„Mój były mąż zdradzał mnie latami. Załamałam się, gdy syn powiedział: ‘Mamo, on chce się pożegnać’”
– Mamo, tata chce się z tobą pożegnać – głos Kacpra drżał, a ja poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Stałam w kuchni we włoskim domu, z widokiem na cyprysy i słońce, które nie miało prawa świecić tak jasno w tej chwili. Telefon ściskałam tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.
Nie byłam gotowa na tę rozmowę. Nie byłam gotowa na żadne rozmowy z nim od lat. Ale przecież nie mogłam odmówić synowi. Kacper miał wtedy siedemnaście lat, był już prawie dorosły, a ja czułam, że przez te wszystkie lata emigracji oddaliłam się od niego bardziej niż od kogokolwiek innego.
– Daj mi go – powiedziałam cicho, choć w środku krzyczałam.
Zanim usłyszałam głos Pawła, mojego byłego męża, przez głowę przebiegły mi wszystkie te lata. Nasz ślub w małym kościele pod Warszawą – miałam dziewiętnaście lat i świeżo zdany dyplom pielęgniarki. Rodzice chcieli, żebym poszła na studia, ale ja zakochałam się w Pawle po uszy. Był starszy o trzy lata, miał już pracę w warsztacie samochodowym i wydawało mi się, że świat stoi przed nami otworem.
Pierwsze lata były trudne, ale szczęśliwe. Urodził się Kacper, potem Ola. Mieszkaliśmy u teściów, bo nie było nas stać na własne mieszkanie. Teściowa, pani Zofia, była kobietą twardą jak stal. To ona pierwsza rzuciła pomysł: – Aniu, we Włoszech szukają pielęgniarek. Zarobisz więcej niż tu przez rok.
Nie chciałam wyjeżdżać. Bałam się zostawić dzieci, bałam się zostawić Pawła. Ale kiedy Paweł stracił pracę i zaczęliśmy żyć z dnia na dzień, podjęłam decyzję. Obiecałam sobie, że to tylko na rok.
Rok zamienił się w szesnaście lat.
Przez pierwsze miesiące płakałam co noc. Pracowałam w domu opieki pod Mediolanem – staruszkowie byli mili, ale tęsknota rozdzierała mnie od środka. Dzwoniłam do dzieci codziennie, wysyłałam paczki z ubraniami i słodyczami. Paweł początkowo był czuły przez telefon, mówił: „Wracaj szybko”. Ale potem coraz rzadziej odbierał.
Z czasem zaczęły do mnie docierać plotki z Polski. Sąsiadka napisała mi na Facebooku: „Anka, widziałam Pawła z jakąś blondynką”. Ola przestała odbierać moje telefony. Kacper był coraz bardziej zamknięty w sobie.
Wróciłam po trzech latach na święta Bożego Narodzenia. W domu było chłodno – nie tylko przez zimę. Paweł patrzył na mnie obojętnie, Ola unikała wzroku. Tylko Kacper rzucił mi się na szyję.
– Mamo, czemu musisz wracać do Włoch? – zapytał wtedy cicho.
– Bo tu nie ma dla mnie pracy…
– Ale my tu jesteśmy – odpowiedział i poczułam, jak łamie mi się serce.
Po powrocie do Włoch już nie płakałam – byłam jakby pusta w środku. Pracowałam jeszcze więcej, żeby nie myśleć. Przysyłałam pieniądze na remont domu, na studia Oli, na wszystko. Paweł coraz rzadziej dzwonił.
Aż pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka:
– Anka, musisz wrócić. Paweł mieszka z tą blondynką już otwarcie.
Wróciłam bez zapowiedzi. Zastałam ich razem w kuchni mojego domu – ona była młodsza ode mnie o dziesięć lat i patrzyła na mnie z wyższością.
– Aniu… – zaczął Paweł.
– Nie tłumacz się – przerwałam mu. – Wiem wszystko.
Ola wybiegła z pokoju i trzasnęła drzwiami. Kacper stał w kącie i patrzył na mnie błagalnie.
Rozwód był formalnością. Paweł nie walczył o nic – nawet o dzieci. Ola została z nim i jego nową partnerką, Kacper chciał ze mną wrócić do Włoch, ale wiedziałam, że nie mogę mu tego zrobić. Został z babcią Zofią.
Przez kolejne lata żyłam jak automat. Praca-dom-praca. Czasem dzwoniła Ola – zawsze krótko i chłodno. Kacper pisał wiadomości: „Mamo, wszystko ok”.
Aż do tego dnia, kiedy zadzwonił do mnie z płaczem:
– Mamo… tata jest w szpitalu… lekarze mówią…
Nie zdążyłam wrócić przed jego śmiercią.
Na pogrzebie Ola nie chciała ze mną rozmawiać. Kacper przytulił mnie mocno:
– Mamo… już nic nie będzie takie samo.
Po pogrzebie zostałam jeszcze kilka dni w Polsce. Teściowa patrzyła na mnie z wyrzutem:
– Gdybyś nie wyjechała…
Nie odpowiedziałam jej nic. Wiedziałam tylko jedno: nigdy nie przestanę żałować tych straconych lat.
Dziś mieszkam nadal we Włoszech. Pracuję w tym samym domu opieki. Ola jest już dorosła, ma własną rodzinę – rzadko się odzywa. Kacper przyjeżdża do mnie raz w roku; wtedy rozmawiamy godzinami o wszystkim i o niczym.
Czasem patrzę na siebie w lustrze i pytam: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy warto było poświęcić rodzinę dla pieniędzy? Czy kiedykolwiek wybaczę sobie to wszystko?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?