W wieku 60 lat, samotna w każde święto: Nie takie złote lata sobie wyobrażałam
Skończenie 60 lat miało być początkiem moich złotych lat, przynajmniej tak myślałam. Nazywam się Karolina i większość swojego życia spędziłam w tym samym małym mieście w Polsce. To miejsce, gdzie każdy zna każdego, a więzi rodzinne powinny znaczyć wszystko. Jednak siedząc w moim cichym, zbyt dużym domu dla jednej osoby, nie mogę oprzeć się głębokiemu poczuciu samotności, które wydaje się pogłębiać z każdym kolejnym świętem.
Mój mąż, Karol, zmarł pięć lat temu. Był moją licealną miłością, moją opoką i ojcem moich dwojga dzieci, Szymona i Róży. Karol był klejem, który trzymał nasze rodzinne spotkania razem, jego śmiech wypełniał nasz dom ciepłem i radością. Od jego odejścia, w naszej rodzinie pojawiła się zauważalna pustka, którą myślałam, że zbliży nas do siebie, ale zamiast tego wydaje się, że zrobiła coś przeciwnego.
Szymon, teraz w wieku 38 lat, jest udanym prawnikiem. Jest zawsze zajęty, i rozumiem to. Ma własną rodzinę, z trójką dzieci: Tymoteuszem, Aleksandrą i małą Karoliną, nazwaną tak na moją cześć. Puchnę z dumy na wspomnienie moich wnuków, ale ta duma często jest zabarwiona smutkiem. Mimo że mieszkamy tylko kilka kilometrów od siebie, nasze interakcje ograniczają się do krótkich rozmów telefonicznych i jeszcze krótszych wizyt.
Róża, moja najmłodsza w wieku 35 lat, zawsze była wolnym duchem. Podróżowała przez lata, zanim osiadła w tym samym mieście. Jej dwoje dzieci, bliźniaki nazwane Karolem i Szymonem, na cześć ich dziadka i wujka, są ciągłym źródłem radości w jej życiu. Jednak nawet z Różą mieszkającą najbliżej mnie, nasze drogi rzadko się przecinają, poza okazjonalnym pośpiesznym lunchem czy szybką kawą.
Święta, kiedyś czas radości i rodzinnych spotkań, stały się najtrudniejszymi dniami mojego roku. Dekoruję swój dom, gotuję tradycyjne potrawy i czekam, mając nadzieję, że ten rok będzie inny. Ale gdy dzień przechodzi w noc, uświadamiam sobie, że spędzę kolejne święto samotnie. Telefony i wiadomości tekstowe z życzeniami od Szymona i Róży są miłe, ale nie mogą wypełnić pustych miejsc przy moim stole.
Zawsze wyobrażałam sobie moje lata emerytury pełne odwiedzin rodzinnych, opiekowania się wnukami i przekazywania tradycji rodzinnych. Zamiast tego muszę zmierzyć się z rzeczywistością mojej samotności. Próbowałam się wyciągnąć, zbudować most, ale pośpiech i zabieganie w życiu moich dzieci pozostawia mało miejsca dla mnie.
Reflektując nad moją sytuacją, nie mogę oprzeć się poczuciu rozczarowania. Nie w moich dzieciach, ale w okolicznościach, które doprowadziły nas do tego punktu. Rozumiem, że życie jest zajęte i że każdy ma swoją własną ścieżkę do podążenia, ale nie mogę pozbyć się uczucia bycia pozostawioną w tyle.
To nie jest emerytura, jaką sobie wyobrażałam w wieku 60 lat. Samotna w każde święto, zastanawiam się, co poszło nie tak i jak mogę znaleźć poczucie celu i połączenia w nadchodzących latach. Ale na razie przygotowuję się na kolejne święto, mając nadzieję na zmianę, która wydaje się być coraz bardziej nieuchwytna.