Droga Emilii: „Nie zmuszałem jej do małżeństwa ani macierzyństwa, więc musi znaleźć własną drogę”
– Mamo, ja naprawdę go kocham! – krzyknęła Emilia, trzaskając drzwiami swojego pokoju. Stałam na korytarzu, z zaciśniętymi pięściami i sercem bijącym jak oszalałe. Przez chwilę miałam ochotę wejść za nią i powiedzieć coś jeszcze, cokolwiek, co mogłoby ją zatrzymać. Ale nie zrobiłam tego. Zamiast tego oparłam się o ścianę i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
Emilia ma dopiero dziewiętnaście lat. Wciąż widzę ją jako moją małą dziewczynkę, która tuliła się do mnie po koszmarze albo przychodziła z rozbitym kolanem. A teraz stoi przede mną dorosła kobieta – przynajmniej tak jej się wydaje – gotowa rzucić się w dorosłość z całą jej brutalnością i nieprzewidywalnością. Od miesięcy powtarzała mi o swoim chłopaku, Krzysztofie. Miły chłopak, nie powiem, ale czy to wystarczy? Czy to wystarczy na całe życie?
– Mamo, czemu nie możesz mnie po prostu wesprzeć? – zapytała kiedyś cicho podczas kolacji. – Przecież ty też byłaś młoda.
Byłam. Ale czasy były inne. Ja musiałam walczyć o wszystko: o mieszkanie, o pracę, o szacunek. Emilia ma wszystko podane na tacy. A jednak chce rzucić studia i wyjść za mąż. I jeszcze to dziecko…
– Jesteś pewna? – zapytałam ją wtedy, patrząc jej prosto w oczy. – Wiesz, ile to odpowiedzialności? Ile nocy nieprzespanych, ile łez?
– Wiem! – odpowiedziała z uporem. – Ale ja tego chcę!
Nie byłam sama w swoich obawach. Nawet jej starsza siostra, Sara, próbowała przemówić jej do rozsądku.
– Emi, po co ci to wszystko tak wcześnie? – pytała Sara podczas jednej z naszych rodzinnych kolacji. – Masz czas. Możesz podróżować, studiować, robić karierę…
Emilia tylko wzruszała ramionami.
– Nie każdy chce tego samego co ty – odburknęła.
Wtedy Sara spojrzała na mnie z wyrzutem, jakby to była moja wina. Jakbym ja ją do czegoś zmuszała albo odwrotnie – nie nauczyła odpowiedzialności.
Wszystko zaczęło się psuć kilka miesięcy temu. Emilia coraz częściej wracała późno do domu, zamykała się w swoim pokoju, przestała rozmawiać ze mną o swoich problemach. Pewnego dnia znalazłam w jej pokoju test ciążowy. Położyłam go na stole w kuchni i czekałam aż wróci.
– To twoje? – zapytałam bez ogródek.
Spojrzała na mnie z mieszaniną strachu i buntu.
– Tak. Jestem w ciąży.
Poczułam, jak świat mi się wali pod nogami. Próbowałam zachować spokój, ale głos mi drżał.
– I co teraz?
– Wyjdę za Krzyśka. On chce tego dziecka tak samo jak ja.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy moment naszego życia rodzinnego. Czy byłam zbyt surowa? Zbyt pobłażliwa? Czy powinnam była więcej rozmawiać z Emilią o życiu, o odpowiedzialności?
Następnego dnia zadzwoniłam do mojej mamy.
– Mamo, co robić? – zapytałam bezradnie.
– Daj jej wolność – odpowiedziała spokojnie. – Pozwól jej popełniać własne błędy.
Ale jak pozwolić dziecku wejść w dorosłość z zamkniętymi oczami? Jak patrzeć na to wszystko bezradnie?
Kiedy Emilia powiedziała ojcu o ciąży i planach ślubu, wybuchł gniewem.
– Jesteś za młoda! – krzyczał. – Nie pozwolę ci zmarnować sobie życia!
Emilia wybiegła z domu ze łzami w oczach. Przez kilka dni nie wracała. Spałam przy telefonie, czekając na wiadomość od niej. W końcu napisała: „Jestem u Krzyśka. Nie martw się.”
Sara próbowała mnie pocieszać.
– Mamo, ona musi sama to przeżyć. Może wróci…
Ale ja czułam się winna. Może powinnam była bardziej ją wspierać? Może powinnam była być bardziej stanowcza?
Po tygodniu Emilia wróciła do domu po swoje rzeczy. Była blada, zmęczona, ale w oczach miała determinację.
– Mamo… ja wiem, że ci ciężko. Ale to moje życie.
Przytuliłam ją mocno i płakałyśmy razem przez długi czas.
Minęły dwa miesiące od tamtego dnia. Emilia mieszka z Krzyśkiem w wynajętym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Czasem dzwoni, czasem wpada na chwilę po jakieś rzeczy albo po prostu porozmawiać. Widzę w niej zmęczenie i niepokój, ale też dumę i siłę.
Często zastanawiam się nocami: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była walczyć mocniej o jej przyszłość? A może właśnie pozwalając jej odejść dałam jej największy dar – wolność wyboru?
Czy rodzic powinien pozwolić dziecku popełniać własne błędy? Czy można być jednocześnie wsparciem i nie narzucać swojego zdania? Może każda matka musi kiedyś nauczyć się puszczać swoje dziecko wolno…