Między dwoma pokojami: Historia o rodzinnych granicach i własnym miejscu na ziemi
„Przeprowadzicie się do mojej kawalerki, a my z córką do waszego dwupokojowego mieszkania. Tymczasowo” – stwierdziła teściowa, patrząc na mnie z tym swoim nieznoszącym sprzeciwu wyrazem twarzy. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a ja ściskałam kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce.
– Mamo, ale przecież my tu mieszkamy… – zaczął niepewnie Tomek, mój mąż. – Spłacamy kredyt, to nasze miejsce.
– Tymczasowo! – przerwała mu stanowczo. – Przecież to tylko na chwilę. Muszę sprzedać mieszkanie, kupić kawalerkę i domek letniskowy. Wy młodzi, dacie sobie radę.
Spojrzałam na Tomka błagalnie. Wiedziałam, że nie potrafi odmówić matce. Zawsze był tym „grzecznym synkiem”, który robił wszystko, by jej nie zawieść. A ja? Ja byłam tylko żoną, która powinna się dostosować.
Wróciłam myślami do dnia, kiedy wprowadziliśmy się do naszego dwupokojowego mieszkania na Pradze. Było ciasno, ale własne. Każda ściana, każdy kąt miał dla mnie znaczenie. To tu płakałam po stracie pracy, tu świętowaliśmy pierwszą rocznicę ślubu. To tu planowaliśmy przyszłość – naszą przyszłość.
– Mamo, ale…
– Nie ma „ale”, Tomku. Ty zawsze byłeś rozsądny. Nie rozumiem, dlaczego teraz robisz problem.
Zacisnęłam zęby. W głowie kłębiły mi się myśli: „Dlaczego ona zawsze musi stawiać na swoim? Dlaczego nasze życie ma być podporządkowane jej planom?”
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Tomek przewracał się z boku na bok.
– Co my zrobimy? – spytałam cicho.
– Nie wiem… Może faktycznie to tylko na chwilę? Może mama wie, co robi?
Poczułam narastającą złość. Czy naprawdę musimy poświęcić wszystko dla jej wygody?
Następnego dnia teściowa przyszła z córką, Agatą. Agata była ode mnie młodsza o trzy lata, zawsze pewna siebie, zawsze w centrum uwagi.
– Słuchajcie – zaczęła Agata – mama już rozmawiała z agentem nieruchomości. To kwestia tygodni.
– Ale my mamy tu swoje życie! – wybuchłam w końcu. – To nie jest takie proste!
Agata spojrzała na mnie z politowaniem.
– Przesadzasz. To tylko mieszkanie.
Tylko mieszkanie? Dla mnie to był dom.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Tomek coraz częściej wychodził do pracy wcześniej i wracał później. Ja czułam się jak intruz we własnych czterech ścianach.
Pewnego wieczoru zadzwoniła moja mama.
– Kochanie, słyszałam od cioci Krysi… To prawda?
Zacisnęłam powieki.
– Tak, mamo. Teściowa chce się zamienić mieszkaniami. Na chwilę…
– A co z tobą? Z Tomkiem?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czy naprawdę powinnam walczyć o swoje?
W końcu przyszedł dzień przeprowadzki. Teściowa z Agatą pojawiły się z kartonami i workami na śmieci.
– Szybko pójdzie – rzuciła teściowa. – Tylko najpotrzebniejsze rzeczy zabierzcie.
Patrzyłam na nasze rzeczy pakowane w pośpiechu. Każdy przedmiot przypominał mi o czymś ważnym: zdjęcie ze ślubu, kubek z napisem „Najlepsza żona”, książki Tomka…
Kawalerka teściowej była ciasna i ciemna. Ledwo mieściło się łóżko i szafa. Kuchnia była tak mała, że nie dało się w niej swobodnie obrócić.
Pierwszej nocy płakałam w poduszkę. Tomek próbował mnie pocieszyć:
– To tylko na chwilę…
Ale ta „chwila” przeciągała się tygodniami. Teściowa zwlekała ze sprzedażą mieszkania, ciągle coś jej nie pasowało: a to cena za niska, a to kupiec niewiarygodny.
Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi. O to, kto wyniesie śmieci, kto zrobi zakupy, kto zajmie łazienkę pierwszy rano.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i zobaczyłam Tomka siedzącego na łóżku ze spuszczoną głową.
– Nie mogę już tak żyć – powiedział cicho.
Usiadłam obok niego.
– Musimy coś zrobić – szepnęłam.
Zadzwoniłam do teściowej.
– Mamo, musimy porozmawiać.
– O co chodzi?
– Nie możemy dłużej tak żyć. To nie jest nasze miejsce. Chcemy wrócić do siebie.
Teściowa milczała przez chwilę.
– Myślałam, że jesteście bardziej wyrozumiali…
Poczułam ukłucie winy, ale wiedziałam, że muszę być stanowcza.
– Mamo, to nasze życie. Proszę cię…
Rozłączyła się bez słowa.
Tomek patrzył na mnie z wdzięcznością i ulgą jednocześnie.
Kilka dni później teściowa przyszła do kawalerki.
– Skoro tak bardzo wam zależy… – zaczęła chłodno – wracajcie do siebie. Ale pamiętajcie: rodzina powinna sobie pomagać.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam już jedno: czasem trzeba postawić granicę nawet najbliższym.
Wróciliśmy do naszego mieszkania. Było trochę pusto, trochę smutno po tych wszystkich przejściach, ale czułam ulgę i spokój.
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze razy pozwolimy innym decydować za nas? Czy naprawdę trzeba poświęcać siebie dla „dobra rodziny”? A może czasem warto zawalczyć o własne szczęście?