Czy można pokochać dziecko, które nie jest twoje? Moja walka o rodzinę, której nie chciałam
– Znowu on! – syknęłam w myślach, słysząc dźwięk klucza w zamku. Z kuchni dobiegał śmiech mojego narzeczonego, Michała, a zaraz za nim wbiegł do mieszkania jego ośmioletni syn, Kuba. Zatrzymał się w przedpokoju, rzucił plecak na podłogę i nawet nie spojrzał w moją stronę. Michał podszedł do mnie, objął mnie ramieniem i szepnął: – Kochanie, dziś Kuba zostaje na noc. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
Nie odpowiedziałam. W środku czułam, jak narasta we mnie fala złości i bezsilności. Przecież wiedziałam, że Michał ma dziecko. Od początku naszej znajomości był szczery. Ale co innego wiedzieć, a co innego żyć z tym na co dzień.
Wszystko zaczęło się dwa lata temu. Poznaliśmy się na urodzinach wspólnej znajomej. Michał był czarujący, zabawny, miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się wyjątkowa. Po kilku miesiącach wyznał mi, że jest po rozwodzie i ma syna. Wtedy wydawało mi się to drobiazgiem – przecież ludzie mają różne historie. Ale im bardziej nasza relacja się rozwijała, tym częściej Kuba pojawiał się w naszych rozmowach i… w naszym życiu.
Początkowo starałam się być wyrozumiała. Kupowałam Kubie drobne prezenty, piekłam ciasta, kiedy przychodził do nas na weekendy. Ale on był zamknięty w sobie, nieśmiały i wyraźnie nie miał ochoty na bliższy kontakt ze mną. Czułam się jak intruz we własnym domu.
Najgorzej było po zaręczynach. Michał coraz częściej mówił o wspólnej przyszłości – naszej trójki. Chciał, żebyśmy byli rodziną. Ale ja… ja nie potrafiłam zaakceptować tego dziecka. Każda jego obecność przypominała mi o byłej żonie Michała – o ich wspólnej przeszłości, o tym, że nigdy nie będę pierwsza.
Pewnego wieczoru usiedliśmy z Michałem przy stole. Kuba bawił się w swoim pokoju.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam niepewnie.
– O czym?
– O Kubie… Ja… Ja nie wiem, czy dam radę być dla niego dobrą macochą. Czuję się zazdrosna o waszą więź. Czuję się gorsza.
Michał spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– To przecież dziecko! On niczemu nie jest winien.
– Wiem! – wybuchłam. – Ale ja też niczemu nie jestem winna! Chciałam mieć własną rodzinę, a nie być dodatkiem do twojej przeszłości!
Po tej rozmowie przez kilka dni prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Michał zamknął się w sobie, a ja płakałam po nocach. Czułam się okropnie – jak potwór. Przecież to tylko dziecko…
Z czasem zaczęły się też konflikty z byłą żoną Michała, Magdą. Dzwoniła wieczorami, wypytywała o Kubę, czasem rzucała kąśliwe uwagi pod moim adresem:
– Mam nadzieję, że nie próbujesz zastąpić mu matki – mówiła przez telefon.
Czułam się osaczona z każdej strony.
W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku. Koleżanki opowiadały o swoich dzieciach, planowały wakacje nad morzem. Ja milczałam albo wymyślałam wymówki. Bałam się przyznać do swoich uczuć – przecież nikt nie zrozumie kobiety, która nie potrafi pokochać dziecka swojego partnera.
Najgorsze były święta. Wszyscy udawali szczęśliwą rodzinę: Michał rozpakowywał prezenty z Kubą, a ja siedziałam z boku i czułam się coraz bardziej obca. Kiedyś usłyszałam rozmowę Kuby z babcią przez telefon:
– Nie lubię tu przychodzić… Tata ma nową panią i ona jest dziwna.
To bolało bardziej niż cokolwiek innego.
Zaczęłam chodzić na terapię. Psycholog powiedziała mi coś ważnego:
– Masz prawo czuć to, co czujesz. Ale musisz zdecydować: czy chcesz walczyć o tę rodzinę?
Nie wiedziałam…
Któregoś dnia Michał wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Zastał mnie płaczącą w kuchni.
– Co się dzieje? – zapytał cicho.
– Nie umiem… Nie umiem być dla was rodziną…
Usiadł obok mnie i długo milczeliśmy.
– Kocham cię – powiedział w końcu – ale Kuba zawsze będzie częścią mojego życia. Jeśli nie możesz tego zaakceptować…
Nie dokończył zdania.
Od tamtej pory próbuję każdego dnia na nowo. Są lepsze chwile – kiedy Kuba uśmiechnie się do mnie albo poprosi o pomoc przy zadaniu domowym. Są też gorsze – kiedy czuję się niewidzialna albo zbędna.
Czasem myślę: może powinnam odejść? Może lepiej dla wszystkich byłoby, gdyby Michał znalazł kogoś, kto pokocha Kubę jak własnego syna? Ale potem przypominam sobie te wszystkie chwile bliskości z Michałem i wiem, że nie chcę rezygnować bez walki.
Nie wiem jeszcze, jak potoczy się nasza historia. Może nigdy nie będę dla Kuby prawdziwą macochą… Może wystarczy, że będę po prostu obecna?
Czy można pokochać dziecko, które nie jest twoje? Czy jestem złą osobą, jeśli czasem czuję zazdrość i smutek? Może ktoś z was przeszedł przez coś podobnego i wie, jak znaleźć w tym wszystkim siebie?