Między miłością a wyczerpaniem: Opowieść o weekendach z teściową
— Znowu przyszła — pomyślałam, słysząc dźwięk domofonu. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, mój synek Staś już biegł do drzwi, krzycząc: „Babciu! Babciu!”. Wpuściłam ją, uśmiechając się przez zaciśnięte zęby. Pani Teresa, moja teściowa, zawsze wchodziła pewnym krokiem, jakby to był jej własny dom. Pachniała perfumami i świeżością, niosła torbę pełną słodyczy i nowych zabawek. — No witajcie moje skarby! — zawołała radośnie, rzucając płaszcz na krzesło. Staś rzucił się jej na szyję, a ja już wiedziałam, co mnie czeka.
— Kasiu, zrobiłabyś nam herbatę? — zapytała, nawet nie patrząc w moją stronę. — I może coś słodkiego do tego? Staś uwielbia twoje ciasto marchewkowe! — dodała z uśmiechem. Westchnęłam cicho i poszłam do kuchni. Woda już się gotowała, a ja w myślach układałam listę rzeczy do zrobienia: herbata, ciasto, potem sprzątanie po zabawie, pranie, obiad… Czułam, jak narasta we mnie frustracja.
Z kuchni słyszałam śmiech Stasia i teściowej. Bawili się w sklep. — Proszę pani, ile kosztuje ten samochodzik? — pytał Staś. — Dla ciebie wszystko za darmo! — odpowiadała babcia. Ich głosy mieszały się z dźwiękiem miksera. Przez chwilę poczułam ukłucie zazdrości. Chciałabym tak po prostu usiąść na dywanie i bawić się z synem, nie myśląc o obowiązkach.
Kiedy wróciłam z herbatą i ciastem, babcia już planowała kolejną zabawę. — Kasiu, a może masz jakieś kredki? Narysujemy coś dla ciebie! — rzuciła przez ramię. Uśmiechnęłam się blado i podałam jej kredki. Staś był szczęśliwy, a ja… ja czułam się jak niewidzialna służąca we własnym domu.
Po godzinie babcia zaczęła zbierać się do wyjścia. — No dobrze, kochani, muszę już lecieć! — powiedziała energicznie. Ucałowała Stasia w czoło, pogłaskała mnie po ramieniu i wyszła, zostawiając po sobie rozrzucone zabawki, brudne filiżanki i okruchy ciasta na dywanie.
Zamknęłam drzwi i opadłam na krzesło. Staś patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. — Mamo, pobawisz się ze mną? — zapytał cicho. Uśmiechnęłam się smutno. — Oczywiście, kochanie — odpowiedziałam, choć marzyłam tylko o chwili ciszy.
Tak wygląda każdy mój weekend od ponad roku. W piątki wieczorem czuję narastający niepokój. W soboty rano budzę się z bólem głowy i napięciem w karku. Wiem, że znów będę musiała być idealną gospodynią: ugotować obiad, upiec ciasto, posprzątać mieszkanie przed wizytą teściowej. Muszę być też matką na pełen etat i towarzyszką rozmów dla Pani Teresy, która uwielbia opowiadać o swoich sukcesach wychowawczych i złotych czasach PRL-u.
Mój mąż Michał często znika wtedy na siłownię albo do garażu „coś naprawić”. Kiedy próbuję mu powiedzieć, że nie daję rady, wzrusza ramionami: — Przecież mama chce tylko dobrze. Daj jej się nacieszyć wnukiem.
Ale czy ktoś myśli o mnie? O tym, że jestem zmęczona? Że chciałabym choć raz usiąść przy stole i wypić herbatę bez pośpiechu? Że marzę o tym, by ktoś zapytał: „Kasiu, jak się czujesz?”
Pamiętam jedną sobotę szczególnie wyraźnie. Było zimno i padał deszcz. Staś miał katar i był marudny od rana. Ja byłam niewyspana po kolejnej nieprzespanej nocy. O 10:00 zadzwonił domofon. Teściowa przyszła jak zwykle z torbą prezentów i dobrym humorem.
— Ojejku, jaki ty blady! Kasiu, czy ty w ogóle dbasz o siebie? — rzuciła na powitanie.
Poczułam gulę w gardle. Chciałam krzyknąć: „Nie dbam o siebie, bo nie mam kiedy! Bo nikt mi nie pomaga!” Ale tylko uśmiechnęłam się sztucznie.
Tego dnia Staś był wyjątkowo niespokojny. Płakał przy każdej okazji, nie chciał jeść ani się bawić. Teściowa zaczęła go pouczać:
— No już, przestań płakać! Mama ci pozwala na wszystko, dlatego jesteś taki rozpuszczony!
Zacisnęłam pięści pod stołem. Michał siedział obok i udawał, że nie słyszy.
Po południu babcia wyszła szybciej niż zwykle. Zostawiła po sobie bałagan i ciężką atmosferę w domu. Staś zasnął na moich kolanach zapłakany.
Wieczorem wybuchłam przy mężu:
— Nie mogę tak dłużej! Każdy weekend to dla mnie koszmar! Twoja mama traktuje mnie jak służącą!
Michał spojrzał na mnie zdziwiony:
— Przesadzasz. Mama tylko chce pomóc.
— Pomóc?! Ona przychodzi się pobawić i wychodzi! A ja zostaję ze wszystkim sama!
Wtedy pierwszy raz zobaczyłam w jego oczach cień zrozumienia.
Od tamtej pory próbuję stawiać granice. Czasem proszę teściową o pomoc przy sprzątaniu albo gotowaniu. Czasem mówię „nie”, gdy nie mam siły na kolejną wizytę. Ale to trudne. Bo przecież „kochająca babcia” nie może być problemem…
Często zastanawiam się: czy jestem złą synową? Czy powinnam być bardziej wdzięczna za towarzystwo babci? A może mam prawo do własnych uczuć i zmęczenia?
Czy inne matki też tak mają? Czy tylko ja czuję się czasem jak niewidzialna gospodyni we własnym domu?
Może powinnam w końcu powiedzieć głośno: „Potrzebuję pomocy”. Ale czy ktoś mnie wtedy usłyszy?