Dlaczego musiałam zerwać kontakt z własną matką: Opowieść o zdradzie, przebaczeniu i poszukiwaniu własnej wartości

– Marta, nie przesadzaj. Zawsze byłaś przewrażliwiona – usłyszałam głos mamy przez telefon. Jej ton był chłodny, jakby rozmawiała z obcą osobą, a nie z własną córką.

Zacisnęłam pięści, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Mamo, proszę cię… Nie rozumiesz, co się dzieje. Tomek mnie zdradził, kłamał przez lata! – mój głos drżał, ale nie mogłam już dłużej udawać silnej.

– A może to ty coś zrobiłaś? Może gdybyś była lepszą żoną, nie szukałby szczęścia gdzie indziej – odpowiedziała bez cienia współczucia.

W tej chwili coś we mnie pękło. Przez całe życie starałam się być tą dobrą córką, spełniać oczekiwania mamy. Kiedy miałam osiem lat i dostałam czwórkę z matematyki, powiedziała: „Marta, dzieci Kowalskich mają same piątki”. Kiedy miałam szesnaście i wróciłam do domu zapłakana po pierwszym zawodzie miłosnym, usłyszałam: „Nie przesadzaj, życie to nie bajka”.

Ale teraz? Teraz, kiedy moje małżeństwo rozsypało się na moich oczach, kiedy zostałam sama z dwójką dzieci i poczuciem totalnej porażki… Moja własna matka wybrała jego stronę.

Tomek był czarujący. Wszyscy go lubili – sąsiedzi, znajomi, nawet mama. Kiedy się poznaliśmy na studiach w Warszawie, wydawało mi się, że złapałam Pana Boga za nogi. On – pewny siebie, dowcipny, zawsze wiedział, co powiedzieć. Ja – cicha, trochę nieśmiała dziewczyna z małego miasta pod Lublinem. Szybko się zakochałam. Ślub był wielki, biały welon, orkiestra do rana. Mama płakała ze wzruszenia.

Pierwsze lata były dobre. Potem zaczęły się drobne kłamstwa. Tomek coraz częściej wracał późno z pracy. Tłumaczył się korkami albo spotkaniami służbowymi. Z czasem przestał mnie całować na pożegnanie. W łóżku leżeliśmy jak obcy ludzie.

Pewnego dnia znalazłam w jego telefonie wiadomości do innej kobiety. „Tęsknię za tobą”, „Nie mogę się doczekać naszego spotkania”. Zamarłam. Przez kilka dni chodziłam jak we śnie. W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam go wprost.

– Marta, przesadzasz. To tylko koleżanka z pracy – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.

Nie spałam całą noc. Następnego dnia zadzwoniłam do mamy. Myślałam, że mnie przytuli przez słuchawkę, powie: „Córeczko, damy radę”. Ale ona tylko westchnęła i zaczęła tłumaczyć Tomka.

– Wiesz… On taki przystojny chłopak… Może mu czegoś brakuje w domu? – powiedziała.

Poczułam się jak dziecko, które znów zawiodło oczekiwania rodziców.

Kiedy zdecydowałam się odejść od Tomka, mama była wściekła.

– Co ludzie powiedzą? Rozwód w rodzinie? Marta, opamiętaj się! – krzyczała przez telefon.

Przez kolejne miesiące żyłam jak w koszmarze. Dzieci płakały nocami, ja nie miałam siły wstać z łóżka. Mama przestała dzwonić. Zamiast tego spotykała się z Tomkiem na kawie i zabierała wnuki do niego na weekendy.

Czułam się zdradzona przez wszystkich. Nawet moja siostra Ania stanęła po stronie mamy.

– Może rzeczywiście przesadzasz? Może powinnaś spróbować jeszcze raz? – pytała mnie podczas jednej z naszych rozmów.

Ale ja już nie miałam siły próbować.

Pewnego wieczoru usiadłam przy kuchennym stole i zaczęłam pisać list do mamy:

„Mamo,
Nie wiem, czy kiedykolwiek mnie zrozumiesz. Próbowałam być taką córką, jakiej chciałaś. Próbowałam być dobrą żoną i matką. Ale nie dam rady dłużej udawać. Potrzebuję cię teraz bardziej niż kiedykolwiek, a ty wybrałaś jego stronę. Muszę zadbać o siebie i dzieci. Nie chcę już walczyć o twoją miłość.”

Nie wysłałam tego listu. Schowałam go do szuflady razem z innymi niespełnionymi nadziejami.

Minęły tygodnie. Mama dzwoniła coraz rzadziej. Kiedy już rozmawiałyśmy, rozmowy były krótkie i pełne wyrzutów.

– Dzieci tęsknią za ojcem – mówiła chłodno.
– A ty? Ty też tęsknisz za nim? – zapytałam kiedyś z rozpaczą.
– Ja chcę tylko twojego szczęścia – odpowiedziała tak obojętnie, że poczułam się jeszcze bardziej samotna.

W pracy ledwo dawałam sobie radę. Szefowa patrzyła na mnie podejrzliwie, koledzy szeptali za plecami.

– Marta wygląda na wykończoną…
– Słyszałeś? Rozwiodła się…

Wszystko mnie bolało: ciało i dusza. Czułam się jak cień człowieka.

Któregoś dnia dzieci wróciły od Tomka i mamy wyjątkowo ciche.

– Mamo… Babcia mówiła, że jesteś egoistką – powiedział mój syn Kuba cicho.
Zamarłam.
– Co jeszcze mówiła?
– Że przez ciebie tata jest smutny…

Łzy popłynęły mi po policzkach bezgłośnie. Jak mam walczyć o siebie, skoro nawet własna matka wbija mi nóż w plecy?

Przez kilka dni chodziłam jak otępiała. W końcu zadzwoniłam do mamy.
– Mamo… Proszę cię, przestań mówić dzieciom takie rzeczy.
– Mówię prawdę! – odpowiedziała ostro.
– To nie jest prawda! To twoja wersja! – krzyknęłam pierwszy raz w życiu na nią przez telefon.
– Skoro tak uważasz… Może lepiej będzie, jeśli przestaniemy się kontaktować – usłyszałam lodowaty głos.

Rozłączyłam się i długo patrzyłam w okno na szare bloki za szybą. Czułam ulgę i rozpacz jednocześnie.

Od tamtej pory minęły dwa lata. Życie powoli wracało do normy. Dzieci zaczęły się uśmiechać częściej niż płakać. Ja nauczyłam się gotować dla siebie i dla nich proste obiady: pomidorową jak u babci, naleśniki z serem na niedzielne śniadania.

Czasem widuję mamę na ulicy – idzie pod rękę z Tomkiem i moimi dziećmi. Odwracam wzrok i udaję, że jej nie znam. Boli mnie to bardziej niż cokolwiek innego w życiu.

Zdarza mi się płakać nocami do poduszki. Czasem myślę o tym liście schowanym w szufladzie i zastanawiam się, czy kiedykolwiek go przeczyta.

Ale wiem jedno: musiałam wybrać siebie. Musiałam nauczyć się żyć bez jej akceptacji i miłości.

Czy można przebaczyć taką zdradę? Czy kiedyś będziemy jeszcze rodziną?

A może czasem trzeba pozwolić odejść tym, którzy nigdy nie byli naprawdę po naszej stronie?