Męskie łzy w cieniu twardości – historia ojca i syna
Dzisiaj piszę te słowa, bo nie mogę ich powstrzymać. Wszystko wróciło, jak fala, gdy tylko zobaczyłem tamto miejsce. „Gdzie tak elegancki?” – zapytał sąsiad, widząc mnie w garniturze i krawacie. „Na uroczystość syna” – odparłem krótko. „No proszę! Jak szybko rosną cudze dzieci…” „Swoje też” – uśmiechnąłem się, choć w środku coś się ścisnęło.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz rozmawiałem z Michałem dłużej niż pięć minut. Zawsze coś było ważniejsze – praca, rachunki, remont mieszkania. Kiedy był mały, biegał za mną z piłką, a ja mówiłem: „Później, synu, teraz nie mam czasu”. Potem już nie biegał. Przestał pytać. Zaczął zamykać się w swoim pokoju, słuchać muzyki, której nie rozumiałem. Z żoną kłóciliśmy się coraz częściej o drobiazgi. „Nie widzisz, że Michał cię potrzebuje?” – powtarzała mi Ewa. „Daj spokój, chłopak musi być twardy” – odpowiadałem i wychodziłem z domu.
Dziś wiem, że to była ucieczka. Uciekałem przed własną bezradnością, przed strachem, że nie potrafię być ojcem. Mój ojciec był jeszcze bardziej surowy – nigdy nie przytulił mnie ani razu. „Chłopaki nie płaczą” – powtarzał. Więc nie płakałem. Nawet wtedy, gdy mama umarła nagle na zawał i świat się zawalił. Trzymałem łzy w sobie jak kamienie.
Teraz stoję przed lustrem i poprawiam krawat. Michał kończy studia – to jego wielki dzień. Powinienem być dumny, a czuję tylko ciężar w piersi. Próbuję sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz powiedziałem mu coś miłego. Może wtedy, gdy dostał się na politechnikę? Ale nawet wtedy rzuciłem tylko: „No, nieźle”.
W samochodzie jadę w milczeniu. Ewa patrzy przez okno. Od miesięcy rozmawiamy tylko o sprawach praktycznych: zakupy, rachunki, lekarz dla teściowej. Czasem mam wrażenie, że mieszkamy razem tylko z przyzwyczajenia.
Na uczelni tłum ludzi – młodzi w togach, rodzice z kwiatami, śmiech i gwar. Widzę Michała z daleka – wysoki, poważny, otoczony kolegami. Przez chwilę mam ochotę podejść i go objąć, ale coś mnie powstrzymuje. Zawsze coś mnie powstrzymuje.
Po uroczystości idziemy do restauracji. Siedzimy przy stole: ja, Ewa, Michał i jego dziewczyna Kasia. Rozmawiają o planach na przyszłość – wyjazd do Warszawy, praca w dużej firmie. Michał mówi: „Chciałbym spróbować czegoś nowego”. Słucham go i nagle dociera do mnie, jak bardzo jest już dorosły i jak mało o nim wiem.
– Tato… – zaczyna Michał niepewnie – …chciałem ci podziękować za wszystko.
Patrzę na niego zdziwiony.
– Za co? – pytam głucho.
– Za to, że zawsze byłeś… obecny.
Chcę zaprotestować: „Nie byłem obecny! Byłem tylko ciałem!”. Ale milczę. Wiem, że on też wie.
Po obiedzie wychodzimy na zewnątrz. Michał pali papierosa nerwowo.
– Wiesz… czasem myślałem, że cię zawiodłem – mówi cicho.
Czuję, jak coś mnie ściska za gardło.
– Nigdy mnie nie zawiodłeś – odpowiadam po chwili.
Patrzy na mnie uważnie.
– Chciałem tylko… żebyś był ze mnie dumny.
Nie wiem, co powiedzieć. Chciałbym go przytulić, powiedzieć wszystko to, czego nie umiałem przez lata. Ale stoję sztywno jak kołek.
– Jestem dumny – mówię w końcu cicho.
Michał uśmiecha się smutno.
– Dzięki, tato.
W drodze powrotnej Ewa milczy jeszcze bardziej niż zwykle. W domu zamyka się w sypialni. Ja siadam w kuchni i nalewam sobie kieliszek wódki. Patrzę na stare zdjęcia Michała – mały chłopiec z szerokim uśmiechem i oczami pełnymi nadziei. Gdzie popełniłem błąd? Czy można jeszcze coś naprawić?
W nocy długo nie mogę zasnąć. Przewracam się z boku na bok i myślę o tym wszystkim, co przegapiłem: pierwsze złamane serce Michała, jego sukcesy i porażki, których nawet nie zauważyłem. Zawsze byłem zajęty czymś innym – pracą, domem, własnym zmęczeniem.
Rano budzę się wcześnie. Idę do kuchni zrobić kawę. Ewa siedzi przy stole i czyta gazetę.
– Przepraszam cię – mówię nagle.
Patrzy na mnie zdziwiona.
– Za co?
– Za wszystko… za to, że byłem taki zamknięty… dla ciebie i dla Michała.
Ewa wzdycha ciężko.
– Może jeszcze nie jest za późno? – pyta cicho.
Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
Wieczorem dzwoni Michał.
– Tato… może pójdziemy kiedyś razem na mecz? Dawno nie byliśmy.
Czuję łzy pod powiekami.
– Jasne, synu… bardzo chętnie.
Odkładam słuchawkę i przez chwilę siedzę w ciszy. Czuję ulgę i strach jednocześnie. Czy potrafię być innym ojcem? Czy można nauczyć się okazywać uczucia po czterdziestce?
Może to właśnie jest męska siła – umieć przyznać się do słabości? Może warto czasem pozwolić sobie na łzy?
A wy… czy potraficie rozmawiać ze swoimi ojcami? Czy łatwo wam mówić o tym, co naprawdę czujecie?