

— Gdybyś tylko spróbowała…

— Próbowałam! — wybuchłam nagle. — Ale ty widzisz tylko swoją matkę! A ja? A dzieci?

Michał spuścił wzrok i wyszedł bez słowa.

Wieczorem długo siedziałam przy łóżku Zosi i głaskałam ją po włosach.

— Mamo… czy babcia wróci?

— Nie wiem, kochanie…

W głowie miałam tysiące myśli: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była poświęcić siebie dla dobra rodziny? Czy to ja jestem winna temu wszystkiemu?

Minęły dwa miesiące. Michał mieszka z matką u swojej siostry. My żyjemy we trójkę: ja, Zosia i Kuba. Czasem jest ciężko — szczególnie wieczorami, kiedy dom wydaje się za duży i za cichy.

Ale nauczyłam się jednego: czasem trzeba wybrać siebie i swoje dzieci. Nawet jeśli boli.

Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy egoizm to naprawdę najgorsza rzecz na świecie? A może czasem to jedyna droga do przetrwania?