Dziesięć lat ciszy: kiedy ojcowska miłość wraca nagle – moja historia z Zosią i Gabrielem
– Mamo, kto to był? – Zosia patrzyła na mnie z niepokojem, gdy odłożyłam telefon. Moje ręce drżały, a serce waliło jak oszalałe. Nie wiedziałam, co jej powiedzieć. Jak wytłumaczyć dziesięcioletnią nieobecność ojca w jednym zdaniu? Jak opisać ból, który przez lata próbowałam ukryć za codziennością, za śmiechem, za jej pierwszymi krokami, za każdą nocą, kiedy tuliłam ją do snu?
Gabriel. Imię, które przez lata wypowiadałam tylko w myślach, czasem z gniewem, czasem z żalem, najczęściej z obojętnością, którą sobie wmówiłam. Kiedy odszedł, Zosia miała dwa lata. Powiedział, że nie jest gotowy na rodzinę, że życie go przerosło. Zostawił nas w naszym małym mieszkaniu na Pradze, z kredytem, rachunkami i moim strachem, czy dam radę. Przez dziesięć lat nie odezwał się ani razu. Ani kartki na święta, ani telefonu na urodziny. Nic. Zosia dorastała bez niego, a ja nauczyłam się być matką i ojcem jednocześnie.
A teraz, po tylu latach, zadzwonił. Jego głos był niepewny, jakby sam nie wierzył, że to robi. „Chciałbym zobaczyć Zosię. Chciałbym być częścią jej życia.”
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo, które powiedział. Czy miał prawo wracać? Czy ja miałam prawo mu tego zabronić? Przecież Zosia to nie tylko moja córka. Ale czy można nadrobić dziesięć lat ciszy?
Następnego dnia, kiedy wróciłam z pracy, Zosia siedziała przy stole, rysując. Miała już dwanaście lat, była mądrzejsza niż jej rówieśnicy, może przez to, że życie nie oszczędzało nam trudnych rozmów. – Mamo, powiesz mi w końcu, kto dzwonił? – zapytała znowu.
Usiadłam obok niej. – To był twój tata. – Słowa zawisły w powietrzu. Zosia spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. – Chce cię zobaczyć.
Przez chwilę milczała. – Ale po co? – zapytała cicho. – Przecież go nie znam.
To zdanie zabolało mnie bardziej niż cokolwiek innego. Przez lata próbowałam nie mówić źle o Gabrielu, nie tłumaczyć jego nieobecności zbyt dosadnie. Ale prawda była taka, że dla Zosi był obcym człowiekiem.
Spotkanie umówiliśmy w niedzielę, w parku Skaryszewskim. Gabriel przyszedł punktualnie, z bukietem tulipanów i nieporadnym uśmiechem. Zosia stała za mną, trzymając się mojej ręki. – Cześć, Zosiu – powiedział cicho. – Wyrosłaś na piękną dziewczynę.
Zosia nie odpowiedziała. Patrzyła na niego z mieszaniną ciekawości i nieufności. Gabriel próbował żartować, opowiadał o swojej pracy, o podróżach, o tym, jak bardzo żałuje, że nie był przy niej, kiedy stawiała pierwsze kroki, kiedy szła do przedszkola. Słuchałam go i czułam narastającą złość. Gdzie był wtedy, kiedy Zosia płakała w nocy z gorączką? Gdzie był, kiedy nie miałam pieniędzy na nowe buty dla niej?
Po spotkaniu Zosia była milcząca. – Mamo, czy on teraz będzie przychodził częściej? – zapytała wieczorem.
– Chyba tak – odpowiedziałam niepewnie. – Chciałby cię lepiej poznać.
– A jeśli ja nie chcę? – Jej głos był cichy, ale stanowczy.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez kolejne tygodnie Gabriel próbował się z nią kontaktować – dzwonił, pisał wiadomości, zapraszał do kina. Zosia była coraz bardziej zamknięta w sobie. W szkole zaczęła mieć problemy z nauką, przestała spotykać się z koleżankami. Pewnego wieczoru usiadła na moim łóżku i rozpłakała się.
– Mamo, ja się boję. Boję się, że jak go polubię, to znowu odejdzie. A jak go nie polubię, to będę czuła się winna.
Przytuliłam ją mocno. – Kochanie, to nie twoja wina. To dorośli popełniają błędy, nie dzieci.
Gabriel nie rozumiał, dlaczego Zosia nie chce się z nim spotykać. – Przecież jestem jej ojcem! – krzyczał do mnie przez telefon. – Mam prawo ją znać!
– Miałeś to prawo przez dziesięć lat i z niego nie korzystałeś – odpowiedziałam zimno.
Zaczęły się kłótnie. Gabriel groził sądem, prawem do widzeń. Ja próbowałam chronić Zosię przed kolejnym rozczarowaniem. Moja mama mówiła: „Daj mu szansę, ludzie się zmieniają.” Ale czy naprawdę się zmieniają? Czy można wybaczyć tyle lat ciszy?
Zosia coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Pewnego dnia znalazłam w jej zeszycie list:
„Drogi Tato,
Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć, że cię nie było. Może kiedyś spróbuję. Ale teraz potrzebuję czasu.”
Pokazałam list Gabrielowi. Przeczytał go i długo milczał. W końcu powiedział: – Nie wiedziałem, że aż tak ją zraniłem.
– Bo nigdy nie zapytałeś – odpowiedziałam.
Minęły miesiące. Gabriel zaczął przychodzić rzadziej, ale za każdym razem starał się być obecny naprawdę – nie tylko ciałem, ale i sercem. Zosia powoli zaczęła się otwierać. Zaczęli razem chodzić na spacery, rozmawiać o książkach, które lubiła. Ale już nigdy nie było tak, jak mogłoby być, gdyby Gabriel nie zniknął na dziesięć lat.
Czasem patrzę na nich i zastanawiam się, czy można odbudować coś, co zostało tak bardzo zniszczone. Czy miłość ojca może wrócić po latach nieobecności? A może są rany, których nie da się już nigdy zagoić?
Może wy mi powiecie: czy warto dawać drugą szansę komuś, kto raz już zawiódł? Czy wy potrafilibyście wybaczyć?