Dlaczego mój syn powiedział mi, że nie jestem zaproszona na jego ślub: Wyznanie matki

— Mamo, proszę cię, nie rób sceny. To moja decyzja — głos Filipa drżał, ale nie patrzył mi w oczy. Stałam w kuchni, opierając się o blat, czując jak serce wali mi w piersi tak mocno, że aż brakowało mi tchu. W dłoniach ściskałam kubek z zimną już herbatą, a w głowie dudniło tylko jedno pytanie: dlaczego?

Filip był wszystkim, co miałam. Po tym, jak mój mąż, Andrzej, odszedł do innej kobiety, zostałam sama z pięcioletnim dzieckiem i kredytem na mieszkanie w bloku na warszawskim Ursynowie. Przez lata robiłam wszystko, żeby Filipowi niczego nie brakowało. Pracowałam na dwa etaty — rano w szkole jako nauczycielka polskiego, wieczorami dorabiałam korepetycjami. Często wracałam do domu tak zmęczona, że zasypiałam przy stole, ale zawsze starałam się być przy nim. Pomagałam w lekcjach, chodziłam na wywiadówki, gotowałam jego ulubione pierogi ruskie.

Kiedy Filip dorastał, coraz częściej zamykał się w swoim pokoju. Myślałam wtedy: to normalne, taki wiek. Ale z czasem nasze rozmowy stawały się coraz krótsze. Zamiast „Mamo, jak minął dzień?”, słyszałam tylko „Dobrze” albo „Nie przeszkadzaj”. Próbowałam rozmawiać, pytać, czy coś się dzieje. Zawsze odpowiadał: „Wszystko w porządku”.

Pamiętam dzień, kiedy przyprowadził do domu Magdę. Była cicha, uśmiechnięta, z długimi włosami i delikatnym głosem. Ucieszyłam się — myślałam, że może teraz Filip znów się otworzy. Starałam się być miła, zapraszałam ją na obiady, pytałam o rodzinę. Ale ona patrzyła na mnie z dystansem. Czułam to napięcie w powietrzu — jakby coś wisiało między nami.

Z czasem Filip coraz rzadziej wracał do domu. Zostawał u Magdy na noc, potem na weekendy. Zaczęły się kłótnie o drobiazgi: o to, że nie sprząta pokoju, że nie odbiera telefonu. Pewnego wieczoru wybuchłam:

— Filip! Czy ja naprawdę nic dla ciebie nie znaczę? — krzyknęłam przez łzy.

Spojrzał na mnie z wyrzutem:

— Mamo, nie możesz ciągle mnie kontrolować! Mam swoje życie!

To bolało. Ale jeszcze bardziej bolało to, co wydarzyło się kilka miesięcy później.

Był zwykły wtorkowy wieczór. Siedziałam przy stole z książką, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Filip wszedł z Magdą i usiedli naprzeciwko mnie. Byli spięci.

— Mamo… — zaczął Filip — Chcemy ci coś powiedzieć.

Serce mi zamarło.

— Bierzemy ślub — powiedziała Magda cicho.

Poczułam ulgę i radość jednocześnie. Uśmiechnęłam się szeroko:

— To cudownie! Kiedy? Jak mogę pomóc?

Wtedy Filip spuścił wzrok.

— Mamo… Chciałem ci powiedzieć… Nie jesteś zaproszona na ślub.

Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że to żart. Ale on był śmiertelnie poważny.

— Co? Dlaczego? — głos mi się załamał.

— To nasza decyzja. Chcemy mały ślub. Tylko najbliżsi znajomi…

— Jestem twoją matką! — krzyknęłam rozpaczliwie.

Magda spojrzała na Filipa znacząco. On odwrócił wzrok.

— Mamo… Proszę cię…

Wybiegłam do łazienki i zamknęłam drzwi. Słyszałam ich szept za ścianą:

— Mówiłem ci, że tak będzie…

— Musisz być twardy…

Płakałam długo tej nocy. W głowie przewijały mi się wszystkie wspólne chwile: jak uczyłam go jeździć na rowerze pod blokiem; jak tulił się do mnie po koszmarze; jak razem piekliśmy pierniki na święta.

Następne dni były jak we śnie. Filip przestał odbierać telefony. Magda wysłała mi krótką wiadomość: „Proszę uszanować naszą decyzję”.

Nie rozumiałam niczego. Czy byłam złą matką? Czy za bardzo go kochałam? Czy to przez Magdę? Próbowałam rozmawiać z sąsiadką panią Haliną:

— Może on po prostu potrzebuje czasu — powiedziała łagodnie.

Ale ja czułam pustkę. W pracy byłam rozkojarzona, uczniowie pytali: „Co się stało?”. Nie miałam siły odpowiadać.

Któregoś dnia spotkałam Andrzeja na ulicy. Był z nową żoną i dwójką dzieci.

— Co u Filipa? — zapytał chłodno.

— Będzie brał ślub — odpowiedziałam cicho.

— Gratuluję — rzucił bez emocji i odszedł.

Poczułam się jeszcze bardziej samotna.

Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Próbowałam zrozumieć: gdzie popełniłam błąd? Czy za bardzo go chroniłam? Czy powinnam była pozwolić mu na więcej swobody?

Kilka tygodni później dostałam pocztą zdjęcie: Filip i Magda uśmiechnięci przed urzędem stanu cywilnego. Bez mnie. Bez rodziny. Tylko oni i kilku znajomych.

Zadzwoniłam ostatni raz:

— Filip… Proszę cię… Chcę tylko wiedzieć dlaczego?

Milczał długo.

— Mamo… Ty zawsze chciałaś decydować za mnie. Nigdy nie słuchałaś tego, czego ja chcę…

Zrozumiałam wtedy: może naprawdę byłam zbyt opiekuńcza? Może moja miłość go przytłoczyła?

Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Czasem pisze krótkie wiadomości: „Wszystko ok”. Czasem wysyła zdjęcie kota Magdy. Ale już nie dzwoni. Nie odwiedza mnie.

Często zastanawiam się: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy matczyna miłość może być zbyt wielka? Czy kiedyś mi wybaczy?

Może każda matka musi nauczyć się odpuszczać… Ale czy potrafię żyć ze świadomością, że straciłam jedyną osobę, dla której żyłam?