Dlaczego moja siostra uważa, że mieszkanie mamy należy się tylko jej? Historia rodzinnego konfliktu spod Warszawy
– Kinga, to mieszkanie należy się mnie. Ty masz dom, męża, dzieci. Ja nie mam nic – głos Weroniki drżał, ale w jej oczach widziałam upór, którego nie znałam wcześniej. Stałyśmy naprzeciw siebie w kuchni mamy, gdzie jeszcze niedawno razem gotowałyśmy pierogi na święta. Teraz między nami była przepaść.
Nie wiem, kiedy zaczęło się psuć. Może wtedy, gdy mama zachorowała i trzeba było się nią opiekować? Przez ostatnie dwa lata dzieliłyśmy się obowiązkami – ja przyjeżdżałam z Bartkiem i dziećmi w weekendy, Weronika była tu częściej, bo mieszkała bliżej. Ale nigdy nie liczyłyśmy godzin ani pieniędzy. Byłyśmy rodziną.
Mama odeszła nagle w lutym. Zostawiła po sobie mieszkanie w starym bloku pod Warszawą – dwa pokoje, kuchnia z widokiem na lipy i mnóstwo wspomnień. Nie zostawiła testamentu. Wiedziałam, że zgodnie z prawem dziedziczymy po równo. Ale Weronika już kilka dni po pogrzebie zaczęła mówić o tym, że powinna tu zostać.
– Ty masz swoje życie – powtarzała. – Ja nie mam dokąd pójść. To mieszkanie to wszystko, co mi zostało.
Próbowałam tłumaczyć:
– Weronika, przecież możemy się dogadać. Może sprzedamy mieszkanie i podzielimy się pieniędzmi? Albo ty tu zamieszkasz, a ja dostanę swoją część?
Ale ona nie chciała słuchać. Zaczęła zamykać drzwi na klucz, nie wpuszczała mnie do środka bez zapowiedzi. Czułam się jak intruz w domu, w którym dorastałam.
Bartek próbował mnie wspierać:
– Kinga, nie możesz dać się tak traktować. To też twoje dziedzictwo.
Ale ja nie chciałam wojny. Przecież to moja siostra! Pamiętam, jak płakała w nocy po rozwodzie rodziców, jak tuliłam ją do snu. Jak mogłam teraz być jej wrogiem?
Dzieci pytały:
– Mamo, czemu nie jedziemy już do babci?
Nie umiałam im odpowiedzieć. Sama nie rozumiałam tej przemiany Weroniki. Zawsze była cicha, trochę zamknięta w sobie, ale nigdy złośliwa. Teraz widziałam w niej kogoś obcego.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Basia:
– Kinga, musisz coś zrobić. Weronika mówi wszystkim, że ją skrzywdziłaś! Że chcesz ją wyrzucić na bruk!
Zatkało mnie. Czy naprawdę tak to widzi? Przecież nigdy nie powiedziałam niczego podobnego.
Zebrałam się na odwagę i pojechałam do mieszkania mamy. Weronika otworzyła drzwi z niechęcią.
– Czego chcesz?
– Porozmawiać. Jesteśmy rodziną…
– Rodziną? Ty masz rodzinę! Ja jestem sama!
Wtedy wybuchła płaczem. Po raz pierwszy zobaczyłam jej prawdziwy ból.
– Kinga… ja nie mam nikogo poza tobą. Boję się przyszłości. Boję się być sama.
Objęłam ją, choć czułam w sobie gniew i żal. Chciałam jej pomóc, ale nie kosztem własnych dzieci.
Rozmawiałyśmy długo tej nocy. Weronika przyznała, że czuje się przegrana – nie ma pracy, nie ma partnera, nie wie, co dalej. Mieszkanie mamy to dla niej ostatnia deska ratunku.
Ale czy to znaczy, że powinnam zrezygnować ze swojego prawa? Czy mam być odpowiedzialna za jej życiowe wybory?
Bartek był stanowczy:
– Kinga, musisz walczyć o swoje. Twoja mama chciała dobrze dla was obu.
Ale ja czułam się rozdarta. Z jednej strony prawo i sprawiedliwość – z drugiej siostrzana miłość i współczucie.
Zaczęły się plotki w rodzinie. Jedni mówili: „Kinga jest chciwa”, inni: „Weronika manipuluje”. Każdy miał swoją wersję wydarzeń.
Przestałyśmy rozmawiać na kilka tygodni. Czułam pustkę i smutek. W święta dzieci pytały o ciocię Weronikę – nie wiedziałam, co powiedzieć.
W końcu dostałam pismo z sądu – Weronika wystąpiła o przyznanie jej całego mieszkania ze spłatą mojej części „w dogodnym terminie”. Poczułam się zdradzona.
Spotkałyśmy się na korytarzu sądu. Patrzyłyśmy na siebie jak obce kobiety.
– Weronika… naprawdę tego chcesz?
– Nie mam wyboru – odpowiedziała cicho.
Wyszłam stamtąd z ciężkim sercem. Czy naprawdę pieniądze i mieszkanie są ważniejsze niż więź między siostrami?
Dziś siedzę przy kuchennym stole i patrzę przez okno na stare lipy. Zosia bawi się z Jakubem na podwórku. Bartek czyta gazetę.
A ja myślę: czy można pogodzić sprawiedliwość z miłością? Czy rodzina zawsze musi przegrywać z pieniędzmi? Czy kiedyś jeszcze spojrzymy sobie w oczy bez żalu?
Czasem zastanawiam się: co by zrobiła mama? Czy potrafiłaby nas pogodzić? A może to życie samo musi nas nauczyć przebaczenia?