Gdzieś Pomiędzy Ciszą a Krzykiem: Historia Marty z Poznania

– Znowu nie zamówiłaś tych płytek? – głos Pawła odbił się echem od pustych ścian kuchni. – Przecież mówiłem, że ekipa przyjdzie w piątek!

Zacisnęłam dłonie na kubku z zimną już herbatą. W głowie miałam mętlik. Ostatnie tygodnie były jak niekończący się bieg przez przeszkody: rachunki, decyzje, telefony do fachowców, a do tego praca na pełen etat i wieczne poczucie winy, że nie jestem wystarczająco dobrą żoną, córką, wnuczką.

– Przepraszam, po prostu… zapomniałam – wyszeptałam, choć wiedziałam, że to nie wystarczy. Paweł przewrócił oczami i wyszedł z kuchni, trzaskając drzwiami. Zostałam sama z ciszą, która bolała bardziej niż jego słowa.

Dwa lata temu kupiliśmy ten dom pod Poznaniem. Kredyt na trzydzieści lat, marzenia o własnym ogrodzie i śniadaniach na tarasie. Wtedy jeszcze wierzyłam, że wszystko się ułoży. Że będziemy szczęśliwi. Że będziemy inni niż moi rodzice.

Mama zawsze powtarzała: „Nie wychodź za mąż pochopnie, Marta. Ludzie się zmieniają.” Nie słuchałam jej. Paweł był wtedy czuły, zabawny, miał plany na przyszłość. Teraz coraz częściej widzę w jego oczach rozczarowanie. Może i on widzi je w moich?

Renowacja domu miała być naszym wspólnym projektem. Zamiast tego stała się polem bitwy. Każda decyzja – od koloru ścian po wybór zlewu – kończyła się kłótnią. Paweł chciał wszystko robić porządnie: najlepsze materiały, sprawdzeni fachowcy. Ja liczyłam każdą złotówkę, bojąc się kolejnych rat kredytu i niespodziewanych wydatków.

A potem umarła babcia Zosia.

To był czerwiec. Telefon od mamy złamał mnie na pół. Babcia była moją ostoją – jedyną osobą, przy której mogłam być sobą. Po pogrzebie wróciłam do pustego domu i przez kilka dni nie potrafiłam się podnieść z łóżka. Paweł próbował mnie pocieszać, ale nie rozumiał tej pustki. „Przecież była już stara” – powiedział raz nieopatrznie. Od tamtej pory coś we mnie pękło.

Zaczęłam coraz częściej wracać myślami do dzieciństwa. Do wieczorów u babci, zapachu drożdżowego ciasta i ciepła jej dłoni na mojej głowie. Do kłótni rodziców za ścianą i mojego cichego płaczu pod kołdrą. Przysięgłam sobie wtedy, że moje życie będzie inne.

Ale czy jest?

Paweł coraz częściej wraca późno z pracy. Tłumaczy się nadgodzinami, ale wiem, że po prostu nie chce wracać do tego chaosu. Ja też uciekam – w pracę, w seriale, w rozmowy z mamą przez telefon.

Pewnego wieczoru usiadłam na schodach prowadzących na piętro i zaczęłam płakać. Cicho, żeby Paweł nie usłyszał. Wtedy zadzwoniła moja siostra, Anka.

– Co się dzieje? – zapytała od razu.

– Nie wiem… Chyba wszystko – odpowiedziałam drżącym głosem.

Anka zawsze była silniejsza ode mnie. To ona wyjechała do Warszawy na studia i nigdy nie oglądała się za siebie. Ja zostałam tu – w Poznaniu, blisko rodziny, blisko wspomnień.

– Może powinniście zrobić sobie przerwę? – rzuciła nagle.

– Przerwę? Przecież mamy kredyt! Dom! – wybuchłam.

– Ale co z tego, jeśli oboje jesteście nieszczęśliwi?

Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w chrapanie Pawła i szum samochodów za oknem. Czy naprawdę jesteśmy nieszczęśliwi? Czy to tylko chwilowy kryzys?

Następnego dnia Paweł przyszedł do mnie z kubkiem kawy.

– Marta… Przepraszam za wczoraj. Po prostu… jestem zmęczony tym wszystkim.

Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego oczach ten sam strach, który czułam ja. Strach przed porażką. Przed tym, że nie damy rady.

– Może powinniśmy trochę odpuścić? – zaproponowałam nieśmiało. – Nie musimy wszystkiego robić od razu.

Paweł westchnął ciężko.

– Ale wtedy nigdy nie skończymy tego domu…

– A może dom to nie wszystko? Może ważniejsze jest to, żebyśmy byli razem?

Milczał długo. W końcu skinął głową.

Przez kolejne tygodnie próbowaliśmy zwolnić tempo. Pozwolić sobie na niedoskonałość. Zamiast kolejnych zakupów do łazienki poszliśmy razem do kina. Zamiast kłótni o pieniądze – długie rozmowy przy winie.

Ale stare rany nie goją się tak łatwo.

Pewnego dnia zadzwoniła mama:

– Marta, musisz przyjechać. Tata znowu pił…

Wróciły wspomnienia z dzieciństwa: krzyki za ścianą, tłuczone szkło, strach o mamę i siostrę. Pojechałam do rodzinnego domu i zobaczyłam ojca śpiącego na kanapie, a mamę płaczącą w kuchni.

– Dlaczego zawsze muszę wszystko naprawiać? – zapytałam ją bezsilnie.

Mama spojrzała na mnie ze zmęczeniem w oczach.

– Bo jesteś silniejsza niż myślisz.

Wróciłam do siebie jeszcze bardziej rozdarta niż wcześniej. Paweł próbował mnie przytulić, ale odsunęłam się od niego.

– Nie rozumiesz… Ja już nie mam siły być silna!

– To przestań – odpowiedział cicho.

Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu.

Czasem myślę, że dom to tylko ściany i dach nad głową. Że prawdziwy dom buduje się z rozmów, wspólnych chwil i przebaczenia – sobie nawzajem i sobie samemu.

Ale czy potrafię wybaczyć sobie to zmęczenie? Te wszystkie niewypowiedziane pretensje? Czy potrafię jeszcze kochać bez lęku przed kolejnym rozczarowaniem?

Może każdy z nas nosi w sobie dom pełen pęknięć i niedokończonych pokoi…

Czy Wy też czasem czujecie się zagubieni we własnym życiu? Jak radzicie sobie z codziennymi kryzysami i rodzinnymi tajemnicami?