Między miłością a poświęceniem: Jak tydzień u córki zamienił się w miesiące samotności
— Mamo, błagam cię, przyjedź na kilka dni. Nie dam rady z Kacprem, a egzaminy już za tydzień — głos Oli drżał przez telefon, a ja poczułam znajome ukłucie w sercu. Zawsze byłam tą, która ratowała rodzinę z opresji. Bez wahania spakowałam walizkę, wrzuciłam do niej kilka ubrań i ulubioną książkę, myśląc naiwnie, że znajdę czas na czytanie. Nie wiedziałam jeszcze, że zabieram ze sobą nie tylko rzeczy osobiste, ale i własną wolność na długie miesiące.
Przyjechałam do mieszkania Oli w Gdańsku późnym wieczorem. Kacper już spał, a ona wyglądała na wykończoną. — Dzięki, mamo. Jesteś moim aniołem — powiedziała, przytulając mnie mocno. Uśmiechnęłam się, choć w środku czułam niepokój. Ola zawsze była ambitna, ale odkąd została samotną matką, coraz częściej widziałam w jej oczach cień zmęczenia i rozczarowania.
Pierwsze dni minęły spokojnie. Kacper był pogodny, choć czasem płakał za mamą. Gotowałam obiady, sprzątałam zabawki i próbowałam nie przeszkadzać Oli w nauce. Jednak już po tygodniu zaczęłam zauważać, że coś jest nie tak. Ola coraz rzadziej wychodziła z pokoju, a ja przejmowałam kolejne obowiązki. — Mamo, mogłabyś jeszcze zrobić pranie? I może ogarniesz łazienkę? — pytała mimochodem, jakby to było oczywiste.
Z dnia na dzień stawałam się niewidzialna. Moje potrzeby przestały istnieć. Rano budził mnie płacz Kacpra, potem śniadanie, sprzątanie, zakupy, gotowanie obiadu. Wieczorem padałam na kanapę ze zmęczenia. Ola zamykała się w swoim pokoju z książkami lub komputerem. Czasem wychodziła tylko po kawę albo by sprawdzić, czy Kacper śpi.
Mijały tygodnie. Egzaminy Oli dawno się skończyły, ale nikt nie wspominał o moim powrocie do domu. — Mamo, jeszcze chwilkę zostań. Muszę ogarnąć papiery do pracy. Potem już sobie poradzimy — mówiła z uśmiechem. Widziałam jednak, że coraz bardziej przyzwyczaja się do mojej obecności. Zaczęła spotykać się ze znajomymi, wychodzić wieczorami. Czasem wracała późno w nocy.
Pewnego wieczoru usiadłam przy stole z kubkiem herbaty i spojrzałam na Olę. — Olu, kiedy będziesz gotowa sama zająć się Kacprem? Tęsknię za swoim domem — powiedziałam cicho. Spojrzała na mnie zaskoczona i zirytowana jednocześnie.
— Mamo, przecież wiesz, jak bardzo mi pomagasz! Nie możesz zostać jeszcze trochę? Przecież Kacper cię uwielbia! — jej głos był pełen pretensji.
Poczułam się winna. Może rzeczywiście przesadzam? Przecież jestem babcią, powinnam pomagać… Ale ile można żyć cudzym życiem?
Z czasem zaczęły pojawiać się konflikty. Ola zarzucała mi, że źle wychowuję Kacpra, że jestem zbyt pobłażliwa albo za surowa. Ja z kolei czułam się coraz bardziej wykorzystywana i niedoceniana.
— Mamo, dlaczego pozwalasz mu jeść tyle słodyczy? — pytała z wyrzutem.
— Olu, to tylko jeden cukierek…
— Ale ja nie chcę, żeby jadł słodycze! — krzyczała.
Czułam się jak intruz we własnej rodzinie. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub cichym milczeniem. Zaczęłam unikać Oli, zamykać się wieczorami w małym pokoiku gościnnym i płakać po cichu do poduszki.
Najgorsze były weekendy. Ola znikała na całe dnie, tłumacząc się spotkaniami ze znajomymi lub „ważnymi sprawami”. Ja zostawałam sama z Kacprem i stertą obowiązków domowych. Czasem miałam wrażenie, że jestem tylko tanią siłą roboczą.
Pewnej niedzieli zadzwoniła do mnie sąsiadka z mojej kamienicy w Toruniu.
— Pani Haniu, wszystko w porządku? Dawno pani nie widziałam! Kwiaty na parapecie usychają…
Łzy napłynęły mi do oczu. Przypomniałam sobie o swoim dawnym życiu: o spacerach po parku, spotkaniach z przyjaciółkami, o ciszy własnego mieszkania.
Wieczorem zebrałam się na odwagę i porozmawiałam z Olą szczerze.
— Olu, muszę wrócić do domu. Potrzebuję swojego życia. Kocham cię i Kacpra nad życie, ale nie mogę być tu na zawsze.
Ola spojrzała na mnie z wyrzutem.
— Myślałam, że możesz mi pomóc…
— Pomagam ci od miesięcy! Ale jestem też człowiekiem…
Milczałyśmy długo. W końcu Ola wyszła trzaskając drzwiami.
Następnego dnia spakowałam walizkę i pożegnałam się z Kacprem. Przytulił mnie mocno i zapytał:
— Babciu, wrócisz?
Łzy popłynęły mi po policzkach.
Teraz siedzę w swoim mieszkaniu w Toruniu i patrzę przez okno na deszczowe ulice. Tęsknię za wnukiem, ale czuję też ulgę. Czy zrobiłam dobrze? Czy każda matka musi poświęcać siebie dla dzieci bez końca? Może czasem trzeba postawić granicę – nawet jeśli boli.