Między gniewem a miłością: Historia Weroniki i jej babci Stanisławy
— No cóż, wybuchła — mówiła kobieta. — Komu ty w ogóle jesteś potrzebna, stara jędzo? Jesteś tylko ciężarem dla wszystkich. Chodzisz tu, śmierdzisz. Gdyby to ode mnie zależało, to bym ci… Ale muszę to znosić. Nienawidzę cię!
Weronika o mało się nie zakrztusiła herbatą. Dopiero co rozmawiała ze swoją babcią, Stanisławą Andrzejewską, przez wideoczat. Słowa matki, które usłyszała przypadkiem, odbiły się echem w jej głowie jak dźwięk tłuczonego szkła. Przez chwilę nie mogła złapać oddechu. Wpatrywała się w ekran laptopa, na którym twarz babci była rozmazana przez słabe połączenie internetowe. Ale nawet przez piksele widziała łzy w oczach starszej kobiety.
— Weroniko, kochanie… — babcia próbowała się uśmiechnąć, ale głos jej drżał. — Nie przejmuj się tym, co mówi twoja mama. Ona jest zmęczona. Ja już jestem stara, wiem, że czasem przeszkadzam.
Weronika poczuła, jak coś ściska ją za gardło. Miała ochotę krzyczeć na matkę, ale wiedziała, że to nic nie da. Od miesięcy atmosfera w domu była napięta jak struna. Matka Weroniki, Elżbieta, opiekowała się swoją matką — Stanisławą — odkąd ta złamała biodro zimą. Z dnia na dzień wszystko się zmieniło: dom w podwarszawskim Piastowie stał się polem minowym emocji.
Weronika wróciła do Polski po studiach w Berlinie, bo chciała być bliżej rodziny. Miała nadzieję na ciepło i wsparcie, a znalazła się w samym środku rodzinnej burzy. Każdy dzień zaczynał się od kłótni o drobiazgi: kto wyniesie śmieci, kto poda leki babci, kto zrobi zakupy. Elżbieta coraz częściej wybuchała gniewem — czasem cicho płakała w kuchni, czasem rzucała talerzami.
— Mamo, nie możesz tak mówić do babci! — Weronika zebrała się na odwagę i weszła do kuchni, gdzie matka stała z zaciśniętymi pięściami.
— Ty nic nie rozumiesz! — Elżbieta odwróciła się gwałtownie. — Całe życie poświęciłam dla niej! Ojciec odszedł, kiedy miałam piętnaście lat. Zostałyśmy same. Teraz ona jest stara i chora, a ja muszę wszystko robić! Ty tylko siedzisz przy komputerze i rozmawiasz z nią przez Skype’a!
Weronika poczuła ukłucie winy. Rzeczywiście, większość dnia spędzała na pracy zdalnej i rozmowach z przyjaciółmi. Ale przecież pomagała: gotowała obiady, sprzątała pokój babci, czasem wychodziły razem na spacer.
— Przecież mogę ci pomóc bardziej — powiedziała cicho.
— Nie chcę twojej litości! — Elżbieta krzyknęła tak głośno, że aż babcia usłyszała przez drzwi.
Stanisława weszła do kuchni powoli, podpierając się laską.
— Dziewczyny… proszę was… nie kłóćcie się przeze mnie.
Weronika spojrzała na babcię i zobaczyła w jej oczach coś więcej niż smutek — zobaczyła strach. Strach przed byciem niepotrzebną, przed byciem ciężarem.
Wieczorem Weronika długo nie mogła zasnąć. Leżała w swoim pokoju i słuchała cichych szlochów matki zza ściany. Wspominała dzieciństwo: zapach ciasta drożdżowego u babci na wsi pod Łowiczem, wspólne spacery po lesie, śmiech przy stole. Jak to możliwe, że teraz wszystko zamieniło się w ból?
Następnego dnia Weronika postanowiła porozmawiać z babcią szczerze.
— Babciu… czy ty naprawdę czujesz się tutaj niechciana?
Stanisława spojrzała na nią łagodnie.
— Kochanie… starość jest trudna. Człowiek traci siły, staje się zależny od innych. Twoja mama jest zmęczona życiem. Ja też byłam kiedyś surowa dla niej… Może teraz to do mnie wraca?
Weronika poczuła łzy pod powiekami.
— Ale przecież cię kochamy! Ja… ja nie wyobrażam sobie domu bez ciebie!
Babcia pogłaskała ją po ręce.
— Wiem. Ale czasem miłość boli.
Tego wieczoru Weronika postanowiła zrobić coś więcej niż tylko pomagać przy obiedzie czy sprzątaniu. Zaczęła szukać informacji o wsparciu dla opiekunów osób starszych — znalazła grupy wsparcia online, poradniki psychologiczne i nawet lokalną fundację oferującą pomoc wolontariuszy.
Kiedy pokazała to matce, Elżbieta najpierw prychnęła z niedowierzaniem.
— Myślisz, że ktoś obcy będzie lepiej wiedział, jak się nią zająć?
— Nie chodzi o to — tłumaczyła Weronika — ale może ty też potrzebujesz odpocząć? Może ktoś może cię zastąpić choćby na kilka godzin w tygodniu?
Matka długo milczała. W końcu usiadła przy stole i zaczęła płakać.
— Jestem wykończona… Czasem mam ochotę uciec i nigdy nie wracać…
Weronika objęła ją ostrożnie.
— Nie jesteś sama. Ja też tu jestem.
Przez kolejne tygodnie sytuacja powoli zaczęła się zmieniać. Elżbieta zgodziła się na pomoc wolontariuszki z fundacji — młodej studentki pielęgniarstwa imieniem Marta. Dzięki temu mogła wyjść na spacer sama albo spotkać się z koleżanką na kawie.
Babcia Stanisława zaczęła częściej się uśmiechać. Czasem opowiadała Weronice historie ze swojego dzieciństwa: o wojnie, o pierwszej miłości, o tym jak sama opiekowała się swoją matką do końca jej dni.
Jednak rany zadane słowami nie goją się szybko. Weronika długo nosiła w sobie żal do matki za tamte słowa wypowiedziane w gniewie. Z drugiej strony widziała jej zmęczenie i rozpacz — i zaczynała rozumieć, jak trudno być opiekunem osoby starszej w polskich realiach: bez wsparcia państwa, bez pieniędzy na prywatną opiekę.
Pewnego wieczoru usiadły we trzy przy stole — pierwszy raz od miesięcy bez kłótni.
— Przepraszam was — powiedziała Elżbieta cicho. — Czasem mam wrażenie, że wszystko mnie przerasta…
Stanisława uśmiechnęła się smutno.
— Każda z nas ma swoje granice. Ważne, żebyśmy były razem.
Weronika spojrzała na obie kobiety i poczuła coś na kształt ulgi — jakby ciężar spadł jej z serca. Wiedziała jednak, że przed nimi jeszcze długa droga do prawdziwego pojednania.
Czasem zastanawiam się: ile słów wypowiedzianych w gniewie zostaje z nami na zawsze? Czy można naprawdę wybaczyć i zapomnieć? A może najważniejsze jest to, żeby próbować — każdego dnia od nowa.