Dzień, w którym muzyka ucichła: Matczyna walka z pokoleniowymi napięciami
— Znowu płacze! — głos teściowej przeszył ciszę jak nóż. Stałam w kuchni, trzymając kubek zimnej już herbaty, i czułam, jak moje ręce drżą. Z pokoju obok dobiegał rozpaczliwy płacz Hani. Moja córka miała dopiero cztery miesiące, a ja miałam wrażenie, że od tygodni nie spałam dłużej niż godzinę.
— Może ją źle trzymasz? — dodała teściowa, nie kryjąc irytacji. — Za moich czasów dzieci tak nie płakały.
Zacisnęłam zęby. Ile razy słyszałam już to zdanie? Za jej czasów wszystko było lepsze: dzieci spokojniejsze, matki silniejsze, domy czystsze. Ja byłam tylko cieniem tych ideałów, które ona nosiła w głowie.
Weszłam do pokoju. Hania leżała w łóżeczku, cała czerwona od płaczu. Podniosłam ją na ręce, kołysałam, śpiewałam cicho kołysankę, choć głos mi się łamał. Moja matka zawsze mówiła, że muzyka koi duszę dziecka. Ale dziś muzyka ucichła — nawet ona nie była w stanie przebić się przez ścianę zmęczenia i frustracji.
Teściowa stała w drzwiach, obserwując mnie z wyrazem dezaprobaty. — Daj ją mi — powiedziała stanowczo. — Ty już nie masz siły.
Oddałam jej Hanię, czując ulgę i wstyd jednocześnie. Usiadłam na kanapie i ukryłam twarz w dłoniach. W głowie miałam mętlik: czy jestem złą matką? Czy naprawdę nie potrafię uspokoić własnego dziecka?
— Musisz być twardsza — usłyszałam zza pleców. — Dzieci wyczuwają słabość.
Chciałam krzyczeć: „A co jeśli już nie mam siły być twarda?” Ale tylko zacisnęłam pięści. Przez chwilę w pokoju panowała cisza, przerywana tylko szlochem Hani.
Mój mąż, Piotr, wrócił z pracy późnym popołudniem. Zmęczony, z oczami podkrążonymi od nadmiaru obowiązków. Spojrzał na mnie pytająco.
— Znowu płakała? — zapytał cicho.
— Cały dzień — odpowiedziałam, starając się nie rozpłakać.
Teściowa westchnęła teatralnie. — Może powinniście ją zabrać do lekarza? Albo dać jej butelkę? Może twoje mleko jest za słabe?
To zdanie przelało czarę goryczy. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Piotr próbował mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.
— Wszystko robię źle! — wybuchłam. — Próbuję być dobrą matką, ale ciągle słyszę tylko, że coś jest nie tak!
Teściowa spojrzała na mnie chłodno. — Ja tylko chcę pomóc.
— Ale twoja pomoc sprawia, że czuję się jeszcze gorzej! — krzyknęłam przez łzy.
Hania zaczęła płakać jeszcze głośniej. Piotr próbował ją uspokoić, ale ona wyrywała się z jego ramion.
— Może powinniśmy po prostu zostać sami — powiedziałam cicho, patrząc na teściową.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. W końcu teściowa wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.
Wieczorem siedziałam sama przy oknie, patrząc na ciemniejące niebo nad Warszawą. W głowie miałam tysiące myśli: o tym, jak bardzo chciałam być idealną matką; o tym, jak bardzo zawiodłam siebie i innych; o tym, jak trudno jest prosić o pomoc i jednocześnie jej nie przyjmować.
Piotr usiadł obok mnie.
— Wiem, że jest ciężko — powiedział cicho. — Ale ona naprawdę chce dobrze.
— A ja? Czy ktoś pyta mnie, czego ja chcę? — zapytałam szeptem.
Piotr milczał. Wiedziałam, że on też czuje się rozdarty między mną a swoją matką.
W nocy Hania w końcu zasnęła. Siedziałam przy jej łóżeczku i słuchałam jej spokojnego oddechu. Przez chwilę poczułam ulgę — może jutro będzie lepiej?
Ale gdzieś głęboko wiedziałam, że to nie koniec naszych problemów. Że napięcia między mną a teściową będą wracać przy każdej okazji: przy pierwszych krokach Hani, przy jej chorobach, przy wyborze przedszkola.
Czy kiedykolwiek nauczymy się rozmawiać bez ranienia siebie nawzajem? Czy można być dobrą matką i jednocześnie pozostać sobą w świecie pełnym oczekiwań i ocen?
Czasem myślę: ile jeszcze razy muzyka w naszym domu ucichnie przez niezrozumienie i żal? I czy kiedyś nauczymy się słuchać siebie naprawdę?