Cisza w pustym mieszkaniu: Samotna ciąża w wieku 44 lat
– Naprawdę? – powtórzyłam głucho, patrząc na lekarkę, która właśnie wręczyła mi wynik badania. Jej twarz była spokojna, profesjonalna, ale w oczach widziałam cień współczucia. – Tak, pani Anno. Gratuluję… jest pani w ciąży.
Wyszłam z gabinetu jak we śnie. W głowie miałam szum, a świat wokół mnie wydawał się nierealny. W wieku czterdziestu czterech lat, po tylu latach samotności i rutyny, nagle… ciąża? Przecież to nie miało prawa się wydarzyć. Przecież już byłam babcią! Moje dzieci – Kasia i Michał – dawno wyfrunęły z domu. Mają swoje rodziny, swoje sprawy. Z mężem, Markiem, od lat żyliśmy osobno. Oficjalnie nie rozwiedzeni, ale każdy z nas miał własne życie. Czekaliśmy tylko, aż dzieci skończą studia, staną na nogi. Potem już nie było sensu niczego zmieniać.
Wróciłam do pustego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Cisza aż dzwoniła w uszach. Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w ścianę. Co teraz? Jak powiedzieć dzieciom? Czy w ogóle powinnam? Przecież mają swoje życie, swoje problemy. Kasia niedawno urodziła drugie dziecko, Michał właśnie kupił mieszkanie z żoną. Czy mam prawo burzyć ich spokój?
Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia. To była Kasia.
– Mamo, wszystko w porządku? Jakoś dziwnie brzmiałaś ostatnio…
Zawahałam się.
– Tak, kochanie… wszystko dobrze – skłamałam.
– Na pewno? Może przyjechać?
– Nie, nie trzeba… po prostu jestem zmęczona.
Rozłączyłam się szybko. Nie miałam siły na rozmowę. Przez kolejne dni chodziłam jak cień. W pracy starałam się zachowywać normalnie, ale koleżanki zauważyły, że coś jest nie tak.
– Anka, co się dzieje? – zapytała Basia przy kawie.
– Nic… po prostu mam trochę na głowie – odpowiedziałam wymijająco.
Wieczorami płakałam w poduszkę. Bałam się przyszłości jak nigdy dotąd. Czy dam radę sama wychować dziecko? Czy w ogóle chcę zaczynać wszystko od nowa? Przecież tyle lat czekałam na spokój, na czas dla siebie…
W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Marka.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam bez zbędnych wstępów.
Spotkaliśmy się w małej kawiarni niedaleko naszego dawnego mieszkania.
– O co chodzi? – zapytał zniecierpliwiony.
– Jestem w ciąży – powiedziałam cicho.
Zamarł. Przez chwilę patrzył na mnie z niedowierzaniem.
– To jakiś żart?
– Nie.
– Przecież… przecież jesteśmy już starzy! – wybuchnął nerwowym śmiechem.
– Wiem.
Zapanowała niezręczna cisza.
– I co zamierzasz zrobić?
– Nie wiem…
Wyszedł bez słowa pożegnania. Zostałam sama przy stoliku, z kubkiem zimnej już kawy i łzami w oczach.
Tydzień później zadzwoniła Kasia. Tym razem nie mogłam już dłużej udawać.
– Mamo, co się dzieje? Czuję, że coś ukrywasz!
Zadrżał mi głos.
– Kasiu… jestem w ciąży.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Żartujesz?
– Nie.
– Ale… jak to? Z kim?
– Z Markiem…
Usłyszałam westchnienie pełne niedowierzania i złości.
– Mamo, przecież ty jesteś babcią! Co ty sobie myślisz?!
Poczułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym.
– Nie wiem… po prostu tak wyszło…
Kasia rozłączyła się bez słowa. Michał zadzwonił wieczorem.
– Mamo… słyszałem od Kasi. Jesteś pewna, że chcesz to dziecko?
Zacisnęłam powieki.
– Nie wiem…
Przez kolejne dni czułam się jak trędowata. Dzieci nie dzwoniły, Marek milczał. W pracy unikałam ludzi. Czułam się coraz gorzej fizycznie i psychicznie. Zaczęły się mdłości, bezsenność, ataki paniki.
Pewnego wieczoru zadzwoniła Basia.
– Anka, nie wytrzymam dłużej tej twojej tajemnicy! Co się dzieje?
Wybuchłam płaczem i opowiedziałam jej wszystko.
Basia objęła mnie mocno.
– Słuchaj… to twoje życie. Masz prawo być szczęśliwa albo przerażona. Ale nie jesteś sama!
Te słowa były jak plaster na ranę. Po raz pierwszy od tygodni poczułam ulgę. Może rzeczywiście nie jestem sama? Może jeszcze mogę coś zmienić?
Zaczęłam powoli układać sobie wszystko w głowie. Poszłam do psychologa. Rozmawiałam z Basią coraz częściej. Po kilku tygodniach zadzwoniła Kasia.
– Mamo… przepraszam za tamtą rozmowę. Po prostu byłam w szoku. Jeśli zdecydujesz się urodzić… pomogę ci.
Poczułam łzy wzruszenia napływające do oczu.
Marek zadzwonił kilka dni później.
– Przepraszam za moje zachowanie… Jeśli chcesz, mogę być przy tobie – powiedział cicho.
Nie odpowiedziałam od razu. Musiałam jeszcze wiele rzeczy przemyśleć.
Dziś siedzę przy oknie i patrzę na mokotowskie drzewa kołyszące się na wietrze. W brzuchu czuję delikatne ruchy nowego życia. Nadal boję się przyszłości, ale już nie czuję się tak samotna jak wtedy, gdy wyszłam z gabinetu lekarskiego z wynikiem badania w ręku.
Czy mam prawo zaczynać wszystko od nowa? Czy powinnam prosić o wsparcie dorosłe dzieci? A może powinnam po prostu zaufać sobie i temu maleństwu pod sercem?
Czasem życie pisze dla nas scenariusze, których nigdy byśmy się nie spodziewali. Ale czy to znaczy, że mamy się ich bać? Czy raczej powinniśmy spróbować je zaakceptować i odnaleźć w nich sens?