Cienie dzieciństwa: Historia Kasi i Tomka
– Tomek, nie patrz tak na tę kaszę, jakby cię miała ugryźć – powiedziałam, starając się nadać głosowi lekkość, choć w środku już czułam znajome napięcie. Mój syn siedział przy stole z miną obrażonego kota, a ja, jak co rano, próbowałam rozładować atmosferę żartem. Na jego talerzu zrobiłam z konfitury śmieszną buźkę, tak jak kiedyś robiła mi mama. Ale Tomek tylko wzruszył ramionami i odsunął talerz.
– Nie chcę kaszy – mruknął.
– Tomek, nie zaczynaj. Wiesz, że musisz coś zjeść przed szkołą – odpowiedziałam, czując jak w gardle rośnie mi gula. Mój mąż, Piotr, właśnie wszedł do kuchni, jeszcze zaspany, z gazetą w ręku. Zerknął na nas i westchnął ciężko.
– Znowu to samo? – rzucił w moją stronę. – Kasia, może po prostu daj mu płatki. Po co się szarpać?
Poczułam ukłucie złości. Przecież staram się jak mogę. Chcę, żeby Tomek jadł zdrowo. Chcę być lepszą matką niż moja własna mama, która zawsze krzyczała, kiedy nie jadłam tego, co mi podała. Ale czy naprawdę jestem lepsza? Czy nie powtarzam tych samych błędów?
– Tomek, proszę cię – powiedziałam już ciszej. – Spróbuj chociaż trochę.
– Nie! – krzyknął nagle i zrzucił talerz na podłogę. Kasza rozbryzgnęła się po kafelkach, a ja poczułam, jak coś we mnie pęka. Piotr podniósł się gwałtownie.
– Co ty wyprawiasz?! – wrzasnął na syna.
Tomek zaczął płakać. Ja też miałam ochotę płakać. Przez chwilę staliśmy wszyscy w tej kuchni jak sparaliżowani – ja z łyżką w ręku, Piotr z gazetą, Tomek skulony na krześle. Nagle zobaczyłam siebie sprzed lat: małą dziewczynkę przy stole, która boi się odezwać, bo wie, że zaraz usłyszy krzyk.
Wtedy Piotr wyszedł trzaskając drzwiami. Tomek pobiegł do swojego pokoju. Zostałam sama w kuchni pełnej kaszy i łez.
Usiadłam na podłodze i zaczęłam zbierać kaszę do kubka. Ręce mi drżały. W głowie słyszałam głos mojej matki: „Nie umiesz nawet dziecka nakarmić?”. Przecież obiecałam sobie, że nigdy nie będę taka jak ona. Że moje dziecko będzie czuło się kochane i bezpieczne.
Ale czy naprawdę potrafię to dać Tomkowi? Czy nie jestem zbyt surowa? Czy nie wymagam za dużo?
Po chwili usłyszałam ciche kroki. To był Tomek. Stał w drzwiach ze spuszczoną głową.
– Przepraszam – wyszeptał.
Podniosłam się i przytuliłam go mocno. Poczułam jego drobne ramiona wokół mojej szyi i nagle łzy popłynęły mi po policzkach.
– To ja przepraszam, kochanie – powiedziałam przez łzy. – Czasem nie umiem inaczej…
Tomek spojrzał na mnie niepewnie.
– Ty też się kiedyś bałaś jeść kaszę?
Zatkało mnie na chwilę. Przypomniałam sobie te wszystkie poranki z dzieciństwa: zimne światło kuchni, zapach mleka i kaszy, krzyk matki i moje łzy.
– Tak – odpowiedziałam cicho. – Bardzo się bałam.
Usiedliśmy razem na podłodze i przez chwilę milczeliśmy. Potem zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym: o szkole, o kolegach Tomka, o tym, co lubi jeść najbardziej. Poczułam ulgę. Może nie jestem idealną matką, ale mogę być lepsza niż moja mama. Mogę słuchać mojego dziecka.
Kiedy Piotr wrócił wieczorem do domu, atmosfera była napięta. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu. W końcu zebrałam się na odwagę.
– Piotrze… Musimy porozmawiać.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– O czym?
– O nas… O Tomku… O tym, jak się czujemy w tej rodzinie.
Westchnął ciężko.
– Kasia, ja też się staram… Ale czasem mam wrażenie, że wszystko jest nie tak.
Zrobiło mi się przykro. Wiedziałam, że on też nosi swoje rany z dzieciństwa – jego ojciec był surowy i nigdy go nie chwalił. Może dlatego Piotr tak łatwo wpada w złość?
Rozmawialiśmy długo tej nocy. O naszych lękach, o tym, czego się boimy jako rodzice. O tym, że nie chcemy powtarzać błędów naszych rodziców, ale czasem nie umiemy inaczej.
Następnego dnia rano zrobiłam Tomkowi kanapkę z serem i ogórkiem – jego ulubioną. Usiadłam obok niego przy stole i powiedziałam:
– Jeśli czegoś nie lubisz, możesz mi powiedzieć. Nie będę się złościć.
Uśmiechnął się do mnie pierwszy raz od dawna.
Patrzę teraz na moją rodzinę i zastanawiam się: czy naprawdę można przerwać łańcuch dziecięcych urazów? Czy wystarczy rozmowa i odwaga do przyznania się do własnych słabości? A może to tylko początek długiej drogi do uzdrowienia? Co wy o tym myślicie?