Kiedy życie dopiero się zaczyna: opowieść pewnej kobiety
Dziś zanotuję moje myśli, bo nie mogę ich dłużej ukrywać. – Mamo, idę dziś z Olą do kina! Bądź w kontakcie, dobrze? – krzyknął Jakub i pocałował mnie w policzek, zanim zniknął w łazience. Słyszałam, jak pod nosem nucił jakąś piosenkę, a woda szemrała w kranie. Był taki szczęśliwy… Wolny. Tak, jak ja nigdy nie byłam.
Patrzyłam na jego plecak rzucony niedbale na podłogę i przez chwilę poczułam ukłucie zazdrości. Czy to normalne? Zazdrościć własnemu dziecku tej lekkości, tej wiary, że wszystko jest możliwe? Oparłam się o framugę drzwi i zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat – młodą, pełną marzeń Annę, która wierzyła, że świat stoi przed nią otworem. Ale potem przyszła codzienność: szybki ślub z Markiem, bo „tak wypadało”, potem Jakub… I nagle wszystko stało się obowiązkiem.
– Anka, znowu siedzisz zamyślona? – głos Marka wyrwał mnie z zamyślenia. Stał w kuchni, z kubkiem kawy w ręku, patrząc na mnie z tym swoim wiecznym zmęczeniem. – Może byś coś zrobiła na obiad? – dodał, nawet nie czekając na odpowiedź.
Poczułam znajome ukłucie złości. Ile razy jeszcze usłyszę ten ton? Ile razy będę musiała tłumaczyć się z każdej chwili ciszy, z każdego westchnienia? Przecież nie jestem już tą samą dziewczyną, którą kiedyś pokochał. Ale czy on kiedykolwiek naprawdę mnie kochał?
– Zrobię makaron – odpowiedziałam cicho i odwróciłam się do lodówki, żeby ukryć łzy. Marek już mnie nie słuchał. Włączył telewizor i zatopił się w wiadomościach, jakby świat poza ekranem przestał istnieć.
Wróciłam myślami do Jakuba. Ostatnio coraz częściej widzę w nim siebie sprzed lat – tęsknotę za czymś więcej niż tylko szkołą i domem. Wiem, że zakochał się w Oli. Wiem też, że boi się mi o tym powiedzieć, bo przecież „mama nie zrozumie”.
Wieczorem usiadłam przy stole z kubkiem herbaty. Jakub wrócił rozpromieniony. – Mamo! Ola powiedziała, że jedziemy razem na koncert do Warszawy! – wykrzyknął. – Czy mogę? Proszę!
Zamarłam. Warszawa? Koncert? Przecież to niebezpieczne… Ale patrząc na jego oczy pełne nadziei, nie potrafiłam odmówić.
– Oczywiście, synku – odpowiedziałam drżącym głosem. – Tylko bądź ostrożny.
Przez chwilę patrzył na mnie zdziwiony, jakby nie wierzył, że naprawdę się zgodziłam. Potem rzucił mi się na szyję.
– Dziękuję! Jesteś najlepsza!
Patrzyłam za nim długo po tym, jak wybiegł do swojego pokoju. W mojej głowie kłębiły się myśli: czy dobrze robię? Czy nie powinnam go chronić bardziej? A może właśnie powinnam pozwolić mu żyć własnym życiem?
Nocą długo nie mogłam zasnąć. Marek chrapał obok mnie głośno, a ja przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w ciszę mieszkania. Przypomniałam sobie rozmowę z mamą sprzed lat:
– Aniu, życie to nie bajka – mówiła zawsze surowo. – Trzeba być twardym.
Ale ja nie chciałam być twarda. Chciałam być szczęśliwa.
Rano Marek wyszedł do pracy bez słowa pożegnania. Jakub spał jeszcze, a ja usiadłam przy stole i zaczęłam pisać ten dziennik. Musiałam wyrzucić z siebie te wszystkie emocje: żal do Marka za lata obojętności, żal do siebie za niespełnione marzenia…
Nagle zadzwoniła mama.
– Aniu, wszystko w porządku? – zapytała bez zbędnych uprzejmości.
– Tak, mamo – skłamałam automatycznie.
– Słyszałam od sąsiadki, że Jakub jeździ gdzieś z jakąś dziewczyną… Uważaj na niego.
Westchnęłam ciężko.
– Mamo, on ma prawo być szczęśliwy.
– Ty też miałaś prawo – odpowiedziała cicho i rozłączyła się.
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż cokolwiek innego tego dnia. Czy naprawdę miałam prawo do szczęścia? Czy jeszcze mogę coś zmienić?
Wieczorem usiedliśmy całą trójką przy stole. Marek rzucał krótkie spojrzenia na Jakuba i na mnie, jakby szukał powodu do kłótni.
– Słyszałem o tym koncercie – powiedział nagle szorstko. – Nie podoba mi się to.
Jakub spojrzał na mnie błagalnie.
– Marek… pozwoliłam mu jechać. To ważne dla niego.
Mąż spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Ty zawsze jesteś za miękka! Potem będzie płacz!
Nie wytrzymałam.
– Może gdyby ktoś kiedyś pozwolił mi być sobą, nie musiałabym płakać!
Zapadła cisza. Jakub wybiegł do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Marek patrzył na mnie przez chwilę, po czym wyszedł z kuchni bez słowa.
Zostałam sama przy stole. Poczułam ulgę i strach jednocześnie. Może właśnie teraz zaczyna się moje życie? Może jeszcze nie jest za późno?
Czasem myślę: czy można zacząć od nowa mając czterdzieści lat? Czy odwaga to tylko domena młodych? A może wystarczy jeden krok…