Za zamkniętymi drzwiami: Niedziela, której nie zapomnę
— Czy wszystko w porządku? Otwórz, proszę! — mój głos odbijał się od zimnych kafelków łazienki. Stałam na korytarzu, bosa, w starym szlafroku, z sercem bijącym jak szalone. — Marysiu, otwórz! — powtórzyłam, stukając mocniej pięściami w drzwi. Za nimi panowała cisza, tylko cichy szloch zdradzał obecność mojej córki.
Jeszcze godzinę temu spałam spokojnie obok męża. Jego chrapanie mieszało się z dźwiękami budzącego się miasta. Przez białe płótno chmur przebijało marcowe słońce. Spojrzałam na zegar i drgnęłam — już dziewiąta! Przez chwilę ogarnął mnie strach, że spóźnię się do pracy, ale zaraz przypomniałam sobie: dziś niedziela, Święto Kobiet. Powinnam się cieszyć, odpocząć, może dostać kwiaty od męża i córki. Zamiast tego poczułam niepokój — mieszkanie było zbyt ciche.
Wyszłam z sypialni i od razu zauważyłam zamknięte drzwi łazienki. Zawsze zostawiamy je uchylone. Podeszłam bliżej i usłyszałam cichy płacz. Moja Marysia — piętnastoletnia, zbuntowana, ostatnio coraz bardziej zamknięta w sobie. Próbowałam rozmawiać z nią wczoraj wieczorem o jej ocenach, o tym, że znów nie wróciła na czas do domu. Pokłóciłyśmy się. Powiedziałam kilka słów za dużo. Teraz żałowałam każdego z nich.
— Marysiu, kochanie, proszę… — mój głos zadrżał. — Porozmawiajmy. Nie chcę się kłócić.
Za drzwiami cisza. Potem usłyszałam szelest papieru i jeszcze głośniejszy szloch.
— Zostaw mnie! — krzyknęła w końcu Marysia. — Nienawidzę cię!
Te słowa uderzyły mnie jak policzek. Cofnęłam się o krok, poczułam łzy pod powiekami. Przypomniałam sobie własną matkę i nasze kłótnie sprzed lat. Czy wtedy też byłam tak okrutna?
Mój mąż Andrzej pojawił się w drzwiach sypialni, zaspany, z rozczochranymi włosami.
— Co się dzieje? — zapytał cicho.
— Marysia… zamknęła się w łazience. Pokłóciłyśmy się wczoraj…
Andrzej westchnął ciężko i podszedł do drzwi.
— Marysiu, wyjdź, proszę. Chcemy tylko porozmawiać.
Odpowiedziała mu cisza.
Usiadłam na podłodze pod drzwiami łazienki. Czułam się bezradna jak nigdy dotąd. Przez głowę przelatywały mi obrazy z ostatnich miesięcy: Marysia coraz częściej zamykała się w swoim pokoju, przestała rozmawiać ze mną o swoich problemach, zaczęła spędzać czas z nową paczką znajomych. Bałam się o nią, o to, co robi po szkole, z kim się spotyka. Chciałam ją chronić, ale chyba robiłam to źle.
Wstałam i poszłam do kuchni zrobić herbatę. Ręce mi drżały, kiedy nalewałam wodę do czajnika. Andrzej usiadł przy stole i patrzył na mnie smutno.
— Może powinnaś dać jej trochę czasu? — zaproponował cicho.
— A jeśli coś sobie zrobi? — wyszeptałam przerażona.
— Marysia jest rozsądna…
— Ale ja ją zraniłam! Powiedziałam jej wczoraj… powiedziałam, że jeśli nie zacznie się uczyć, to nie pozwolę jej jechać na obóz z przyjaciółmi. Że zawiodła moje zaufanie…
Andrzej milczał przez chwilę.
— Każdy rodzic czasem mówi rzeczy, których żałuje.
Zaparzyłam herbatę i wróciłam pod drzwi łazienki.
— Marysiu, zrobiłam ci herbatę… Twoją ulubioną malinową…
Cisza.
Usiadłam znów na podłodze i zaczęłam mówić do drzwi:
— Wiem, że jesteś na mnie zła. Masz prawo być zła. Ale ja cię kocham i zawsze będę cię kochać, nawet jeśli czasem nie potrafię tego okazać…
Nagle usłyszałam przekręcanie klucza. Drzwi otworzyły się powoli. Marysia stała przede mną z zaczerwienionymi oczami i rozmazanym tuszem do rzęs.
— Nie rozumiesz mnie… — wyszeptała drżącym głosem.
— Może nie rozumiem… Ale chcę spróbować — odpowiedziałam cicho.
Marysia spojrzała na mnie z bólem i gniewem jednocześnie.
— Ty tylko wymagasz! Nigdy nie pytasz, co ja czuję!
Zatkało mnie na chwilę. Miała rację. Ostatnio tylko strofowałam ją za oceny, za bałagan w pokoju, za spóźnienia… Zapomniałam zapytać: „Jak się czujesz? Co cię martwi?”
Objęłam ją ostrożnie. Najpierw sztywniała w moich ramionach, potem zaczęła płakać jeszcze mocniej.
— Przepraszam… — wyszeptałam jej we włosy. — Przepraszam za wszystko.
Siedziałyśmy tak długo na zimnych kafelkach łazienki. W końcu Marysia oderwała się ode mnie i spojrzała mi prosto w oczy.
— Chciałabym… żebyś czasem po prostu mnie wysłuchała…
Pokiwałam głową ze łzami w oczach.
— Obiecuję… Postaram się być lepszą mamą.
Tego dnia nie było kwiatów ani prezentów na Święto Kobiet. Były łzy, rozmowy i trudne słowa. Ale może właśnie tego potrzebowałyśmy najbardziej?
Wieczorem siedziałam sama w kuchni i patrzyłam przez okno na ciemniejące niebo nad Warszawą. Zastanawiałam się: ile razy jeszcze zranię tych, których kocham najbardziej? Czy potrafię nauczyć się słuchać własnego dziecka? Może każda matka musi przejść przez taki kryzys, żeby naprawdę zrozumieć swoje dziecko?