Kiedy sąsiedzi przekraczają granice: Moja walka o zaufanie i własny spokój
– Marta, możesz mi pożyczyć cukier? – głos Agaty rozległ się tuż za drzwiami, zanim jeszcze zdążyłam odłożyć telefon. Znowu. To już trzeci raz w tym tygodniu. Otworzyłam drzwi, próbując ukryć irytację.
– Jasne, zaraz przyniosę – odpowiedziałam, choć w środku czułam, jak narasta we mnie napięcie. Agata, moja sąsiadka z naprzeciwka, kiedyś była dla mnie jak siostra. Poznałyśmy się na placu zabaw, kiedy nasze córki, Zosia i Lena, bawiły się razem w piaskownicy. Wtedy wydawało mi się, że wreszcie znalazłam kogoś, kto rozumie, jak trudno być samotną matką w dużym mieście.
Na początku wszystko było jak w bajce. Wspólne kawy, rozmowy do późna, wymiana przepisów i rad. Agata była pierwszą osobą, do której dzwoniłam, gdy Zosia miała gorączkę albo gdy nie wiedziałam, jak rozwiązać konflikt z teściową. Ona też zwierzała mi się ze swoich problemów – mąż wiecznie w delegacji, matka wymagająca, a ona sama zmęczona codziennością. Wspierałyśmy się nawzajem, dzieliłyśmy obowiązki, nawet zakupy robiłyśmy razem.
Ale z czasem coś zaczęło się zmieniać. Agata coraz częściej prosiła mnie o przysługi. Najpierw drobiazgi – cukier, mleko, jajka. Potem zaczęła zostawiać u mnie Lenę na godzinę, potem na dwie, aż w końcu zdarzało się, że opiekowałam się jej córką całe popołudnia. Zosia była zachwycona, ale ja coraz częściej czułam się wykorzystywana. Mój własny czas znikał gdzieś między jej prośbami a moimi obowiązkami.
Pewnego dnia, kiedy wróciłam z pracy wcześniej, zastałam Agatę w moim mieszkaniu. Weszła przez uchylone drzwi balkonowe – tłumaczyła się, że musiała szybko skorzystać z łazienki, a mnie nie było. Zamarłam. Poczułam się, jakby ktoś naruszył moją prywatność, jakby mój dom przestał być moją twierdzą.
– Przepraszam, Marta, nie chciałam… Po prostu Lena bardzo musiała do toalety, a u nas akurat nie było wody – tłumaczyła się, patrząc na mnie błagalnie.
Nie potrafiłam jej wtedy odmówić. Zawsze miałam problem z wyznaczaniem granic. Wychowywana w przekonaniu, że trzeba pomagać innym, nie umiałam powiedzieć „nie”. Ale tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się, czy to ja przesadzam, czy może Agata naprawdę przekroczyła granicę.
Z czasem sytuacja tylko się pogarszała. Agata zaczęła komentować moje decyzje wychowawcze. – Zosia za dużo czasu spędza przed tabletem – mówiła z troską, ale ja czułam w tym nutę krytyki. – Może powinnaś częściej wychodzić z nią na dwór? – podpowiadała, jakby zapominała, że sama zostawia mi Lenę na całe popołudnia.
W domu coraz częściej wybuchały kłótnie. Moja mama, która czasem przyjeżdżała pomóc przy Zosi, nie rozumiała mojej relacji z Agatą.
– Marta, ona cię wykorzystuje! – mówiła stanowczo. – Musisz w końcu postawić granicę.
Ale jak to zrobić? Bałam się, że jeśli powiem Agacie prawdę, stracę jedyną osobę, na którą mogę liczyć. Z drugiej strony czułam, że tracę siebie. Wieczorami płakałam w poduszkę, czując się osamotniona i bezradna.
Punktem kulminacyjnym była sytuacja sprzed dwóch miesięcy. Agata poprosiła mnie, żebym odebrała Lenę z przedszkola, bo ona utknęła w korku. Zgodziłam się, choć miałam ważne spotkanie online. Kiedy wróciła po córkę, nawet nie podziękowała. Zamiast tego zaczęła narzekać, że Lena jest głodna i powinnam była jej coś ugotować.
Wtedy coś we mnie pękło.
– Agata, ja też mam swoje życie! – wybuchłam. – Nie mogę ciągle być na twoje zawołanie!
Zamilkła. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w ciszy. Potem wyszła bez słowa.
Od tamtej pory nasze relacje są chłodne. Spotykamy się na klatce schodowej, wymieniamy uprzejme „dzień dobry”, ale już nie rozmawiamy jak dawniej. Zosia pyta czasem o Lenę, a ja nie wiem, co odpowiedzieć. Czuję ulgę, ale też pustkę. Brakuje mi tej bliskości, wspólnych rozmów, ale wiem, że musiałam postawić granicę.
Często zastanawiam się, czy mogłam to rozwiązać inaczej. Czy powinnam była wcześniej powiedzieć Agacie, co czuję? Czy można odbudować zaufanie po takim konflikcie?
Może Wy macie podobne doświadczenia? Gdzie według Was kończy się pomoc, a zaczyna wykorzystywanie? Czy warto walczyć o relację, która nas rani?