Dzień, w którym przestałam być mile widziana: historia polskiej babci, która straciła rodzinę
– Mamo, proszę… nie przychodź jutro na urodziny Antosia.
Słowa mojego syna, Piotra, rozbrzmiewają w mojej głowie jak echo, które nie chce ucichnąć. Stoję przy kuchennym stole, ściskając w dłoniach kubek z herbatą. Herbata już dawno wystygła, ale ja nie mogę się ruszyć. Wpatruję się w okno, za którym szarzeje listopadowy wieczór. W moim mieszkaniu panuje cisza tak gęsta, że aż boli.
– Ale… dlaczego? – pytam cicho do słuchawki, choć wiem, że Piotr już się rozłączył. Zawsze był stanowczy. Zawsze wiedział lepiej. A ja? Ja zawsze chciałam tylko dobrze.
Przypominam sobie dzień, kiedy urodził się Antoś. Byłam wtedy pierwszą osobą, która przytuliła go po rodzicach. Piotr i Kasia byli tacy młodzi, zagubieni. Pomagałam im jak mogłam – gotowałam obiady, prałam śpioszki, zostawałam z małym na noc, gdy oni padali ze zmęczenia. Czułam się potrzebna. Czułam się kochana.
Ale z czasem coś zaczęło się psuć. Kasia coraz częściej patrzyła na mnie z niechęcią. – Mamo, nie dawaj mu tyle cukru – mówiła. – Nie kupuj mu tych zabawek, mamy już za dużo. – Pozwól nam samym decydować o wychowaniu Antosia.
A ja? Ja tylko chciałam być częścią ich życia. Chciałam dawać Antosiowi wszystko to, czego sama nie miałam jako dziecko. Moja mama była surowa i chłodna. Przysięgłam sobie, że ja będę inna.
Pamiętam tamten dzień sprzed roku. Wigilia u Piotra i Kasi. Siedzieliśmy przy stole, a atmosfera była napięta jak struna. Antoś rozlał barszcz na obrus. Kasia syknęła coś pod nosem, a ja odruchowo wstałam i zaczęłam go pocieszać.
– Daj mu spokój! – powiedziała Kasia ostrzej niż zwykle. – To nasz syn.
Piotr spojrzał na mnie z wyrzutem. – Mamo, czasem przesadzasz.
Zrobiło mi się przykro. Przecież tylko chciałam pomóc.
Od tamtej pory coraz rzadziej mnie zapraszali. Telefony stawały się krótsze. Antoś rósł, a ja widywałam go tylko na zdjęciach przesyłanych przez WhatsAppa.
Aż do dziś.
Siedzę w kuchni i myślę o wszystkich tych drobnych rzeczach: o szaliku, który wydziergałam dla Antosia na zimę i który nigdy nie został założony; o pierogach z jagodami, które zawsze lubił Piotr jako dziecko; o tym, jak bardzo brakuje mi zapachu dziecięcej główki i śmiechu wnuka odbijającego się echem po mieszkaniu.
Próbuję zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt nachalna? Czy za bardzo ingerowałam w ich życie? Czy powinnam była trzymać dystans?
Telefon milczy. Nikt nie dzwoni. Nawet sąsiadka z naprzeciwka nie zapukała dziś po cukier do herbaty.
Wieczorem próbuję zadzwonić do Piotra jeszcze raz. Słyszę sygnał połączenia i jego głos:
– Mamo… nie dzwoń już dziś. Musimy odpocząć od siebie.
Odkładam słuchawkę i czuję łzy napływające do oczu. Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz płakałam tak naprawdę.
W nocy nie mogę zasnąć. Przewracam się z boku na bok i myślę o własnej mamie. O tym, jak bardzo jej brakowało czułości i jak bardzo ja próbowałam to nadrobić wobec Piotra i Antosia.
Rano budzę się zmęczona i pusta w środku. Idę do sklepu po chleb i mleko. Kasjerka uśmiecha się do mnie smutno – chyba widzi moje czerwone oczy.
W drodze powrotnej mijam plac zabaw. Słyszę dziecięcy śmiech i przez chwilę wydaje mi się, że widzę Antosia bawiącego się w piaskownicy. Ale to tylko wyobraźnia.
W domu siadam przy stole i wyciągam stare albumy ze zdjęciami. Oglądam fotografie Piotra jako małego chłopca: pierwszy dzień w przedszkolu, wycieczka nad morze, wspólne lepienie bałwana pod blokiem na Pradze.
Zastanawiam się: czy on pamięta te chwile? Czy wie, ile dla mnie znaczy?
Wieczorem dzwoni do mnie siostra:
– Marysiu, co się stało? Wyglądasz na przybitą.
– Piotr nie chce mnie na urodzinach Antosia – mówię cicho.
– Może daj im trochę czasu? – radzi siostra. – Młodzi teraz są inni…
– Ale ja tylko chciałam być blisko…
– Czasem trzeba odpuścić – mówi łagodnie.
Odkładam telefon i patrzę na zegar tykający na ścianie. Czas płynie nieubłaganie do przodu.
W nocy długo rozmyślam nad tym wszystkim. Może rzeczywiście powinnam była mniej się wtrącać? Może powinnam nauczyć się być babcią na odległość?
Ale czy to znaczy, że mam przestać kochać? Że mam przestać tęsknić?
Piszę list do Piotra:
„Synku,
Nie wiem, gdzie popełniłam błąd. Jeśli zraniłam Ciebie lub Kasię – przepraszam. Bardzo kocham Antosia i Was oboje. Jeśli potrzebujecie przestrzeni – dam Wam ją. Ale pamiętajcie: zawsze będę tu dla Was.”
Nie wiem jeszcze, czy wyślę ten list.
Siedzę przy oknie i patrzę na światła miasta odbijające się w kałużach po deszczu. Czuję się samotna jak nigdy wcześniej.
Czy rodzina to tylko więzy krwi? Czy miłość matki może być… zbyt wielka?
A może czasem trzeba pozwolić odejść tym, których kochamy najbardziej?
Czy Wy też kiedyś czuliście się niepotrzebni we własnej rodzinie?