Dlaczego nie masz dla mnie pieniędzy? – Historia o rodzinie, marzeniach i rozczarowaniach

– Dlaczego nie masz dla mnie pieniędzy? – usłyszałam głos mojej córki, Zuzanny, który przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stała naprzeciwko mnie, z rękami założonymi na piersi, z miną pełną pretensji i rozczarowania. W jej oczach widziałam nie tylko gniew, ale i coś głębszego – żal, którego nie potrafiłam już rozgryźć.

Zamknęłam oczy na chwilę, próbując zebrać myśli. Ile razy już słyszałam to pytanie? Ile razy tłumaczyłam, że nie jestem bankomatem? Że życie to nie tylko branie, ale i dawanie? Ale Zuzanna nie chciała słuchać. Miała dwadzieścia dwa lata, studiowała psychologię na Uniwersytecie Warszawskim i była przekonana, że świat należy do niej. Że wszystko jej się należy.

– Zuzia, przecież wiesz, jaka jest sytuacja – zaczęłam spokojnie, choć w środku gotowałam się ze złości. – Twój ojciec stracił pracę, ja pracuję na pół etatu w bibliotece. Ledwo starcza nam na rachunki.

– Ale inni rodzice dają swoim dzieciom! – przerwała mi ostro. – Ola dostaje od mamy dwa tysiące miesięcznie! Nawet nie musi pracować!

Poczułam ukłucie zazdrości i wstydu. Może rzeczywiście byłam złą matką? Może powinnam była bardziej się postarać? Ale potem przypomniałam sobie wszystkie noce spędzone nad rachunkami, wszystkie dni, kiedy rezygnowałam z nowych butów czy wizyty u fryzjera, żeby tylko Zuzia miała podręczniki i bilet miesięczny.

– Nie jesteśmy innymi rodzicami – powiedziałam cicho. – Robimy, co możemy.

Zuzanna przewróciła oczami i wyszła z kuchni trzaskając drzwiami. Zostałam sama z kubkiem zimnej herbaty i poczuciem porażki.

Mój mąż, Marek, wrócił późno tego dnia. Wszedł do mieszkania zmęczony, z siatką tanich zakupów z Biedronki. Spojrzał na mnie pytająco.

– Znowu się pokłóciłyście?

Pokiwałam głową. – Ona… ona nie rozumie. Myśli, że wszystko jej się należy. Że jak nie damy jej pieniędzy na nowy telefon, to jesteśmy najgorszymi rodzicami na świecie.

Marek westchnął ciężko i usiadł obok mnie. – Może rzeczywiście coś robimy źle? Może powinniśmy byli bardziej ją nauczyć odpowiedzialności?

Poczułam łzy napływające do oczu. – Próbowałam… Przecież pamiętasz, jak chciałam, żeby dorabiała w wakacje. Ale zawsze miała wymówkę: za daleko, za nudno, za mało płacą…

Marek objął mnie ramieniem. – Może to nasze pokolenie jest inne? My musieliśmy walczyć o wszystko. Oni mają wszystko podane na tacy.

Przypomniałam sobie swoje dzieciństwo w małym miasteczku pod Radomiem. Ojciec pił, matka pracowała na trzy zmiany w szwalni. O nowym rowerze mogłam tylko pomarzyć. Każda złotówka była wywalczona ciężką pracą. Przysięgłam sobie wtedy, że moje dziecko nigdy nie będzie musiało tak cierpieć.

Ale czy to znaczyło, że powinnam spełniać każdą jej zachciankę?

Nazajutrz rano Zuzanna wyszła bez słowa. Wróciła późno wieczorem, z nowym telefonem w ręku.

– Skąd masz ten telefon? – zapytałam podejrzliwie.

Wzruszyła ramionami. – Pożyczyłam od Oli. Oddam jej za miesiąc.

– A skąd weźmiesz pieniądze?

– Jakoś sobie poradzę – rzuciła i zamknęła się w pokoju.

Tej nocy nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy ona naprawdę nie rozumie wartości pieniądza? Czy to ja popełniłam błąd wychowawczy? Czy może świat tak bardzo się zmienił?

Kilka dni później zadzwoniła do mnie matka. Jej głos był jak zawsze surowy:

– Słyszałam od ciotki Krysi, że Zuzanna znowu narzeka na was w internecie. Że niby nic jej nie dajecie i musi się prosić o wszystko.

Poczułam wstyd i gniew jednocześnie. – Mamo, ona przesadza. Robimy wszystko, co możemy.

– Może powinnaś być dla niej twardsza? Za moich czasów dzieci wiedziały, gdzie ich miejsce.

Westchnęłam ciężko. – Czasy się zmieniły…

– Ale zasady powinny zostać te same – odparła matka i rozłączyła się bez pożegnania.

Czułam się coraz bardziej osaczona: przez córkę, przez męża, przez własną matkę i jej oczekiwania. Każdy miał swoją wizję tego, jak powinnam żyć i wychowywać dziecko. A ja coraz bardziej gubiłam się w tym wszystkim.

Tydzień później Zuzanna przyszła do domu zapłakana.

– Co się stało? – zapytałam zaniepokojona.

– Ola chce ode mnie pieniądze za telefon! A ja nie mam! Powiedziała, że jeśli nie oddam do końca tygodnia, powie wszystkim na uczelni, że jestem oszustką!

Przytuliłam ją mocno, choć w środku czułam mieszankę współczucia i irytacji.

– Zuzia… musisz nauczyć się brać odpowiedzialność za swoje decyzje.

– Ale ja nie chcę być taka jak ty! Ciągle biedna i zmęczona! Chcę mieć lepsze życie!

Te słowa zabolały mnie bardziej niż cokolwiek innego. Czy naprawdę byłam dla niej tylko symbolem porażki?

Wieczorem długo rozmawiałam z Markiem.

– Może powinniśmy pozwolić jej popełniać własne błędy – powiedział cicho. – Może tylko wtedy zrozumie.

Zgodziłam się niechętnie. Następnego dnia Zuzanna sama poszła do Oli i przeprosiła ją za zwłokę w spłacie długu. Potem zaczęła szukać pracy dorywczej – najpierw jako kelnerka w kawiarni na Mokotowie, potem jako opiekunka do dzieci.

Nie było łatwo. Często wracała zmęczona i sfrustrowana. Ale po raz pierwszy zobaczyłam w niej cień odpowiedzialności.

Pewnego wieczoru usiadła obok mnie na kanapie.

– Mamo… przepraszam za wszystko. Nie rozumiałam… Myślałam, że wszystko mi się należy. Ale teraz widzę, jak trudno jest zarobić nawet te kilka stówek.

Objęłam ją mocno i poczułam łzy szczęścia napływające do oczu.

– Kocham cię, Zuziu. Chciałam tylko twojego szczęścia.

– Wiem… I dziękuję ci za wszystko.

Od tego czasu nasze relacje zaczęły się powoli poprawiać. Zuzanna nauczyła się szanować pieniądze i doceniać nasz wysiłek. Ja nauczyłam się odpuszczać kontrolę i pozwalać jej dorastać na własnych warunkach.

Czasem jednak wracam myślami do tamtych dni pełnych konfliktów i łez. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy każda matka musi przejść przez taki kryzys?

A wy… czy też mieliście w życiu momenty, kiedy wasze dzieci lub bliscy oczekiwali od was więcej niż mogliście dać? Jak sobie z tym poradziliście?