Gdy dom przestaje być domem: Wyznanie kobiety zdradzonej przez najbliższych

– Co ty sobie wyobrażasz, Michał? – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć stanowczo. – Myślisz, że nie dowiem się, co tu się działo, kiedy byłam w szpitalu?

Michał stał w kuchni, opierając się o blat. Patrzył na mnie z tym swoim chłodnym spokojem, który zawsze doprowadzał mnie do szału.

– Iwona, nie dramatyzuj. Przesadzasz. Byłaś chora, potrzebowałem kogoś do pomocy.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. W głowie dudniły mi słowa sąsiadki: „Wiesz, Iwonka, widziałam jak jakaś młoda dziewczyna wychodziła rano z twojego mieszkania. Michał ją odprowadzał…”.

Nie chciałam wierzyć. Przez całe tygodnie w szpitalu powtarzałam sobie, że to niemożliwe. Że Michał mnie kocha, że czeka na mój powrót. Że dom to bezpieczne miejsce. Ale kiedy wróciłam i zobaczyłam jej szczoteczkę do zębów w naszej łazience, jej perfumy na mojej półce… Wszystko runęło.

– Kogo do pomocy? – zapytałam cicho. – Kogo?

Michał wzruszył ramionami.

– Martyna mi pomagała. Gotowała, sprzątała…

– Martyna? – powtórzyłam głucho. – Ta sama Martyna, z którą pisałeś SMS-y po nocach?

Nie odpowiedział. Odwrócił wzrok i zaczął nerwowo przekładać kubki w szafce.

Wtedy poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Ale nie pozwoliłam im popłynąć. Nie przy nim.

Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Usiadłam na zimnych kafelkach i objęłam kolana ramionami. W głowie miałam mętlik: obrazy z dzieciństwa, śmiech mojej mamy, zapach świeżo upieczonego chleba… I nagle wszystko to wydało mi się obce, jakby nie należało do mnie.

Mama zadzwoniła tego samego wieczoru.

– Iwonka, nie przesadzaj – powiedziała tonem, którego nienawidziłam od dziecka. – Michał to dobry chłopak. Może po prostu był samotny? Ty tyle czasu w szpitalu… Każdemu mogło się zdarzyć.

– Mamo! – krzyknęłam przez łzy. – On mnie zdradził! W naszym domu! A ty go bronisz?

– Nie rozumiesz… – westchnęła ciężko. – Ja tylko chcę dla ciebie dobrze. Nie rób scen.

Rozłączyłam się bez słowa. Poczułam się tak samotna jak nigdy dotąd.

Przez kolejne dni Michał zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Chodził do pracy, wracał późno, czasem zostawał na noc „u kolegi”. Ja leżałam w łóżku i gapiłam się w sufit. Czułam się jak cień samej siebie.

Pewnego dnia usłyszałam pukanie do drzwi. To była Martyna.

– Cześć – powiedziała cicho, patrząc na mnie spod długich rzęs. – Przyszłam po swoje rzeczy.

Stałyśmy naprzeciwko siebie w przedpokoju. Ona młoda, pewna siebie, z błyskiem w oku. Ja – zmęczona, z podkrążonymi oczami i blizną po operacji.

– Wiesz… – zaczęła niepewnie. – Nie chciałam cię skrzywdzić.

Zaśmiałam się gorzko.

– To po co tu przyszłaś? Po co weszłaś do mojego życia?

Martyna spuściła wzrok.

– Michał mówił, że już nie jesteście razem… Że to koniec…

Zamknęłam oczy i poczułam, jak wszystko we mnie pęka.

Kiedy wyszła, długo stałam przy drzwiach i słuchałam ciszy. Nawet nie miałam siły płakać.

Wieczorem zadzwoniła mama.

– Iwonka, musisz być silna – powiedziała cicho. – Może powinnaś wybaczyć? Dla siebie?

– Dla siebie? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – A kto wybaczy mnie?

Odpowiedziała cisza.

Zaczęły się długie tygodnie samotności. Michał coraz rzadziej bywał w domu. Ja próbowałam wrócić do pracy, ale wszystko wydawało mi się bez sensu. Koledzy patrzyli na mnie ze współczuciem, którego nie znosiłam.

Pewnego dnia spotkałam na klatce schodowej sąsiadkę panią Halinę.

– Iwonko, trzymaj się dziecko – powiedziała ciepło i ścisnęła moją dłoń. – Takich rzeczy się nie wybacza.

Jej słowa były jak plaster na ranę.

Zaczęłam chodzić na długie spacery po parku. Siedziałam na ławce i patrzyłam na ludzi: matki z dziećmi, zakochane pary, starszych panów grających w szachy. Zazdrościłam im spokoju.

Któregoś dnia zadzwonił Michał.

– Musimy porozmawiać – powiedział bez emocji.

Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko domu.

– Chcę rozwodu – oznajmił od razu. – To nie ma sensu.

Patrzyłam na niego i zastanawiałam się, kiedy stał się dla mnie obcy.

– A dom? Nasze wspólne życie? – zapytałam cicho.

Wzruszył ramionami.

– Tak będzie lepiej dla nas obojga.

Podpisałam papiery bez słowa. Wróciłam do pustego mieszkania i długo siedziałam przy oknie, patrząc na światła miasta.

Mama zadzwoniła jeszcze raz.

– Iwonka… Może powinnaś wrócić do domu? Do mnie?

Poczułam złość.

– Do jakiego domu? Tam nigdy nie byłam szczęśliwa!

Zamilkła. Po raz pierwszy poczułam ulgę.

Zaczęłam powoli układać sobie życie od nowa. Zapisałam się na jogę, zaczęłam czytać książki, których nigdy wcześniej nie miałam czasu przeczytać. Poznałam kilka nowych osób na warsztatach fotograficznych. Z czasem ból zelżał, choć blizny zostały.

Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy dom to miejsce czy ludzie? Czy kiedykolwiek będę umiała zaufać jeszcze raz?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć zdradę najbliższych?