Dlaczego ukryłam przed przyjaciółmi, że kupujemy działkę? Historia o zaufaniu, lęku i utraconych chwilach

– Magda, czemu ostatnio tak rzadko się odzywasz? – zapytała mnie Marta przez telefon, a w jej głosie wyczułam nutę niepokoju. Przez chwilę milczałam, patrząc przez okno na szare, kwietniowe niebo. W głowie miałam tysiące myśli, ale żadna nie chciała przejść przez gardło.

– Wiesz, dużo pracy… – odpowiedziałam wymijająco, choć przecież to nie była prawda. Praca była tylko wymówką. Prawdziwy powód mojego milczenia leżał głębiej, jak kamień na dnie rzeki, którego nie sposób ruszyć.

To był ten dzień – dzień, w którym z Piotrem podpisaliśmy umowę przedwstępną na zakup działki pod Warszawą. Marzyliśmy o tym od lat: własny kawałek ziemi, dom z ogrodem, miejsce, gdzie nasze dzieci będą mogły biegać boso po trawie. Ale kiedy przyszło co do czego, zamiast dzielić się tą radością z najbliższymi, zamknęłam się w sobie. Bałam się. Bałam się ich reakcji.

W mojej głowie rozgrywały się różne scenariusze:

„A po co wam to? Przecież ledwo wiążecie koniec z końcem!”
„No tak, Magda zawsze musi mieć lepiej.”
„Zobaczysz, jeszcze się na tym przejedziecie.”

Może to głupie, ale od zawsze miałam wrażenie, że w naszym gronie sukcesy są czymś podejrzanym. Że lepiej nie wychylać się ponad przeciętność. A ja… ja właśnie to zrobiłam.

Wieczorem Piotr zapytał:
– Powiedziałaś już dziewczynom?
Pokręciłam głową.
– Jeszcze nie. Może później…
Westchnął ciężko.
– Magda, przecież to nasi przyjaciele. Powinni się cieszyć razem z nami.
– Wiem – odpowiedziałam cicho. – Ale boję się ich reakcji. Nie chcę słyszeć tych wszystkich docinków.
Piotr objął mnie ramieniem.
– Może ich nie doceniasz? Może warto zaufać?

Ale ja nie potrafiłam. Zamiast tego zaczęłam unikać spotkań, coraz rzadziej odpisywałam na wiadomości. Czułam się winna i samotna jednocześnie. Każdego dnia patrzyłam na mapę działki, wyobrażając sobie naszą przyszłość – a jednocześnie czułam rosnącą przepaść między mną a moimi przyjaciółkami.

W końcu Marta postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.

– Spotkajmy się w sobotę u mnie – napisała na grupie. – Dawno się nie widziałyśmy!
Nie mogłam odmówić. Przyszłam z duszą na ramieniu. Dziewczyny już były: Marta, Anka i Kasia. Siedziały przy stole, śmiały się z czegoś, ale gdy weszłam, zapadła cisza.

– No wreszcie! – Marta uśmiechnęła się szeroko. – Co u ciebie?
Znowu poczułam ten znajomy ucisk w żołądku.
– Nic nowego… – zaczęłam, ale Anka przerwała mi nagle:
– Magda, co się z tobą dzieje? Odkąd wróciłaś z urlopu, jesteś jakaś inna. Ukrywasz coś przed nami?
Zawahałam się. Spojrzałam na ich twarze – pełne troski i ciekawości.

I wtedy pękłam.

– Kupiliśmy działkę pod Warszawą – wyrzuciłam z siebie jednym tchem. – Przepraszam, że wam nie powiedziałam wcześniej… Bałam się waszej reakcji. Bałam się zazdrości albo tego, że uznacie mnie za zarozumiałą.
Przez chwilę panowała cisza. Potem Kasia wybuchła śmiechem:
– Ty chyba żartujesz! Myślisz, że będziemy ci zazdrościć? Raczej będziemy ci pomagać kopać fundamenty!
Marta pokręciła głową:
– Magda, przecież jesteśmy przyjaciółkami. Gdyby któraś z nas miała ci coś za złe, to chyba nie byłaby twoją przyjaciółką.
Anka dodała cicho:
– Wiesz… trochę mi przykro, że nam nie zaufałaś.

Poczułam łzy pod powiekami. Przeprosiłam je jeszcze raz i opowiedziałam wszystko: o strachu przed oceną, o marzeniach i o tym, jak bardzo mi ich brakowało przez te tygodnie milczenia.

Tamtego wieczoru długo rozmawiałyśmy o wszystkim: o marzeniach, o lękach i o tym, jak łatwo można stracić coś ważnego przez własne uprzedzenia i brak zaufania.

Dziś wiem jedno: czasem największym wrogiem jest nasz własny strach. Przez niego tracimy chwile i ludzi, którzy są dla nas najważniejsi.

Czy wy też kiedyś baliście się podzielić swoim szczęściem? Ile razy pozwoliliście lękowi odebrać sobie radość?