Gdybyś nie rozpieściła swojej córki, wciąż bylibyście razem: Historia jednej teściowej

– Michał, nie możesz tak po prostu odejść! – krzyknęłam, czując jak głos łamie mi się w gardle. Stał w przedpokoju z walizką, a jego twarz była zimna i zamknięta. Zza drzwi słychać było cichy płacz Ewy, jego żony. – Mamo, to nie twoja sprawa – odpowiedział cicho, nawet na mnie nie patrząc. – To jest dokładnie moja sprawa! – nie wytrzymałam. – Gdybyś nie rozpieściła swojej córki, wciąż bylibyście razem! – wykrzyczałam w stronę Ewy, choć wiedziałam, że to niesprawiedliwe. Ale w tamtej chwili czułam tylko rozpacz i bezradność.

Wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy Michał przyprowadził Ewę do naszego domu w Krakowie. Była piękna, delikatna i… rozpieszczona przez swoją matkę. Od początku widziałam, że Ewa nie potrafi zrobić sobie herbaty, nie mówiąc już o ugotowaniu obiadu czy posprzątaniu mieszkania. Jej matka, pani Barbara, zawsze powtarzała: „Moja córeczka nie musi się przemęczać, od tego są inni”. Michał zakochał się po uszy i nie widział tych rzeczy. Ja widziałam aż za dobrze.

Przez pierwsze miesiące ich małżeństwa starałam się być wsparciem. Pomagałam im finansowo, gotowałam obiady, opiekowałam się wnuczką Zosią. Ale z czasem zaczęłam czuć się wykorzystywana. Ewa coraz częściej zostawiała małą pod moją opieką, sama wychodziła na zakupy albo spotkania z koleżankami. Michał pracował do późna i wracał zmęczony. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać, mówił tylko: „Mamo, daj nam żyć po swojemu”.

Pewnego dnia przyszła do mnie Barbara. Usiadła naprzeciwko mnie przy kuchennym stole i spojrzała na mnie z góry. – Jadwigo, musisz zrozumieć, że Ewa jest bardzo wrażliwa. Nie możesz jej tak krytykować przy Michału. On ją kocha i cierpi przez twoje uwagi. – A kto ją nauczył życia? – zapytałam ostro. – Ty? Przecież ona nawet nie wie, jak wygląda prawdziwa odpowiedzialność! Barbara wzruszyła ramionami i powiedziała tylko: – Moja córka zasługuje na wszystko, co najlepsze.

Od tamtej pory atmosfera w naszym domu była coraz gorsza. Michał coraz częściej nocował poza domem, Ewa zamykała się w sobie i płakała po kątach. Ja czułam się jak intruz we własnym życiu. Zosia patrzyła na mnie wielkimi oczami i pytała: – Babciu, dlaczego mama i tata się kłócą?

Najgorsze przyszło pewnego listopadowego wieczoru. Michał wrócił późno, a Ewa czekała na niego w kuchni. Słyszałam ich rozmowę przez drzwi:
– Nie mogę już tak żyć! – krzyczała Ewa. – Twoja matka mnie nienawidzi!
– Przestań! To ty nigdy nie próbowałaś się dogadać! – odpowiedział Michał.
– Może gdybyś był bardziej stanowczy wobec niej…
– Może gdybyś ty była bardziej samodzielna!

Wtedy weszłam do kuchni i powiedziałam coś, czego żałuję do dziś:
– Gdybyś nie była taka rozpieszczona przez swoją matkę, może potrafiłabyś utrzymać rodzinę!

Ewa wybiegła z płaczem do sypialni. Michał spojrzał na mnie z wyrzutem i wyszedł z domu. Następnego dnia spakował rzeczy i powiedział tylko: „Nie wracam”.

Zostałam sama z Zosią i poczuciem winy. Przez kolejne tygodnie próbowałam naprawić sytuację – dzwoniłam do Michała, prosiłam Ewę o rozmowę, nawet spotkałam się z Barbarą. Ale każdy miał swoją wersję wydarzeń i nikt nie chciał ustąpić.

Zosia coraz częściej pytała o tatę. Ewa zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Michał wynajął mieszkanie na drugim końcu miasta i widywał córkę tylko w weekendy.

Czułam się winna wszystkiemu. Czy naprawdę to ja rozbiłam ich małżeństwo? Czy powinnam była milczeć i pozwolić Ewie być taką, jaką była? A może to Barbara powinna nauczyć swoją córkę odpowiedzialności? Może Michał powinien był postawić granice?

Czasami budzę się w nocy i słyszę w głowie słowa Barbary: „Moja córka zasługuje na wszystko”. Czy naprawdę można kogoś tak bardzo rozpieścić, że przestaje umieć żyć z innymi ludźmi?

Dziś siedzę sama przy kuchennym stole i patrzę na zdjęcie Michała z Ewą z czasów ich szczęścia. Zosia bawi się w swoim pokoju, a ja zastanawiam się: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy rodzina to miejsce na szczerość za wszelką cenę? A może czasem lepiej ugryźć się w język?

Nie wiem już, kto jest winny tej tragedii. Wiem tylko jedno: kiedy rodzina się rozpada, wszyscy przegrywają.

Czy naprawdę można wychować dziecko na tyle źle lub dobrze, by zniszczyć mu dorosłe życie? A może to my wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, co się stało?