Zobaczyłam go po 35 latach. Wszystko wróciło: zapach lata, smak zdrady, echo dawnych łez

– Anka? – usłyszałam ten głos, zanim jeszcze zdążyłam podnieść wzrok znad siatki z zakupami. Zamarłam. Przez chwilę miałam nadzieję, że to pomyłka, że to tylko ktoś podobny, przypadkowy przechodzień, który pomylił mnie z kimś innym. Ale kiedy spojrzałam w jego oczy – te same, choć bardziej zmęczone, z drobnymi zmarszczkami w kącikach – wiedziałam już, że nie mam dokąd uciec.

– Marek? – wyszeptałam, czując jak serce wali mi w piersi jak oszalałe. Wokół nas tłum ludzi w galerii handlowej, gwar rozmów, zapach kawy i perfum. A ja czułam się, jakby czas się zatrzymał.

– To naprawdę ty… – powiedział cicho, z niedowierzaniem. – Po tylu latach.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez głowę przelatywały mi obrazy: tamto lato nad jeziorem w Borach Tucholskich, jego ręka na mojej szyi, szeptane obietnice pod rozgwieżdżonym niebem. I potem – łzy, krzyk mojej matki, trzask drzwi.

– Przepraszam, muszę iść – rzuciłam nerwowo i ruszyłam przed siebie. Ale Marek dogonił mnie po kilku krokach.

– Anka, poczekaj! – złapał mnie za ramię. – Proszę… tylko chwilę.

Zatrzymałam się. Wzięłam głęboki oddech. Zawsze byłam silna – tak przynajmniej mówiła mama. Ale teraz czułam się jak dziecko.

– Po co tu jesteś? – zapytałam ostro, próbując ukryć drżenie głosu.

– Przyjechałem do mamy. Jest chora… Rak. Lekarze nie dają jej wiele czasu.

Poczułam ukłucie współczucia. Pani Helena zawsze była dla mnie dobra. Ale zaraz potem wróciła fala gniewu.

– I co? Myślisz, że po tylu latach możemy tak po prostu pogadać? Jakby nic się nie stało?

Marek spuścił wzrok.

– Wiem, że cię skrzywdziłem. Wiem, że nie powinienem był wtedy… – urwał. – Ale nigdy o tobie nie zapomniałem.

Zaśmiałam się gorzko.

– To ciekawe, bo ja próbowałam zapomnieć każdego dnia przez ostatnie trzydzieści pięć lat.

Wokół nas świat toczył się dalej: dzieci biegały z balonami, ktoś śmiał się przy stoliku w kawiarni. A ja czułam się jak na scenie, wystawiona na widok publiczny ze swoim bólem.

– Anka… – zaczął znowu Marek. – Czy możemy usiąść? Proszę.

Nie wiem dlaczego się zgodziłam. Może dlatego, że byłam zmęczona ucieczką. Może dlatego, że chciałam raz na zawsze zamknąć ten rozdział.

Usiedliśmy w rogu kawiarni. Marek zamówił herbatę z cytryną – taką samą jak wtedy. Ja nie mogłam nic przełknąć.

– Co u ciebie? – zapytał niepewnie.

– Mam męża. Dwójkę dzieci. Pracuję w szkole jako polonistka. Żyję… normalnie – odpowiedziałam chłodno.

– Szczęśliwa jesteś?

Zawahałam się. Czy byłam szczęśliwa? Mój mąż Andrzej był dobrym człowiekiem, ale od lat żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Dzieci dorosły i wyjechały do Warszawy. Dom był pusty i cichy.

– Tak… chyba tak – skłamałam.

Marek patrzył na mnie długo.

– Ja nie mam rodziny. Po tym wszystkim… nie potrafiłem nikogo pokochać tak jak ciebie.

Poczułam łzy napływające do oczu. Próbowałam je powstrzymać.

– Dlaczego wtedy odszedłeś? Dlaczego zostawiłeś mnie samą z tym wszystkim?

Marek spuścił głowę.

– Twój ojciec przyszedł do mnie tamtego wieczoru. Powiedział, że jeśli cię nie zostawię, zniszczy moją rodzinę. Byłem młody… przestraszyłem się. Myślałem, że robię to dla twojego dobra.

