Granice, których nie widać – historia Kasi i jej teściowej
— Znowu wracasz tak późno? — głos pani Haliny, mojej świeżo upieczonej teściowej, rozległ się w przedpokoju zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi za sobą. Zmęczenie po całym dniu pracy ścisnęło mnie jeszcze mocniej, a w głowie pulsowało jedno pragnienie: ciszy. Ale cisza w naszym mieszkaniu była już tylko wspomnieniem.
Weszłam do kuchni, gdzie Halina już krzątała się przy garnkach. Pachniało rosołem, ale zamiast ciepła poczułam chłód. — Michał już zjadł, bo nie wiedziałam, o której wrócisz. — Jej ton był pełen wyrzutu, jakby to była moja wina, że praca się przeciągnęła. Michał siedział przy stole, wpatrzony w telefon. Nawet nie podniósł wzroku.
— Dziękuję, mamo — powiedział cicho, ale nie wiedziałam, czy do niej, czy do mnie. Usiadłam naprzeciwko niego i próbowałam się uśmiechnąć. — Przepraszam, miałam dziś ważne spotkanie — rzuciłam, choć wiedziałam, że to niczego nie zmieni.
Halina westchnęła teatralnie. — Wiesz, Kasiu, kiedy ja byłam młoda, zawsze miałam czas dla rodziny. Praca to nie wszystko. — Jej spojrzenie było ostre jak nóż.
Chciałam odpowiedzieć, ale Michał spojrzał na mnie błagalnie. Zamilkłam. Znowu.
Teściowa zamieszkała z nami dwa miesiące temu, po śmierci teścia. Na początku myślałam, że to tylko na chwilę — że potrzebuje wsparcia, że się pozbiera i wróci do siebie. Ale z każdym dniem coraz bardziej czułam się jak gość we własnym domu. Halina przejęła kuchnię, planowała nasze posiłki, robiła zakupy bez pytania mnie o zdanie. Nawet nasze łóżko zmieniła na „bardziej praktyczne”, bo „to stare było niewygodne”.
Najgorsze były jednak drobne uwagi. — Nie powinnaś tyle pracować. Michał wygląda na zmęczonego. Może powinniście pomyśleć o dziecku? — pytała codziennie. Czułam się osaczona.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę przez drzwi sypialni. — Michałku, twoja żona chyba cię nie docenia. Tyle dla niej robisz…
— Mamo, proszę cię…
— Ja tylko chcę twojego szczęścia.
Leżałam wtedy na łóżku i płakałam w poduszkę. Nie miałam już siły walczyć.
W pracy też nie było łatwo. Szefowa coraz częściej rzucała mi nowe projekty, a ja bałam się odmówić. Praca była moją ucieczką od domu, ale jednocześnie czułam się winna za każdą nadgodzinę.
Któregoś dnia wróciłam wcześniej niż zwykle. W przedpokoju stały moje buty i płaszcz Haliny. Usłyszałam śmiech z kuchni. Weszłam cicho i zobaczyłam ją przy stole z sąsiadką z naprzeciwka.
— Kasia? Przecież ona nawet nie umie gotować! Michał zawsze był taki chudy przez nią…
Sąsiadka pokiwała głową ze współczuciem.
Zamarłam w progu. Poczułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym. Chciałam wybiec z mieszkania i nigdy nie wracać.
Wieczorem zebrałam się na odwagę.
— Michał, musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
— Twoja mama… ona przekracza granice. Nie czuję się tu już jak w domu.
Michał spuścił wzrok.
— Wiem… Ale ona nie ma nikogo poza nami. Boję się jej to powiedzieć.
— A ja? Ja też jestem tu ważna! — głos mi się załamał.
Halina weszła do pokoju bez pukania.
— O czym rozmawiacie?
— O nas — odpowiedziałam drżącym głosem. — O tym, że potrzebujemy prywatności.
Halina spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
— Myślałam, że jesteśmy rodziną…
— Jesteśmy — odpowiedział Michał cicho — ale musimy ustalić zasady.
Następnego dnia Halina była obrażona. Przestała ze mną rozmawiać, gotowała tylko dla siebie i Michała. W domu panowała cisza pełna napięcia.
Po tygodniu przyszła do mnie do pracy. Weszła do biura bez zapowiedzi i zaczęła mówić głośno o tym, jak „zaniedbuję rodzinę”. Koledzy patrzyli na mnie z niedowierzaniem.
Po tej scenie byłam bliska załamania nerwowego. Zadzwoniłam do mamy i rozpłakałam się w słuchawkę.
— Kasiu, musisz walczyć o siebie — powiedziała spokojnie. — Inaczej nigdy nie będziesz szczęśliwa.
Wieczorem zebrałam się na odwagę po raz drugi.
— Halino — powiedziałam stanowczo — to jest mój dom i moje życie. Proszę cię o szacunek dla moich granic.
Halina spojrzała na mnie długo i ciężko westchnęła.
— Może rzeczywiście powinnam wrócić do siebie…
Michał objął mnie mocno i pierwszy raz od dawna poczułam ulgę.
Kilka dni później Halina spakowała rzeczy i wyjechała do swojego mieszkania. W domu zapanowała cisza — tym razem kojąca.
Ale wciąż czuję w sobie żal i niepewność. Czy zrobiłam dobrze? Czy można kochać rodzinę i jednocześnie bronić własnych granic? Czasem patrzę na Michała i zastanawiam się: czy nasz związek przetrwa tę próbę? A może każda rodzina musi przejść przez własne piekło, żeby nauczyć się szacunku?