Między ciszą a krzykiem: Historia Małgosi, która musiała wybrać siebie

– Gosia, cześć. Co robisz? – rozległ się w słuchawce głos przyjaciółki.

– Właśnie wróciłam z pracy. Coś pilnego? Przepraszam, jestem padnięta, dzień był koszmarny – odpowiedziałam, rzucając torbę na podłogę i opierając się o ścianę w przedpokoju.

– Musisz przyjechać. Teraz. – Głos Kasi był inny niż zwykle, drżał. – To chodzi o twoją mamę.

Serce mi zamarło. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Mama… Ostatnio coraz częściej zapominała o drobiazgach, gubiła klucze, myliła dni tygodnia. Ale przecież to nic wielkiego, prawda? Każdemu się zdarza.

– Co się stało? – wyszeptałam, czując jak narasta we mnie panika.

– Lepiej, żebyś zobaczyła sama. Jestem u was w domu.

Nie pamiętam nawet, jak znalazłam się na ulicy. Biegłam przez mokre chodniki Warszawy, mijając ludzi zapatrzonych w ekrany telefonów, dzieci na rolkach i pary z wózkami. Wszystko wydawało się takie normalne, a ja miałam wrażenie, że świat właśnie się kończy.

Drzwi do mieszkania były otwarte. W środku panował chaos – na podłodze leżały rozrzucone gazety, na stole niedopita herbata. Mama siedziała na kanapie, patrząc w pustkę. Kasia stała obok niej, ściskając jej dłoń.

– Małgosiu… – Mama spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem. – Czy już czas na kolację?

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. To nie była moja mama. A może właśnie taka była zawsze, tylko ja tego nie widziałam?

– Musimy coś zrobić – powiedziała cicho Kasia. – To nie jest zwykłe zmęczenie. Była dziś na ulicy w piżamie, nie mogła znaleźć drogi do domu.

Zadzwoniłam do taty. Odebrał po kilku sygnałach.

– Małgosia, co się dzieje? Jestem w pracy…

– Tata, musisz wrócić. Mama… coś jest nie tak.

Przez chwilę słyszałam tylko jego oddech.

– Znowu przesadzasz. Twoja matka zawsze była roztargniona. Przestań robić dramaty.

Zacisnęłam pięści. Zawsze tak było – ja dramatyzuję, ja wymyślam problemy. A potem to ja muszę je rozwiązywać.

Kasia objęła mnie ramieniem.

– Nie możesz być z tym sama – szepnęła.

Tego wieczoru siedziałyśmy we trzy w kuchni. Mama opowiadała o dzieciństwie w Białymstoku, o tym, jak uczyła się jeździć na rolkach z siostrą. Jej głos był spokojny, ale w oczach czaił się strach.

– Mamo, pamiętasz, co dziś robiłaś? – zapytałam delikatnie.

Spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Oczywiście! Byłam w pracy…

Zamknęłam oczy. Mama nie pracowała od pięciu lat.

Następnego dnia zadzwoniłam do lekarza. Diagnoza przyszła szybko – początki demencji. Lekarz mówił coś o lekach, terapii, wsparciu rodziny. Słuchałam go jak przez mgłę.

Tata wrócił do domu dopiero wieczorem. Był zmęczony i rozdrażniony.

– Przesadzasz – powtórzył. – Twoja matka nie jest stara. Po prostu się stresuje.

– Tata, ona nie poznaje ludzi na ulicy! – krzyknęłam. – Potrzebuje pomocy!

Wybuchł. Krzyczał, że wszystko zwalam na niego, że zawsze byłam histeryczką. Mama patrzyła na nas z przerażeniem.

W nocy nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słuchając cichego szlochu mamy za ścianą. Wtedy zrozumiałam, że muszę podjąć decyzję – albo zostanę i poświęcę wszystko dla rodziny, albo spróbuję żyć własnym życiem.

Rano zadzwoniłam do pracy.

– Dzień dobry, tu Małgorzata Nowicka. Chciałabym wziąć urlop na żądanie…

Szefowa westchnęła.

– Znowu? Małgosiu, musisz się ogarnąć. Mamy ważny projekt.

Zamknęłam oczy.

– Przepraszam, ale nie mogę inaczej.

Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Chodziłam z mamą po lekarzach, szukałam informacji o opiece nad osobami z demencją. Tata coraz częściej znikał z domu, tłumacząc się pracą. Kasia była jedyną osobą, która mnie wspierała.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem na ławce przed blokiem.

– Gosia, nie możesz wszystkiego brać na siebie – powiedziała cicho Kasia. – Masz prawo do własnego życia.

Popatrzyłam na nią bezradnie.

– Ale jak mam zostawić mamę? Jak mam patrzeć na to wszystko i udawać, że nic się nie dzieje?

Kasia uśmiechnęła się smutno.

– Może czas porozmawiać z tatą poważnie. Albo poszukać pomocy gdzie indziej.

Wróciłam do domu i po raz pierwszy od lat wykrzyczałam tacie wszystko, co czułam – żal, złość, bezsilność. On milczał długo, a potem wyszedł bez słowa.

Następnego dnia znalazłam ulotkę o grupie wsparcia dla rodzin osób chorych na demencję. Poszłam tam sama. Siedziałam w kręgu obcych ludzi i po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę. Nie jestem sama.

Dziś wiem, że nie rozwiążę wszystkich problemów. Mama czasem mnie nie poznaje, tata nadal ucieka w pracę. Ale ja zaczęłam dbać o siebie – wróciłam do pracy na pół etatu, spotykam się z Kasią, czasem jeżdżę na rolkach po parku jak za dawnych lat.

Często zastanawiam się: czy można być szczęśliwym, gdy świat wokół się rozpada? Czy egoizm to naprawdę coś złego, jeśli ratuje nas przed całkowitym zatraceniem?

Może właśnie wtedy zaczynamy naprawdę żyć.