„Mamo, zapomniałaś o plamie!” – Moje życie jako teściowa w Polsce. Czy rodzina to naprawdę wszystko?
– Mamo, zapomniałaś o plamie! – głos Magdy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w gorącej wodzie, szorując talerz po obiedzie, który sama ugotowałam. Plama na obrusie – niewielka, ledwo widoczna, ale dla niej była jak znak mojej nieudolności.
Zamarłam na chwilę, czując jak policzki płoną mi ze wstydu. Mój syn, Tomek, siedział przy stole z telefonem w ręku, nawet nie podnosząc wzroku. Magda westchnęła teatralnie i sama zaczęła pocierać materiał. – Trzeba od razu zmywać, bo potem zostaje – rzuciła z wyrzutem.
Chciałam coś powiedzieć, przeprosić, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Ostatnio coraz częściej czułam się jak cień w tym domu. Kiedyś to ja byłam panią tego miejsca – decydowałam o wszystkim, dbałam o porządek, gotowałam ulubione potrawy Tomka. Teraz jestem tylko dodatkiem, kimś, kto przeszkadza i nie spełnia oczekiwań.
Przypominam sobie dzień, kiedy Tomek przyprowadził Magdę po raz pierwszy. Była uśmiechnięta, pełna energii, a ja cieszyłam się, że mój syn znalazł kogoś takiego. Nie wiedziałam wtedy, że ta dziewczyna stanie się moją codzienną próbą cierpliwości i pokory.
– Jadwiga, możesz podać sól? – Magda zwraca się do mnie po imieniu. Kiedyś mówiła „mamo”, ale od kilku miesięcy przeszła na dystans. Zawsze poprawia mnie przy stole: „Nie tak się kroi ogórka”, „Zupa za słona”, „Tomek nie lubi koperku”. Jakby chciała wymazać wszystko, co było wcześniej.
Wieczorem siedzę sama w swoim pokoju. Słyszę ich śmiechy zza ściany. Czasem mam wrażenie, że jestem tylko lokatorką we własnym domu. Przypominam sobie czasy, kiedy Tomek był mały – jak tulił się do mnie po koszmarach nocnych, jak razem piekliśmy szarlotkę na niedzielę. Teraz nawet nie pyta, jak się czuję.
Ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że rozmawiam sama ze sobą. – Jadwiga, co ty tu jeszcze robisz? – pytam siebie w myślach. Przecież mogłabym wyjechać do siostry do Wrocławia albo zamieszkać sama w kawalerce na obrzeżach miasta. Ale wtedy Tomek zostałby sam z Magdą… Czy naprawdę by tego chciał?
Pewnego dnia wracam ze sklepu wcześniej niż zwykle. W przedpokoju słyszę rozmowę:
– Twoja mama znowu kupiła ten tani ser – mówi Magda z irytacją.
– Daj spokój, ona zawsze tak robiła – odpowiada Tomek obojętnie.
– Ale to nasz dom teraz! Może powinna trochę odpuścić i pozwolić nam żyć po swojemu?
Stoję za drzwiami i czuję, jak łzy napływają mi do oczu. Czy naprawdę jestem tylko ciężarem? Czy wszystko, co robiłam przez lata, nie ma już znaczenia?
Wieczorem próbuję porozmawiać z Tomkiem.
– Synku… czy ja wam przeszkadzam?
Patrzy na mnie zdziwiony:
– Mamo, co ty mówisz? Przecież wszystko jest dobrze.
– Ale… może powinnam się wyprowadzić?
– Nie przesadzaj. Magda czasem coś powie, ale to nic takiego.
Nic takiego… Dla niego to drobiazg, dla mnie codzienność pełna drobnych upokorzeń.
Następnego dnia Magda prosi mnie o pomoc przy praniu. Przynoszę kosz z ubraniami i pytam:
– Chcesz, żebym nastawiła pralkę?
– Lepiej nie – odpowiada chłodno – Ostatnio poplamiłaś moją bluzkę.
Czuję się coraz bardziej zbędna. Nawet rzeczy, które robiłam przez całe życie z zamkniętymi oczami, teraz są powodem do krytyki.
W niedzielę przychodzi moja siostra Zofia z mężem. Rozmawiamy przy kawie w salonie.
– Jadwiga, wyglądasz na zmęczoną – mówi Zofia cicho.
Wzruszam ramionami:
– Tak już jest…
– Może powinnaś pomyśleć o sobie? Przecież masz prawo być szczęśliwa.
Patrzę na nią bezradnie. Jak mam być szczęśliwa, jeśli cała moja rodzina jest tutaj?
Wieczorem długo nie mogę zasnąć. W głowie kłębią się myśli: Czy naprawdę rodzina to wszystko? Czy warto poświęcać siebie dla innych? Przecież nikt nie prosił mnie o to poświęcenie – sama je wybrałam.
Kilka dni później Magda wyjeżdża na weekend do swojej matki. W domu zostajemy tylko ja i Tomek. Robię jego ulubione pierogi z mięsem.
– Mamo… dobrze smakują – mówi cicho po pierwszym kęsie.
Patrzę na niego uważnie:
– Pamiętasz jeszcze nasze wspólne gotowanie?
Uśmiecha się lekko:
– Jasne…
Cisza między nami jest ciężka, ale czuję w niej coś znajomego – jakbyśmy na chwilę wrócili do dawnych czasów.
Wieczorem siadam przy oknie i patrzę na ciemniejące niebo nad Warszawą. Myślę o wszystkich kobietach takich jak ja – matkach i teściowych, które poświęciły wszystko dla rodziny i zostały same ze swoimi myślami.
Czy naprawdę warto oddawać całe życie innym? Czy ktoś kiedyś doceni to, co robimy w ciszy i bez rozgłosu? A może czas nauczyć się żyć dla siebie?
Czasem zastanawiam się: czy gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym coś inaczej? Czy rodzina naprawdę jest wszystkim… jeśli nie widzi twojej wartości?