Miłość, która kosztowała zbyt wiele: Historia o cenie spełnionych marzeń
— Nie możesz tego zrobić, Michał! — głos jego żony, Magdy, odbijał się echem w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak zamknął za sobą drzwi ich wspólnego mieszkania. Stałam wtedy pod blokiem, trzęsąc się z zimna i z emocji, czekając na niego jak na wybawienie. Kiedy wyszedł, nie spojrzał już za siebie. Wsiadł do mojego auta i odjechaliśmy w milczeniu. To był początek końca mojego dawnego życia.
Zawsze myślałam, że jeśli Michał wybierze mnie, wszystko się ułoży. Wzdychałam do niego od czasów studenckich, kiedy jeszcze mieszkałam z rodzicami w małym miasteczku pod Łodzią. Był wtedy gwiazdą uczelni — przystojny, elokwentny, zawsze otoczony ludźmi. Ja byłam tą cichą dziewczyną z prowincji, która patrzyła na niego z daleka i marzyła o wspólnym życiu. On wybrał Magdę — piękną, pewną siebie dziewczynę z miasta. Zostali parą, potem małżeństwem. Ja zostałam sama ze swoimi marzeniami.
Lata mijały. Spotykaliśmy się przypadkiem na różnych imprezach, czasem zamienialiśmy kilka słów na Facebooku. Zawsze czułam ten dreszcz, kiedy pisał do mnie choćby zwykłe „cześć”. Kiedy zaprosił mnie na kawę po latach milczenia, serce waliło mi jak oszalałe. Wiedziałam, że to nie jest niewinne spotkanie. Wiedziałam też, że on nie jest szczęśliwy w swoim małżeństwie. Ale nie sądziłam, że to wszystko potoczy się tak szybko.
— Nie wiem już, co robić — powiedział mi wtedy cicho. — Magda mnie nie rozumie. Od miesięcy żyjemy obok siebie. Z tobą czuję się inaczej…
Te słowa były jak narkotyk. Zaczęliśmy się spotykać coraz częściej — najpierw ukradkiem, potem coraz bardziej otwarcie. W moim małym mieszkaniu na obrzeżach miasta czułam się jak bohaterka filmu. Każdy jego dotyk był spełnieniem marzeń. Każdy pocałunek utwierdzał mnie w przekonaniu, że to właśnie ja powinnam być jego żoną.
Kiedy powiedział mi, że odchodzi od Magdy, nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Przez chwilę poczułam się jak zwyciężczyni — ta wybrana spośród wszystkich kobiet. Ale już pierwszej nocy, kiedy Michał został u mnie na stałe, zaczęły pojawiać się rysy na tym idealnym obrazie.
— Muszę zadzwonić do dzieci — powiedział nagle podczas kolacji. — One tego nie rozumieją…
Zamarłam. Wiedziałam o jego córce i synu, ale nigdy nie myślałam o nich jak o realnych osobach, które mogą cierpieć przez moje szczęście. Michał przez cały wieczór był nieobecny myślami. W nocy długo rozmawiał przez telefon z Magdą. Słyszałam jego stłumiony głos zza drzwi łazienki.
Następnego dnia rano zobaczyłam go siedzącego przy stole z głową w dłoniach.
— Może to był błąd… — wyszeptał.
Zamarło mi serce. Przecież miałam być tą jedyną! Tą, dla której rzuci wszystko! Zamiast tego zobaczyłam przed sobą zmęczonego faceta w średnim wieku, który nagle stracił grunt pod nogami.
Przez kolejne tygodnie nasze życie zamieniło się w ciągłe napięcie i kłótnie. Michał tęsknił za dziećmi, próbował utrzymać z nimi kontakt, ale one nie chciały go znać. Magda dzwoniła codziennie, grożąc sądem i alimentami. Moi rodzice przestali się do mnie odzywać — byli zawiedzeni moim wyborem i bali się plotek w miasteczku.
— Po co ci to było? — zapytała mnie kiedyś przyjaciółka Anka podczas spotkania w kawiarni. — Myślisz, że on naprawdę cię kocha? Czy po prostu uciekł od problemów?
Nie umiałam jej odpowiedzieć. Każdego dnia czułam coraz większy ciężar na sercu. Michał był coraz bardziej zamknięty w sobie. Przestał żartować, przestał planować wspólną przyszłość. Zaczął wracać późno z pracy i coraz częściej pił piwo przed telewizorem.
Pewnego wieczoru wybuchła między nami kłótnia.
— Nie tak miało być! — krzyknęłam przez łzy. — Miałeś być szczęśliwy ze mną!
— A ja miałem dom i rodzinę! — odpowiedział równie rozpaczliwie.
Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, ile kosztuje spełnienie marzeń. Straciłam przyjaciółkę, kontakt z rodzicami i szacunek do samej siebie. Michał stracił rodzinę i dzieciństwo swoich dzieci.
Minęły miesiące. Nasz związek stał się cieniem tego, czym był na początku. Coraz częściej łapałam się na tym, że patrzę na Michała z żalem i rozczarowaniem zamiast miłością.
Ostatniej nocy przed jego wyprowadzką siedzieliśmy razem przy kuchennym stole w ciszy.
— Przepraszam — powiedział cicho. — Nie potrafię już tak żyć.
Nie odpowiedziałam mu niczego. Widziałam tylko jego plecy znikające za drzwiami — tak samo jak wtedy widziałam jego plecy opuszczające mieszkanie Magdy.
Dziś jestem sama. Często zastanawiam się, czy warto było poświęcić wszystko dla tej miłości. Czy można budować szczęście na cudzym nieszczęściu? Czy naprawdę znałam człowieka, którego kochałam przez tyle lat? Może ślepa miłość jest najgorszą z możliwych…
Czy wy też kiedyś zapomnieliście o sobie dla kogoś innego? Czy można naprawić życie po takim błędzie?