Zacisnęłam pięści pod stołem.

– Dla mojego dobra? Przez lata czułam się nikim! Mama powtarzała mi, że jestem głupia, że nikt mnie nie pokocha tak jak ona chce… Ojciec milczał całymi dniami. A ja… ja próbowałam żyć dalej.

Marek wyciągnął rękę przez stolik, ale cofnęłam ją gwałtownie.

– Nie dotykaj mnie – syknęłam przez łzy.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. W końcu Marek odezwał się cicho:

– Przepraszam cię za wszystko. Wiem, że to niczego nie zmieni… Ale chciałem ci powiedzieć, że żałuję każdego dnia bez ciebie.

Wstałam gwałtownie.

– Nie wiem, czego oczekujesz po tej rozmowie. Że ci wybaczę? Że wszystko będzie jak dawniej?

Marek spojrzał na mnie smutno.

– Nie oczekuję niczego. Chciałem tylko zobaczyć cię jeszcze raz. Usłyszeć twój głos…

Odwróciłam się i wyszłam z kawiarni. Szłam przez galerię jak we śnie. Ludzie mijali mnie obojętnie, a ja czułam się naga ze swoim bólem.

Wróciłam do domu późno wieczorem. Andrzej siedział przed telewizorem, jak zwykle milczący.

– Coś się stało? – zapytał bez przekonania.

– Nie… wszystko w porządku – odpowiedziałam automatycznie i zamknęłam się w łazience.

Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Zmarszczki wokół oczu, siwe pasma we włosach. Kim jestem? Kobietą spełnioną czy wrakiem człowieka?

Przez kolejne dni nie mogłam spać. Wspomnienia wracały falami: pierwsze pocałunki nad jeziorem, kłótnie z matką o Marka („On cię tylko skrzywdzi!”), samotność po jego odejściu, próby ułożenia sobie życia na nowo.

W końcu zadzwoniła moja córka Ola:

– Mamo, czemu jesteś taka przygaszona ostatnio?

Chciałam jej powiedzieć prawdę: że spotkałam mężczyznę, którego kochałam bardziej niż kogokolwiek innego; że nigdy nie pogodziłam się z jego odejściem; że całe życie żyłam w cieniu tamtej straty. Ale nie potrafiłam.

– Wszystko dobrze, kochanie – skłamałam po raz kolejny.

Wieczorem zadzwoniła moja siostra Basia:

– Słyszałam, że Marek wrócił do miasta… Spotkałaś go?

Zaniemówiłam na chwilę.

– Tak… przypadkiem w galerii.

Basia westchnęła ciężko:

– Wiesz, mama nigdy nie żałowała tego, co wtedy zrobiła. Myślała, że cię chroni…

Poczułam gniew i żal jednocześnie:

– Chroniła mnie przed czym? Przed szczęściem?

Basia milczała długo:

– Może przed bólem… Może przed sobą samą…

Po tej rozmowie długo siedziałam przy stole z kubkiem zimnej herbaty w dłoniach. Próbowałam sobie przypomnieć momenty szczęścia z Andrzejem – narodziny dzieci, wspólne wakacje nad morzem, wieczory przy książkach. Było ich wiele… ale zawsze gdzieś w tle czaiła się pustka po Marku.

Kilka dni później dostałam wiadomość od Marka: „Mama umarła dziś rano. Dziękuję za wszystko.”

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Ulgę, bo wiedziałam, że już go nie spotkam przypadkiem na ulicy; smutek, bo coś we mnie umarło razem z panią Heleną – ostatni ślad tamtej młodości.

Wieczorem poszłam na spacer nad jezioro – to samo jezioro sprzed lat. Usiadłam na pomoście i patrzyłam na zachód słońca odbijający się w wodzie.

Czy można wybaczyć sobie zmarnowane życie? Czy można jeszcze odnaleźć szczęście po tylu latach samotności?

A może każdy z nas nosi w sobie taką ranę – i tylko od nas zależy, czy pozwolimy jej się zabliźnić?