Mam 70 lat i pierwszy raz pytam: kiedy zacznę żyć dla siebie?

– Mamo, nie przesadzaj, przecież zawsze byłaś szczęśliwa – mówi moja córka Ania, nie podnosząc wzroku znad telefonu. Siedzimy przy kuchennym stole, a ja czuję, jakby ktoś ścisnął mi gardło. Chciałam tylko powiedzieć, że czuję się samotna. Że od miesięcy nie mogę spać, że wstaję rano i nie widzę sensu w kolejnych dniach. Ale ona – moja ukochana córka – nie słyszy mnie. Może nigdy mnie nie słyszała?

Mam na imię Barbara. Siedemdziesiąt lat temu urodziłam się w małej wsi pod Radomiem. Byłam najstarsza z czwórki rodzeństwa. Mama zawsze powtarzała: „Basieńko, ty musisz być odpowiedzialna”. I byłam. Kiedy tata pił, to ja prałam pieluchy i gotowałam zupę dla młodszych. Kiedy mama zachorowała, rzuciłam szkołę, żeby zająć się domem. Marzyłam o liceum plastycznym w Warszawie, ale to były tylko marzenia.

Potem był ślub z Januszem. „Dobry chłop, nie pije, pracowity” – mówiła mama. Miałam 21 lat i serce pełne lęku. Janusz był spokojny, zamknięty w sobie. Pracował w PKP, wracał zmęczony i milczący. Ja gotowałam, sprzątałam, rodziłam dzieci – Anię i Krzysia. Wszystko według planu: dom, rodzina, obowiązki. Moje potrzeby? Zawsze na końcu.

Pamiętam jedną noc, gdy Krzyś miał trzy lata i dostał wysokiej gorączki. Siedziałam przy jego łóżku do rana, modląc się o cud. Janusz spał w drugim pokoju. Rano powiedział tylko: „Dobrze, że już lepiej”. Ani razu nie zapytał, jak się czuję.

Lata mijały. Dzieci dorastały, a ja żyłam ich życiem. Ania miała problemy w szkole – biegałam na wywiadówki i korepetycje. Krzyś chciał grać w piłkę – szyłam mu stroje z prześcieradeł. Janusz coraz bardziej zamykał się w sobie. Próbowałam rozmawiać: „Może pojedziemy gdzieś razem? Może pójdziemy do kina?” – „Nie mam czasu”, odpowiadał krótko.

Czasem wieczorami siadałam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na gwiazdy. Wtedy pozwalałam sobie na ciche łzy. Wyobrażałam sobie inną Barbarę – taką, która maluje obrazy, podróżuje po świecie, śmieje się głośno w kawiarni z przyjaciółkami. Ale rano znów byłam tą samą gospodynią domową.

Kiedy dzieci wyprowadziły się z domu, poczułam pustkę. Zostałam sama z Januszem i ciszą, która bolała bardziej niż krzyk. Próbowałam znaleźć sens: zapisałam się na kurs komputerowy w domu kultury. Byłam najstarsza w grupie i czułam się jak intruz. Po kilku zajęciach zrezygnowałam.

Janusz zachorował na raka płuc. Przez dwa lata byłam jego pielęgniarką: podawałam leki, zmieniałam opatrunki, karmiłam go łyżeczką. Ani razu nie usłyszałam „dziękuję”. Kiedy odszedł, poczułam ulgę i ogromne poczucie winy.

Teraz mam siedemdziesiąt lat i pierwszy raz od dawna myślę o sobie. Ale nie wiem już kim jestem. Dzieci dzwonią rzadko – mają swoje życie, swoje problemy. Ania czasem wpada na godzinę z wnuczką Zosią: „Mamo, upiekłaś szarlotkę? Zosia lubi twoją”. Krzyś mieszka za granicą – wysyła mi zdjęcia wnuków przez WhatsAppa.

Ostatnio lekarz powiedział mi wprost: „Ma pani depresję”. Przepisał tabletki i polecił psychologa. Ale jak mam opowiedzieć obcej osobie o tym wszystkim? O tym, że nigdy nie byłam ważna nawet dla siebie?

Wczoraj zadzwoniła sąsiadka Jadzia: „Basiu, chodź na spotkanie klubu seniora! Będzie potańcówka!”. Odpowiedziałam wymijająco: „Może innym razem”. Ale całą noc myślałam o tym zaproszeniu. Może powinnam pójść? Może jeszcze mogę coś zmienić?

Dzisiaj rano spojrzałam w lustro i zobaczyłam zmęczoną twarz kobiety, która całe życie czekała na pozwolenie, żeby być sobą. Czy to już za późno? Czy można zacząć żyć dla siebie mając siedemdziesiąt lat?

Czasem myślę: co by było, gdybym wtedy wyjechała do Warszawy? Gdybym powiedziała „nie” mamie albo Januszowi? Czy byłabym szczęśliwsza? A może to wszystko musiało się tak potoczyć?

Patrzę na swoje ręce – spracowane, popękane od lat mycia podłóg i gotowania obiadów dla innych. I pytam sama siebie: czy jeszcze mogę coś zrobić tylko dla siebie? Czy ktoś zrozumie kobietę, która całe życie była niewidzialna?

Może powinnam spróbować… Może powinnam pójść na tę potańcówkę…

Czy naprawdę jest już za późno na szczęście? Czy ktoś z Was też czuje się tak jak ja?